..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Piekło na Ziemi, cz. 2

Rozdział 4: Chyba widzę cię po raz ostatni

Samochód, który Zgrzyt ukradł szybciej niż zdążyłem powiedzieć: „Jak, do cholery, chcesz się dostać do środka?”, nie prezentował się tak dobrze, jak poprzedni pojazd czerwonookiego. Był jednak wystarczająco szybki, by umożliwić nam ucieczkę jeszcze przed zorientowaniem się wroga o naszej nieobecności. Okazało się, że okolica, na opuszczeniu której tak bardzo nam zależało, była w zdecydowanie lepszej formie, niż ta, w której jeszcze do niedawna entuzjastycznie pluto w moją stronę serią z karabinu maszynowego. To tutaj po raz pierwszy widziałem tak dużą ilość ludzi spacerujących po ulicach i chodnikach, które, swoją drogą, były w stanie pozostawiającym niewiele do życzenia. Budynki także prezentowały się tu znacznie lepiej, chociaż gołym okiem było widać, że łatano je nie jeden i nie dwa razy. Okolica była czysta i zadbana. Bez wątpienia ludzie mieli tu dostęp do elektryczności i bieżącej wody. Proste ulice otaczane były przez działające latarnie pokrywające okolicę pięknym, białym światłem. Gdyby dzielnica ta nie należała do nieprzyjaciela, i gdyby ludzie nie oglądali się za naszym pojazdem próbując rozpoznać jadącego na złamanie karku i podejrzanie wyglądającego kierowcę, zwiedzanie jej sprawiałoby prawdziwą przyjemność. Mieliśmy dużo szczęścia. Poza mną, Zgrzytem i psychopatą z mieczem w garści, nikt nie przeżył masakry w magazynie, więc nie było komu wezwać posiłków. Znajomość wąskich uliczek i skrótów umożliwiła Zgrzytowi dojechanie do „Dzielnicy Jeźdźców” w zaledwie kilkanaście minut. Ludzi, którzy okazali się największym zagrożeniem dla północy. Więźniów, którzy najzacieklej walczyli z podporządkowaniem się potędze Piekła na ziemi – Braterstwu Łuski. Osobników, przywódcę wcześniej wspomnianego gangu doprowadzają do sięgania po zsyłane z „góry” środki uspokajające, czyniąc go jedynym konsumentem tego typu lekarstw w tym miejscu.
Witała mnie druga strona barykady.
- Jesteśmy na miejscu. Witamy na południu. – słowa człowieka w skórze brzmiały niemalże jak „Witaj w twoim nowym domu”.
Teren należący do, jak mi później wyjaśniono, najlepszego gangu na świecie był w zdecydowanie uboższym stanie niż ten należący do konkurencyjnej organizacji, której przedstawiciel jeszcze do niedawna nas więził. Jednak wraz ze zbliżaniem się do centrum, teren prezentował się bardziej „elegancko”. Także tutaj ludziom nie odmówiono dostępu do prądu i wody, chociaż brakowało tu takich luksusów jak chodniki, latarnie, czy kosze na śmieci. „Społeczeństwu” Jeźdźców było znacznie trudniej przeżyć kolejny dzień.
- Co to za miejsce? – spytałem.
- Południe – ton Zgrzyta nie nastrajał pozytywnie do dalszej dysputy.
- Mam na myśli to wszystko... – nie dawałem za wygraną. - Cały ten...
- Burdel? Nie mam w tej chwili ochoty tłumaczyć ci, gdzie się znajdujesz. Właśnie cudem przeżyłem masakrę, a dodatkowo po raz kolejny rozpieprzono mi samochód, więc zamykając gębę i nie irytując mnie dłużej, postąpisz bardzo mądrze.
- Gdzie mnie zabierasz?
Zgrzyt nie opanował westchnienia.
- Do twojego tymczasowego schronienia. Będziesz tam siedział i rozmyślał nad twoją obecną sytuacją. W tym czasie ja utnę sobie pogawędkę z największymi rybami w tym akwarium i dowiem się co z tobą zrobić.
Nie odpowiadała mi ta sytuacja, ale lepsze to, niż bycie martwym.
Jak powiedział, tak zrobił. W kilka minut po wjechaniu do dzielnicy Jeźdźców zostałem „odtransportowany” do ubogo wyglądającego namiotu, w którym miałem spędzić kolejne kilkanaście godzin. Ów namiot okazał się być dużą szmatą wspartą po jednej stronie dwoma, mającymi około metra długości, kijami. W środku znaleźć można było zachęcającą do drzemki, nie pokrytą niczym ziemię. W pobliżu rozstawionych było kilkanaście innych, lepiej prezentujących się namiotów, mających swoje miejsce u podnóża zamieszkiwanego przez ludzi bloku. Gdyby w tym miejscu rosła jeszcze jakakolwiek roślinność, to plac na którym się znajdowałem bez wątpienia okazałby się trawnikiem. Naprzeciw szmacianych domków biegła pełna błąkających się ludzi ulica. Gdzie niegdzie dostrzec można było beczki zwieńczone dzikimi jęzorami ognia.
- Bądź grzeczny i nie rozrabiaj. W pobliżu czai się twoja tymczasowa ochrona. Gdyby coś poszło nie tak, to ci mili panowie wkroczą do akcji. I nie rozglądaj się tak, nie dostrzeżesz ich, wtopili się w tłum. Gdyby któryś z kapusiów Braterstwa, zobaczył ilu ludzi cię teraz chroni, mógłby sypnąć informacją o Twojej pozycji, a tego byśmy sobie nie życzyli. A teraz prześpij się. Sen bardzo Ci się przyda.
Pomimo panującego dookoła harmideru, po niecałej godzinie udało mi się zasnąć.

*

- Obudź się! Musimy stąd spieprzać! – krzyk Zgrzyta niemalże zerwał mnie na równe nogi.
Byłem kompletnie zdezorientowany. Jeszcze przed otwarciem oczu do moich uszu dobiegły krzyki i wrzaski spanikowanych ludzi. Gdy moja pół-przytomna osoba opuściła namiot, moim ślepiom ukazały się rozbiegane tłumy mieszkańców południa. Wszyscy przed czymś uciekali. Wywnioskowałem, że to coś cholernie groźnego po ujrzeniu strachu w oczach Zgrzyta.
- Za mną! – czerwonookiemu ledwo wychodziła próba przekrzyczenia wrzasków ludzi. – I nie ociągaj się, do cholery!
Natychmiast pobiegłem za człowiekiem w skórze nie wiedząc dokąd mnie prowadzi i przed kim, lub czym, uciekamy. Zadanie było tym trudniejsze, że musieliśmy przebić się przez falę uciekających południowców, którzy ani myśleli ustąpić nam pola. Każdy martwił się o własne życie, nie myśląc o ratowaniu kogokolwiek. Nie było tu miejsca dla bohaterów. Starczyło go jedynie dla umiejących przetrwać, dla najsilniejszych... i najszybszych.
Zgrzyt wybrał zaułek, który jakimś cudem nie został uwzględniony przez nikogo innego, prócz naszej dwójki. Jego długość sugerowała, że nie został utworzony przypadkiem, tym bardziej, że uliczka powoli zmieniała się w betonowy korytarz. Z pewnością prowadził do jakiegoś zapewniającego bezpieczeństwo pomieszczenia. Nadzieja ta nie opuszczała mnie przez całą drogę. Drogę, która zdawała się nie mieć końca. Biegliśmy już naprawdę długo, a ja, o dziwo, nie czułem zmęczenia. Moje pytania odnośnie czasu, jaki pozostał nam zanim osiągniemy cel, Zgrzyt zdybał milczeniem. Zacząłem poważnie zastanawiać się, czy nie naszprycowano mnie jakimiś środkami, które ze zwykłych przeciętniaków robią nadludzi. Dla kogo zbudowano tak cholernie długi korytarz? Podążając nim pieszo zmarnowałoby się cały dzień na jego pokonanie. Szarzy obywatele nie mieliby szans w przebiegnięciu go. Korytarz był zdecydowanie za wąski na jakikolwiek pojazd. Kto go zbudował i po co?
Nagle wszelkie cisnące się na usta pytania odeszły w niepamięć. Przed nami stała przyczyna paniki, jaka wybuchła na południu. Wysoki, dostojnie wyglądający, odziany w nieco podarte, lekkie, biało-niebieskie szaty, z szałem w oczach.... i dwiema ranami po kulach.
- Cofnij się, Ofiaro – Zgrzyt nieco wahał się z oddaniem strzału. Użycie „Elki” oznaczałoby rozpoczęcie walki na śmierć i życie, której człowiek w skórze wolał uniknąć.
Krzyżowiec wykonał krok w naszą stronę, chcąc sprowokować przeciwnika.
Zgrzyt nie byłby sobą, gdyby odrzucił wyzwanie.
Był tak cholernie szybki... ten świr z furią w oczach zapewne sam nie nadążał za swoimi ruchami. Zgrzyt zdążył jedynie wystrzelić w stronę wroga jeden niecelny pocisk, gdy psychol był już tuż obok. Szybkie kopniaki żelaznymi goleniami trafiały w powietrze – Zgrzyt nie był w stanie nawet musnąć rycerza z piekła rodem. Minęły zaledwie cztery uderzenia pobudzonego serca, gdy czerwonooki utracił prawą rękę. Krew zbryzgała cały korytarz. Zgrzyt krzyczał tak przeraźliwie, że tylko potwór pozwoliłby mu na dalsze cierpienia. Strach całkowicie mnie sparaliżował. Kolejna kończyna człowieka w skórze została oddzielona od ciała. Amputacja szła w akompaniamencie z rykiem jeszcze głośniejszym od poprzedniego. Człowiek odziany w szaty pozbawił swojego przeciwnika głowy tylko dlatego, że widocznie przeszkadzało mu wydzieranie się swojej ofiary.
Nie było już nikogo, kto byłby w stanie mnie obronić. Oprawca udał się w moją stronę, i wziął szeroki zamach mieczem...

- ... obudź się...
Znajomy głos dochodzący z bardzo daleka.

*

- Przestań się tak miotać, Ofiaro!
Dochodziłem do siebie powoli, z sekundy na sekundę kojarząc, że właśnie przyśnił mi się koszmar, a śmierć Zgrzyta, który, będąc w nienaruszonym stanie, próbował mnie uspokoić, nie miała nic wspólnego z rzeczywistością.
- Co się z tobą dzieje, do cholery?
- ... przyśnił mi się... koszmar – odpowiedziałem niepewnie.
- Jeszcze nie wiesz co to koszmar – podsumował Zgrzyt. – Wstawaj, muszę Cię zabrać do grubych ryb.
Przed wpakowaniem mnie do średnich gabarytów pojazdu związano mi oczy. Nie ufano mi ani za grosz, czemu oczywiście nie należało się zbytnio dziwić, toteż nie protestowałem, gdy jeden z podwładnych Zgrzyta zacisnął mi opaskę na czaszce starając się przy tym, by gałki oczne nie były w stanie zarejestrować żadnego obrazu.. Troszeczkę za bardzo wczuł się w rolę, dzięki czemu przez następne kilka kilometrów czułem się jakby ktoś położył mnie na podłodze i obcasem pieścił moje skronie.
- Chciałbym żebyś był świadom tego, iż kilka następnych godzin zadecyduje o twoim losie – Zgrzyt był szczery do bólu. – Jeśli nie spodobasz się grubym rybom, nie będą mieli oporów przed wpakowaniem ci kulki między oczy. Mi wyglądasz na pierdołę idealną, więc albo jesteś doskonałym aktorem i potrafisz perfekcyjnie wczuć się w postać, albo naprawdę nie wiesz co się wokół ciebie dzieje i jesteś jednym z wielu. W pierwszym przypadku doznasz spotkania trzeciego stopnia z ołowianą matką ziemią w skali... znacznie zmniejszonej, w drugim... hmm... wiesz co? Chyba widzę cię po raz ostatni.
Podobnie jak dotychczas opór nie miał najmniejszego sensu. Musiałem zgadzać się na zabieranie mnie w dziwne miejsca wbrew mojej woli. Z każdą chwila docierało do mnie jednak, że w pojedynkę nie zdziałałbym wiele. Co więcej - prawdopodobnie nic bym nie zdziałał. Powoli rozumiałem, że spotkało mnie szczęście w nieszczęściu. Pomimo wdepnięcia w naprawdę głębokie gówno znalazł się ktoś, kto mnie z niego wyciągnął. Ludzie, z którymi mam teraz do czynienia są moją jedyną nadzieją na przeżycie.




strony: [1] [2] [3]
komentarz[71] |

Komentarze do "Piekło na ziemi cz. 2"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.029328 sek. pg: