..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0


Jelonek był pyszny, wszyscy zachwalali kunszt kucharski kuchmistrza, ale nikt nie chciał lizać go po palcach.
W ciągu godzinki z cielątka zostały tylko kosteczki.
Zrobiło się późno i deszcz przestał padać. Zmęczeni po trudach całego dnia udali się na spoczynek, jutro czekał ich znów kawał drogi do przejechania.
Cleo umyła się za wozem pod czujnym okiem swojego ochroniarza, a potem oddaliła się w zarośla za potrzebą.
Kupcy nie marnując wody na mycie poszli spać. Kalif opłukał się z grubsza i położył się na wozie.
Nagle ciszę rozerwał przeraźliwy krzyk Cleo. Kalif poderwał się na równe nogi, złapał szable i wyskoczył z wozu.
Z namiotów wyskoczyli kupcy i Serafin z łukiem w ręku i kołczanem na plecach, przy pasie miał miecz.
Kupcy nie ruszyli się ani na krok, ale Serafin skoczył jak żbik w stronę dobiegającego wrzasku, za nim skoczył Kalif. Serafin wykonał szybki gest rękoma i nad ich głowami pojawiła się niewielka kula lśniąca jasnym światłem.
Krzyk dobiegał od wschodu. Kalif i Serafin mknęli jak strzały, gałęzie boleśnie biczowały ich twarze, ale nie zważali na to. Biegli ile sił w nogach. Odbiegli już spory kawałek od obozu, kiedy krzyki i piski czarodziejki stały się coraz głośniejsze. Zbliżali się do nich. Po kilku chwilach zobaczyli cztery postacie. Były to mutanty. Byli wielcy i bardzo dobrze zbudowani, mieli wielkie szczęki uzbrojone w ogromne, pożółkłe, powykrzywiane kły. Odziani byli w skóry dzikich zwierząt, a w łapach dzierżyli topory. Jeden z nich niósł na plecach Cleo i biegł dalej, a trzej pozostali odwróceni byli w stronę pościgu. Serafin w mgnieniu oka wyciągnął strzałę z kołczanu, nałożył na cięciwę, przystanął na moment i strzelił. Strzała pomknęła jak błyskawica i z impetem wbiła się w oko pierwszego mutanta. Dwa pozostałe z głośnym wrzaskiem rzuciły się na Kalifa. Łowca w mgnieniu oka wyciągnął szable i biegł dalej. Ochroniarz w tym czasie rzucił łuk, wyciągnął miecz i puścił się biegiem w stronę mutantów.
Kalif skręcił lekko w lewo i lawirując między drzewami zaszedł mutanta od boku. W tym czasie Serafin biegł prosto na drugiego mutanta. Zwarli się jednocześnie. Kalif ciął szablą, mierząc w głowę, mutant uniknął odchylając się do tyłu. Kalifem delikatnie zachwiało, nie spodziewał się tak szybkiej reakcji ze strony wielkiego mutanta.
Mutant wykorzystując zachwianie łowcy ciął z rozmachem w brzuch wroga. Kalif podskoczył nad toporem, który wbił się do połowy w drzewo. Zawisnął na moment w powietrzu i z całej siły kopnął mutanta w pysk, ten zatoczył się do tyłu, potknął o wystający korzeń i upadł na plecy. Kalif był już na ziemi, podbiegł do leżącego i z rozmachem wbił dwie szable w wielki tors mutanta. Szable przygwoździły mutanta do ziemi, kończąc jego żywot.
W tym samym czasie Serafin walczył jeszcze z ostatnim mutantem. Dzikus atakował z furią, ochroniarz zręcznie unikał ciosów i kąsał jak kobra. Mutant krwawił poraniony i powoli opadał z sił. Serafin zaatakował po raz kolejny mierząc w brzuch, tym razem ostrze nie napotkało oporu. Mutant osunął się na ziemię, chwilę jeszcze pocharczał i odszedł do krainy wiecznych łowów, na spotkanie ze swoimi współplemieńcami. Świecąca kula zaczęła powoli dogasać.
Serafin znowu wykonał szybki gest rękoma i kolejna kula zmaterializowała się nad ich głowami i zaczęła świecić jasnym światłem.
- Musimy biec dalej - powiedział Kalif - nie zostawię jej samej.
- No to biegnijmy - odparł Serafin - wytropimy go po śladach, które zostawił. Jakby taran przejechał.
- Nie czas na gadkę - powiedział łowca. - Idziemy!
Szli bardzo szybko, ślad był doskonale widoczny, jakby go faktycznie zrobił taran. Po kilkudziesięciu krokach usłyszeli jakby grzmot i niewielka błyskawica rozświetliła puszczę kawałek drogi przed nimi. Od razu pobiegli w tamtą stronę. Po kilku krokach poczuli swąd spalenizny i usłyszeli krzyki Cleo.
- A niech to wszystko szlag trafi! - wrzasnęła czarodziejka. - Kurewskie mutanty.
- Powinno się je topić, zaraz po urodzeniu - dodała nieco spokojniejszym głosem.
A potem zaczęła płakać.
Podeszli do niej, siedziała oparta o pień drzewa w podartej koszuli i płakała. Obok niej leżał wielki mutant, a właściwie pieczeń z mutanta. Był cały zwęglony, a śmierdziało od niego jak cholera.
- Chodźmy stąd - powiedział Kalif - śmierdzi tu spalenizną.
Serafin wyczarował kolejną kulę i poszli w stronę obozu.
Po kilkudziesięciu krokach usłyszeli głośne rżenie i z krzaków przed nimi wybiegł na nich koń.
Serafin szybko odskoczył w bok, a Kalif chwycił Cleo za talię, pociągnął za sobą i skoczyli w zarośla.
Spłoszony koń przemknął koło nich i pobiegł dalej w las.
Wszyscy w zaskakującym tempie podnieśli się na nogi.
- Do obozu! - krzyknął Kalif. – Biegiem!
Biegli ładny kawałek, po chwili zobaczyli blask bijący od strony obozu. Wbiegli na niewielką polankę, na której rozbili obóz. Płonął jeden z wozów, dwa kolejne były przewrócone. Namioty były poprzewracane i podarte, wiele rzeczy z wozów leżało na ziemi.
Cleo rozejrzała się po obozie w poszukiwaniu ludzi i wtedy ich zobaczyła.
- Nieeeee!!! – krzyknęła, a jej głos powoli cichł.
Ciała kupców były zmasakrowane, ktoś do nich najpierw strzelał, a potem ich dobijano.
Niedaleko płonącego wozu leżało ciało Rafaella, na brzuchu, a z pleców starczała brzechwa strzały. Obok niego przy przewróconych wozach leżał martwy Bolard ze sztyletem w ręku, był bardzo poraniony i miał poderżnięte gardło.
Gorasul siedział oparty o pień drzewa niedaleko ognia, wyglądał jakby wpatrywał się w ogień, tylko oczy , w których wygasło życie, potwierdzały śmierć kupca.
Ciała Marko i Darko leżały blisko siebie, tuż przy ogniu. Marko leżał na plecach w brzuch miał wbitą strzałę, miał też podcięte gardło. Darko leżał na nogach brata plecami do góry.
- To nie może być prawda - powiedziała prawie szeptem. - Nie może być.
- To była zasadzka - powiedział Serafin - a my daliśmy się podejść.
- Mogłeś zostać - rzekł Kalif - ale wtedy leżałbyś tu między nimi z poderżniętym gardłem.
- Zapłacili mi za ochronę, a ja zawiodłem - powiedział ochroniarz i spuścił głowę. - Nie jestem wart funta kłaków.
- Ja też jechałem z wami i miałem ich ochraniać - odparł Kalif - ale nawet gdybyśmy zostali, co moglibyśmy zrobić? Wystrzelaliby nas jak kaczki. Los tak chciał, powinniśmy dziękować mu za to, że żyjemy.
- Oni nie żyją - prawie krzyknęła, a łzy spływały jej po policzku - czy tu jesteśmy, czy nas nie ma, czy tu byliśmy, czy nas nie było, oni nie żyją i nic na to nie poradzimy.
- Ale póki co możemy coś dla nich zrobić – dodała. - Pochowajmy ich jak należy, nie godzi się tak ich zostawić na pastwę dzikich zwierząt.
Serafin przyniósł trzy szpadle i zaczęli kopać niedaleko od ogniska. Kopali w milczeniu, pogrążeni w smutku. Wykopanie pięciu grobów zajęło im trochę czasu, ziemia była miękka, ale było tu pełno korzeni drzew i krzewów, które utrudniały kopanie. Ułożyli ciała w grobach i zasypali je ziemią.
Chwilę później postali w milczeniu, a potem postanowili odpocząć. Serafin pogrzebał trochę w rzeczach wyrzuconych z wozu i znalazł antałek samogonu Rafaella i dwa kubki, przyniósł to do pozostałych.
- Wypijmy za nich - powiedział Serafin i podał kubek Cleo i Kalifowi. - Pij pierwszy.
Serafin nalał samogonu do kubków.
- Niech im ziemia lekką będzie - wzniósł kubek Kalif - i żeby im było lepiej tam niż było tutaj.
Wypili, łzy napłynęły im do oczu, trudno stwierdzić czy były to łzy smutku, czy samogon tak palił.
Potem wypił Serafin a na jego policzki spłynęły łzy, co było dziwne, bo kiedy pili z kupcami, nawet się nie zakrztusił.
Później Kalif z Serafinem naprawili jeden namiot i położyli się spać. Kalif objął pierwszą wartę, a potem miał go zastąpić Serafin.

Obudzili się późnym rankiem. Słońce było już wysoko na niebie i lekko przygrzewało. Było ciepło.
Zapowiadał się ładny słoneczny dzień.
Serafin przygotował śniadanie i zaparzył kawę. Cała trójka usiadła koło ogniska.
- Co teraz? - zapytał Serafin i popatrzył po towarzyszach.
- Ja muszę się dostać do Midgaru - odpowiedziała Cleo.
- A ja jestem jej przewodnikiem - powiedział Kalif - więc idę z nią, a ty możesz iść z nami. - Nic tu po tobie, a w Midgarze łatwo o jakieś zajęcie - dodał łowca.
- Kalif ma rację, chodź z nami - powiedziała czarodziejka.
- Może macie rację - odparł Serafin.
- Nie daj się długo prosić - powiedziała.
- Pójdę z wami - odparł - co mi tam.
- No, to mamy ustalone - powiedział Kalif - idziemy do Midgaru. Czas się zbierać.
Jakimś cudem odnaleźli swoje tobołki, dopakowali trochę prowiantu, znalezionego w poprzewracanych wozach. Cleo zmieniła koszulę, bo ta, którą miała na sobie, nie nadawała się już do niczego.
Napełnili bukłaki i byli gotowi do drogi. Do Midgaru zostało jakieś sześć dni podróży.
Wyruszyli przed południem.
- Pójdziemy szlakiem na Międzyrzecze - powiedział Kalif - to wioska rybacka w rozwidleniu rzeki. A potem się zobaczy, może uda nam się zaczepić się na jakiejś barce.
- Widzę, że znasz te rejony - powiedział Serafin. - Dużo podróżujesz?
- Trochę się już pałętam po świecie - odparł łowca nagród. - bBwało się tu i tam.
- Jak daleko jest do tego Międzyrzecza? - zapytała Cleo.
- Jakieś dwa dni drogi - odpowiedział.
Do wieczora szli wydeptanym szlakiem, słońce mocno grzało, a wiatru prawie nie było, kilka razy musieli się kryć przed przechodzącymi bandami mutantów. Cleo dziwiła się, dlaczego w środku puszczy mogli rozpalić ognisko, a na peryferiach muszą siedzieć po ciemku.
Kalif szybko jej wyjaśnił, że o wiele więcej mutancich band kręci się na krańcach puszczy, ze względu na większe szanse spotkania kogoś do złupienia. W środek puszczy prawie nikt się nie zapuszcza, więc bandy nie mają czego tam szukać.
Przed nocą znaleźli spokojne miejsce na mały obóz. Nie rozpalali ognia, żeby nie zwabić mutantów.
- Kim właściwie są mutanty? - zapytała Cleo.
- Mutant to pół-człowiek, pół-zwierz, taki mieszaniec - odpowiedział Kalif.
- Zawsze wyglądają jak ci, których widziałam? - zapytała ponownie.
- Nie – odpowiedział. - Znam osobiście kilku mutantów i wyglądają prawie jak ludzie, umyci, dobrze ubrani i mam o nich jak najlepsze zdanie. Zresztą widziałaś kilku w Middel Hill.
- A te mutanty, które widzieliśmy w puszczy, są głupie, ledwo potrafią się wysłowić - ciągnął Kalif. -Dlatego często są manipulowani przez innych - mówił dalej. - Są oczywiście plemiona, które żyją swoim życiem i nie wtrącają się w życie innych, ale takich plemion jest coraz mniej.
- Ale skąd oni się wzięli? - pytała dalej Cleo.
- Odpowiem ci najlepiej, jak potrafię - powiedział Kalif. - Nie mam zielonego pojęcia.
Potem położyli się, żeby przenocować, Serafin został na warcie.
Noc była spokojna i pogodna, Kalif zmienił Serafina w połowie nocy.



strony: [1] [2] [3] [4]
komentarz[1] |

Komentarze do "Do Midgaru, cz. II"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.027697 sek. pg: