..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0


***
Słońce już dawno opuściło horyzont ustępując miejsca księżycowi, ciemne chmury opanowały niebo ukazując nieraz którąś z jaśniejących gwiazd. Pohukiwały sowy, nietoperze przelatywały tuż obok starych ścian.
"No i mam nadzieje że jesteś zadowolony Cibhis!" krzyczała wściekła stojąc przy oknie starego zamku Qanthe, w jednej z jego wielu komnat
"To nie miało być tak, przecież ona miała tylko pilnować tej elfki, czy to aż takie trudne? Coś poszło nie tak" mówił raz cicho a raz podnosząc głos Cibhis ukryty pod ciemnym kapturem.
"Pewnie że poszło coś nie tak inaczej elfka była by teraz z nami a nie razem z tamtym, jak mu tam..."
"Gorhan" podpowiedziała trzecia zjawa wyglądająca równie strasznie jak pozostałe.
"No właśnie, Gorhan tylko jego tu jeszcze brakowało. Cibhis nie chcę mówić 'a nie mówiłam' ale "- podeszła do fotela na którym siedział, oparła ręce o oparcie i prosto w twarz ukrytą pod kapturem powiedziała dźwięcznie- a nie mówiłam!?"- Cibhis odepchną ją wściekły tak że prawie się przewróciła, trzecia zjawa uniosła się momentalnie ze stołka przy ławie.
"Co ty wyprawiasz?" ofuknęła go. "Opanuj się do cholery teraz już nic nie zmienimy! Elfka miała dotrzeć tutaj do nas ale niestety nie stało się tak. A popychając Gothę nic już nie zmienisz" mówiła wściekła chodząc w kółko.
"Może to młoda otworzyła tunel, może to ona sprowadziła Callistę"- zastanawiała się Gotha siadając na stole.
"Nie siada się na stole w towarzystwie"- powiedziała po chwili trzecia zjawa, wpatrując się czarnymi jak węgiel oczami w Gothę która momentalnie zeskoczyła ze swojego miejsca i ruszyła na fotel koło okna.
"Mam nadzieję że jesteś usatysfakcjonowana, moja droga."- powiedziała ironicznie zakładając nogę na nogę i wyprostowując sobie szatę na kolanie- "cholerna etykieta"- dodała już do siebie. W tym samym momencie milczący dotąd Cibhis zaczął się śmiać swoim pięknym ciężkim głosem, na którego brzmienie mdlały kobiety, kiedy jeszcze jego właściciel był wśród żywych.
"A ty z czego rżysz?" zapytała zdziwiona Gotha, wpatrując się w kolegę jak na obłąkanego.
"Z tego co powiedziałaś" wyrzucił z siebie prawie krztusząc się ze śmiechu, przytrzymując sobie dłonią kaptur aby mu nie spadł z głowy.
"A jednak ty mnie czasem słuchasz?" zdziwiła się "ale co ja takiego powiedziałam?".
"Że to młoda otworzyła tunel" powiedział w końcu po kilku chwilach gdy już uspokoił się na tyle aby mówić naturalnie- "nawet ja tego nie potrafię a w gildii jestem od" zastanowił się chwilkę "od usranej śmierci" dokończył wolno wypowiadając każdy wyraz.
"To na pewno nie młoda ona nie ma takiej mocy."- mówiła trzecia powoli podchodząc do półki zawalonej książkami w totalnym nieładzie. -"Słusznie zauważyłeś Cibhis, coś tu jest nie tak" mówiła starając się ułożyć przynajmniej jedną książkę prosto, ale za każdym razem się przewracała.
"I co teraz?" powiedział do siebie Cibhis, oddychając głośno.
"Może zaufajmy przeznaczeniu, co ty mój drogi na to?"- powiedziała Gotha ironicznie, drapiąc się po łysej głowie.
"Jeszcze jedno słowo a wyrzucę cię przez okno razem z tym fotelem na którym siedzisz"- powiedział niezwykle szybko -"moja droga."- dodał wykrzywiając wrednie usta.
Przez chwilkę było cicho, Gotha siedziała wpatrując się w pająka który biegał po spróchniałym parapecie, Cibhis w zamyśleniu nadal nie zmieniał pozycji, bardzo szybko spochmurniał, to że błyskawicznie zmieniały mu się nastroje nie było dla nikogo nowością, zdążyli się już przyzwyczaić, trzecia ze zjaw nadal próbowała poukładać książki co jej się w ogóle nie udawało nie wiedzieć czemu. Bach, jedna z książek upadła na podłogę rozsypując wszędzie powyrywane kartki, bach, chwilkę później spadła następna.
"Co jest z tą półką" wściekła się trzecia, i kopnęła regał z całej siły. Ale że to nic nie poskutkowało bo książki po kolei spadały nadal zrezygnowana odwróciła się na pięcie i ruszyła na swoje poprzednie miejsce przy ławie. Gdy odeszła dostatecznie daleko regał przewrócił się z łoskotem uderzając o podłogę. Cibhis tracił cierpliwość. Trzecia zatrzymała się nagle, odwróciła pochyliła i wyciągnęła kawałek szaty którą przygniótł regał tuż za jej stopami.
"Pieprzona szafka" powiedziała zdecydowanie za głośno.
"Ktoś idzie" zaśpiewała Gotha w rytm piosenki której nienawidził Cibhis- "ktoś się zbliża"- zaśpiewała przeciągając nieudolnie ostatnią sylabę.
"Dosyć!" krzyknął, wykonał prawą ręką znak w stronę siedzącej Gothy która momentalnie uniosła się z fotelem i uderzyła w okno tłukąc stare szyby oprawione w drewno i pociągając za sobą brudną od kurzu firankę wyleciała na zewnątrz krzycząc jakieś przekleństwa. Następnie spojrzał na Trzecią wykonał ten sam znak i chwilę potem leciała już za Gothą.
"Za co?" dało dosłyszeć się cichnący głos Trzeciej zza okna.
Tymczasem drzwi do komnaty otworzyły się, Cibhis wstał szybko jak poparzony "faktycznie ktoś szedł" pomyślał. Do środka wszedł ubrany w taką samą jak inni czarną szatę średniego wzrostu mężczyzna bez kaptura na głowie, z krótkimi ciemnymi włosami, zupełnie białej cerze i zupełnie białych złych oczach. Popatrzył przez chwilę na pozostałą dziurę po oknie, przewróconą półkę i porozrzucane kartki.
"Okno da się naprawić ale w książki masz sam powkładać kartki i poukładać w kolejności chronologicznej na tej"- wskazał na leżący na podłodze mebel "szafce" powiedział Lord Vadeth głosem nie znoszącym sprzeciwu.
"Ale" próbował wytłumaczyć się Cibhis, lecz mężczyzna zgromił go spojrzeniem "tak jest."
"Dobrze, ale teraz chodź ze mną. Gdzie jest Gotha i Marga?" zapytał się wpatrując swymi przerażającymi, demonicznymi ślepiami w Cibhisa.
"Nie mam pojęcia Panie" wzruszył rękoma.
"Później z nimi porozmawiam, a teraz chodź czas ucieka."
"Idę Panie" skłonił się nisko przed mężczyzną który zaraz po tym wyszedł za drzwi- "pieprzone zmory, jeszcze was dopadnę"- powiedział bardzo cicho po czym odczekał chwilę i wyszedł zamykając za sobą drzwi do komnaty.

***
Słońce biegło za horyzont goniąc księżyc, przy czym ciągnąc za sobą wszystkie ciemne chmury w tą bezsensowną pogoń. Wiatr przybierał na sile a chłód w ostatnich letnich dniach wzmagał się, wywołując na nie okrytym ciele nieprzyjemną gęsią skórkę, zaczął siąpić leciutko deszcz. W tą dziwną pogodę dwie postacie szły gościńcem, rozmawiając, śmiejąc się, przepychając a także często wybuchając gromkim śmiechem. Szły w przeciwną stronę do grupy prowadzonej przez ocalałych centaurów, blisko siebie nie zważając na krople deszczu i nieprzyjemny chłód.
-No dalej- nalegała elfka po czym odwróciła się i zaczęła iść do tylu tuż przed Gorhanem.
-O co ci chodzi?
-Czekam na podziękowania- powiedziała wyniośle wpatrując w niego duże zielone wyczekujące oczy- na dalej- zachęcała.
-Hahaha- zaśmiał się pokazując swoje piękne małe ostre bez kłów uzębienie.- to za co mam ci dziękować?
-No nie wiem, -udawała zastanowienie - może za uratowanie życia z rąk tak niebezpiecznych oprawców jak centaurzy- unosząc dumnie glowę do góry.
Gorhan wpatrywał się w tą dziewczynę idącą przez nim jak rak do tyłu, w jej duże zielone oczy, zadartą główkę i niesforne pasemka czarnych włosów które cały czas spadały na jej twarz, milczał długo uśmiechając się ironicznie.
-Jaja sobie robisz? -stwierdził bardziej niż zapytał zmienając ton glosu.
-Obrażasz mnie w tym momencie- zatrzymała się nagle i elfa również -to ja stawiam czoła niebezpieczeństwu uwalniam cię z niewoli, zabijam oprawców, narażam własne życie- mówiła głośno i bardzo gestykulując- i nawet nie zasługuję na słowa podzięki- odgarnęła z twarzy pasmo włosów które nie chciało się odpowiednio ułożyć, odsłaniając przy tym wściekle iskrzące zielone oczy.
-Wiesz to bardziej ty powinnaś mi podziękować niż ja tobie- mówił spokojnie nie dając wyprowadzić się z równowagi, pamiętał ile to razy kłócili się o wiele różnych spraw i nigdy nic dobrego z tego nie wychodziło. Ale tym razem nie chciał aby to ona była górą nie miał zamiaru ustąpić.
-Tak?- zapytała zdziwiona, zmieniając wygląd twarzy z groźnej w zdumioną- a to niby za co?
-Zacznijmy od tego że od paru tygodni próbowałem wyciągnąć cię z Zakarum, pytałem tych których pytać się nie powinno, szukałem wskazówek tam gdzie moja obecność jest zabroniona, wydałem całe oszczędności na księgi zwoje a przede wszystkim, niezwykle cenne informacje. I najważniejsze, znalazłem elfkę w której teraz siedzisz w dosłownie ostatniej chwili, chyba tylko przeznaczenie ją sprowadziło na drogę którą wiedli mnie centaurzy- mówił powoli akcentując poniektóre sylaby tak że przemowa nabrała stanowczego tonu. Elfka wpatrywała się w jego twarz która nawet nie drgnęła zachowując srogi wygląd, milczała, było jej strasznie głupio.
-No więc słucham- tym razem to on nalegał. Elfka rzuciła mu się na szyję. - Dziękuję- wyszeptała mu do ucha a Gorhan przytulił ją mocno do siebie- Bardzo dziękuję-dodała nie tamując łez które pierwszy raz spływały jej z oczu od czasu gdy była w tym ciele.

***

"Marga, cholero piekielna gdzie jesteś?" krzyczał Cibhis swym urzekającym basem, leciutko przelatując nad powierzchnią podłogi dotykając jej jedynie strzępkami czarnej szaty którą zawsze miał na sobie. "Marga!" nawoływał zdenerwowany do granic możliwości, zaciskając w pięści długie kościste palce. Skręcił korytarzem na prawo i sunął dalej szukając zjawy.
"Czego się tak drzesz mój drogi" zapytała drwiąco Gotha wyłaniając się z jednej z komnat.
Wyglądała okropnie jej mroczna szata była tak porozrywana że w niektórych miejscach widać było bardzo chude ciało zjawy, typowo kobiece miejsca nie wstydziła się okazywać przed Cibhisem. Wręcz sama je jeszcze odsłaniała przyjmując wabiące pozycje przy framudze drzwi, jej kaptur gdzieś się oderwał więc nie mogła zakryć głowy na której dopiero zaczęły odrastać włosy. Pachniała czarną orchideą co w połączeniu z czarnym cieniem do powiek i białą pomadką dawały wygląd bardziej odpychający niż zniewalający. Cibhis zmierzył ją wzrokiem od stóp po sam czubek jeszcze łysej głowy, czego nie było widać gdyż jego twarz zakrywał kaptur, zbliżył się do Gothy.
"Masz szczęście że nie mam czasu, bo tak bym cię z chęcią wychędożył że mogłabyś tylko latać" mówił powoli do jej ucha "bo na nogach byś już nie ustała"- dodał i zauważył jak po jej ciele przebiega dreszcz, następnie jak odsuwa się od niego w stronę komnaty i znika za zamykającymi się drzwiami wpatrując się w niego oczami pełnymi pokusy i z lekkim uśmiechem na bardzo jasnej twarzy.
"Jak widzisz niestety nie mam czasu" powiedział do siebie ciężko wzdychając gdy Gotha zanikła za drzwiami. "Morga jak cię znajdę to ci ręce z dupy powyrywam!" zrezygnowany ruszył dalej przez ciemny korytarz udekorowany tylko starymi pajęczynami, gdyż wszystkie kosztowne obrazy lub rzeźby zostały zrabowane przez jakiś opryszków rządnych pieniędzy. Na gołych ścianach widać było wolne place różniące się kolorem od reszty ściany, były to miejsca na których wisiały malowidła. Zjawa mknęła między cmentarzyskami pamięci: pustymi komnatami, między regałami biblioteki, opuszczoną kuchnią pełną szczurów, oraz przejściami o których wiedzieli tylko nieliczni.
Dawno temu tętniło tu życie, zamek Qanthe należał kiedyś do bardzo bogatej arystokratycznej rodziny, było to za czasów króla Verbera de Rogue pana Księstwa Zachodniego, zwanego później Księstwem Vorghtas. Zamek kupił od księcia Gerhawa, syna Verbera de Rogue, arystokrata Wolderness za pieniądze które zarobił na kopalni złota którą przypadkowo odkrył niedaleko swojego pierwszego domu. Zatrudnił ludzi, a sakwa zwiększała się ciesząc serca i oczy jego rodziny. Zainwestował w handel wszystkim co możliwe, od ludzi, przez odzież i biżuterię po broń, naturalnie bez wiedzy króla Verbera de Rogue. Z nic nie znaczącego cichego chłopa, stał się zuchwałym i skąpym mieszkańcem zamku Qanthe, a przy tym częstym bywalcem na pałacowym dworze, niedługo potem król Verber de Rogue nadał mu tytuł arystokraty co jeszcze bardziej sprawiło że Wolderness stał się bardziej zachłanny i dumny. Zerwał kontakty z zaprzyjaźnionymi chłopami, rzadko odwiedzał króla i innych arystokratów, zamykał się w swojej komnacie i liczył, liczył złoto którego z dnia na dzień przybywało, zapominał o rodzinie liczyło się tylko: złoto. Z czasem jak Wolderness zapominał o wszystkich, wszyscy zaczęli zapominać o Woldernessie, żona odeszła z kochankiem, a trójka dzieci odebrawszy ojcu większą część pieniędzy podzieliły się sprawiedliwie i odeszły każde w inna stronę zachowując w sercu obraz kochanej i zawsze serdecznej matki z którą tylko utrzymywały kontakt. Wolderness zapomniany przez wszystkich zamkną się w jednej z wielu komnat wraz ze swoim ukochanym złotem, nie jadł nie spał, wpatrywał się tylko w ten kruszec drogocenny który zajął jego całe serce i duszę wprowadzając w obłęd. Końcem tego obłędu była śmierć, Wolderness umarł samotnie trzymając w rękach to co kochał najbardziej a co doprowadziło go do zguby- złoto. Wieść o śmierci skąpca rozniosła się niesamowicie szybko, prawie tak szybko jak jego cały dobytek wynoszony przez opryszków i złodziei. Arystokrata nie byłby zachwycony gdyby dowiedział się że obecnie jego zamek jest siedzibą zjaw które w klimacie tej legendy czują się wyśmienicie.
Cibhis nadal penetrował każdy zakątek zamku w poszukiwaniu Trzeciej która nie wiedzieć czemu była nieuchwytna nawet myślami. Lecz gdy przechodził obok jednej z wielu komnat poczuł silny impuls w głowie, wpatrywał się chwilę w drzwi dzielące korytarz od komnaty, koncentrował się. Wyczul że ktoś jest w środku, jedna osoba, oglądająca w kuli... Cibhis uśmiechnął się pobłażliwie, cała złość spłynęła nagle z niego jakby ktoś oblał go zimną wodą zmywając przy tym wrogość do Trzeciej. Wszedł zdecydowanie do środka, Marga nieudolnie próbowała zasłonić kulę czarnym jak smoła rękawem, ale Cibhis wiedział.
"Nie uczyli cię w domu, jak byłeś mały i żywy, że puka się zanim się wchodzi do pokoju?" zapytała zaskoczona wejściem zjawy.
"W domu uczyli mnie tylko jak przeżyć, jak widać z nieudolnym skutkiem, byłem mało pojętym uczniem. No to co tam oglądasz, mogę zobaczyć?"- pytał zbliżając się do stolika na którym znajdowała się biała jak śnieg kula, w tym czasie Marga zdążyła wypowiedzieć zaklęcie i nagie postacie w środku rozwiały się jak kamfora.
"Chyba jednak nie mogę zobaczyć. A na pewno było to bardzo ciekawe, skoro nawet nie słyszałaś jak cię wołałem" mówił bez złości, bardziej jak starszy brat który właśnie przyłapał siostrę jak podgląda kochających się sąsiadów, niż wyższy rangą Vadeth wściekły na podwładną. " No dalej przyznaj się nie ma czego się wstydzić"- mówił z lekkim uśmiechem którego nie było widać pod kapturem szczelnie zakrywającym twarz.
Marga siedziała na fotelu tuż przed stolikiem, zdjęła kaptur ukazując swe piękne długie rude włosy, mały nosek i kolorowe oczy które nigdy nie miały jednolitego koloru, nie patrzyła na Cibhisa, jak obrażone dziecko wpatrywała się w pustkę czekając na karę. Nikt nie wiedział dlaczego metamorfoza nie dotknęła Margi tak jak innych, najwyżsi uważają że to wyjątek od reguły który musiał kiedyś nastąpić, inni uważają że to przez pochodzenie Trzeciej, była w końcu córką wiedźmina i, no właśnie nikt nie wie która z kobiet była matką Margi. Dziwne pochodzenie i dziwne zdolności tworzyły z niej ciekawą osobę, nikt nigdy nie mógł odgadnąć co w niej siedzi, a teraz Cibhis nakrył ją na tak pospolitym uczynku że Trzecia nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Vadeth zaglądał w mieniące się oczy Trzeciej i oczekiwał odpowiedzi, w końcu nigdzie się nie spieszył, do Gothy zresztą też nie. Metamorfoza Vadetha przebiegła naturalnie, masa ciała spadła, na dłoni można było policzyć każdą kostkę, głos się nie zmienił, tylko na twarzy pojawił się czany tatuaż od skroni z lewej strony przez policzek aż na szyję i klatkę piersiową, przedstawiający bardzo chudego smoka ale prawie nikt o tym nie wiedział gdyż szczelnie ukrył swój sekret pod kapturem. Cibhis w pierwszej chwili po metamorfozie myślał że jest przeklęty, wiele razy spotykano się z tym że martwi po zmianach stawali się przeklętymi i wędrowali po świecie nie jako zmory ale duchy, bezsilne i niestety wieczne, bez szans na ocalenie siebie czy ingerowania w sprawy ludzkie czy nieludzkie, co mogły zmory. Przeklęci mogli pokazywać się niekiedy żywym jako białe postacie proszące o pomoc, najczęściej prosiły o zamianę miejsc, ale do tej pory nie znalazła się żadna głupia istota która zgodziłaby się na tą transakcję.
"No dobra" wybuchła nagle Marga "brakuje mi seksu jak cholera, mam nadzieję że jesteś z siebie zadowolony" wściekła prawie krzyczała ledwo panując nad sobą, aby nie wstać i nie rozwalić czegoś.
"Zadowolony, cholernie zadowolony, to czemu nie zrobisz tego co wszyscy inni w takiej sytuacji i nie zwolnisz się z usług u Lorda Vadetha powiedzmy na dzień" mówił to tak jakby była to prawda oczywista, natomiast Marga wpatrywała się w niego jakby nie rozumiała o czym mówi.- "co tak na mnie patrzysz pójdź do Lorda Vadetha i powiedz że chcesz odwiedzić przyjaciółkę, a on na pewno pozwoli ci opuścić zamek Qanthe" mówił powoli tak aby Trzecia nadążyła rozumieć o co mu chodzi. Wpatrywała się w niego kolorowymi oczami z kamienną twarzą, czuła się jakby ktoś wymierzył jej policzek, a ona nie może nic powiedzieć ani zrobić, czuła się jak dziecko - bezradna. Metamorfoza nie odbierała chęci do kochania, ani nie zwalniała z obowiązku spożywania posiłku czy załatwiania potrzeb fizjologicznych, to również różniło Vadethy od Przeklętych Duchów.
"Dobra zrobisz jak zechcesz, ja tylko podpowiadam a teraz ruszaj się żwawo do Lorda Vadetha coś od ciebie chce, ze mną już rozmawiał, zresztą domyślasz się pewnie że chodzi o Młodą" mówił sam dziwiąc się w jaki sposób jest jeszcze spokojny. Marga nasunęła kaptur na głowę, wstała, popchnęła kulę która potoczyła się po stoliku a sama bezszelestnie niczym wiatr wyleciała zatrzaskując za sobą drzwi. Kula doturlawszy się do końca stolika spadła tłukąc się na drobniutkie kawałeczki malutkie jak ziarenka piasku. Cibhis ukucnął nabrał w kościstą dłoń resztek szkła i przesypał z powrotem na podłogę. Czuł się jakby przed chwilą wytłumaczył młodszej siostrze jak korzysta się z nocnika, co go bawiło.
"Odzywają się we mnie ludzkie uczucia" powiedział do siebie wstając "kurwa, niedobrze" wyszedł szybko jak wicher wściekły na siebie zatrzaskując podobnie jak Marga drzwi komnaty.



strony: [1] [2] [3] [4]
komentarz[12] |

Komentarze do "W stronę przyszłości cz.1"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.032722 sek. pg: