..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

„Co uważasz, Jozuelu?” było chyba najczęściej powtarzającym się zdaniem podczas obrad dotyczących zasad kolejnych rund. Niektórzy potajemnie wymieniali kąśliwe uwagi na temat tego, kto naprawdę rządzi w państwie. Sam Ahir stwierdził po cichu, zwracając się do jednego ze swoich pomocników; „ten turniej nie ma sensu”. Było w tym dużo prawdy. W końcu nawet jeżeli znalazłby się jakiś godny przeciwnik dla tego okrutnika, to czy władca pogodziłby się z przegraną pupilka?
Ten człowiek zdolny był do wszystkiego. Władza jaką odziedziczył po ojcach uznawana była za niemal nieograniczoną. Zapomniano przez wieki o tym, co trzymało w ryzach dawnych królów. Zapomniano o ludziach, a i oni już nie znali swoich praw, czcząc Wielkiego jak samego Stwórcę.
Podczas obrad ustalono cztery dodatkowe zasady.
Po pierwsze nie można stosować zaklęcia Lumiere i Obscurite, których to użył Bouton podczas swojej walki z Zamaskowanych Szkarłatem Pustyni. Turniej miał być widowiskiem, więc co to za sens zmniejszać widoczność w tak drastyczny sposób. I tak było ciemno jak w du... Było bardzo ciemno. Po drugie zabroniono Kuli Ognia. Był to pomysł Ahira. „Czy tutejsi magowie znają jedynie jedno dobre zaklęcie?” zapytał sarkastycznie, gdy któryś ze starych weteranów zachwycał się tą popularną w ostatnich czasach umiejętnością. Oczywiście mogła się nią szczycić jedynie śmietanka, ale takiego właśnie rodzaju ludzi oczekiwano po tak prestiżowym konkursie. Trzecią zasadą, a raczej dodatkiem do pokazu, była możliwość udziału sług danego zawodnika w walce. Nie można było jednak dopuścić, by cały inwentarz padł, ponieważ oznaczało to przegraną. Czwarty „dodatek specjalny” był możliwością wybrania sobie przed walką jednego z artefaktów ze skarbca królewskiego. Takie urozmaicenie wymyślił o dziwo Buddjahina, który nie ukrywał swojej fascynacji pięknie wykonaną robotą erebejskich kowali.
Gdy obrady zostały zakończone, było już daleko po północy i trzeba się było śpieszyć, bo za trzy, cztery godziny świt zacznie psuć nocne widowisko. Ludzie nie rozchodzili się na czas obrad. Dostojnicy rozmawiali o sprawach tak poważnych jak przyszłość Uenii oraz wpływ na nią zdarzeń mających nastąpić dzisiejszej nocy. Hołota wybrała przyjemniejszy wariant zniesienia wielkich piwa z najbliższych karczm i tańczenia z pijacką pieśnią na ustach.
Rumor zabawy przycichł, gdy na schodach do loży królewskiej dostrzeżono Ahira. Zresztą, ciężko było go nie zauważyć. Ubrany w uroczystą, śnieżnobiałą szatę, od której odbijał się blask pochodni oraz jego magicznej laski, wyglądał jak bijąca własnym światłem biała plamka. Kiedy wszyscy wlepili już w niego oczy z oczekiwaniem, zaczął mówić donośnym głosem:
-Oto przed wami dwie walki, które zadecydują o tym, kogo ujrzymy w finale! –rzekł podniośle, dumny z roli jaką w tym momencie pełnił. Niby aktor w teatrze, wypowiadał linijki wcześniej wyuczonego tekstu z nabożną czcią i szacunkiem, by zrobić na zebranych jak największe wrażenie. Ogłosił zmiany, jakie wprowadzono podczas obrad, po czym niespodziewanie zaintonował śpiewną modlitwę do bogini sprawiedliwości, Alomed oraz do boga wojny, Chajala, by połączyli swe siły w wyborze właściwej osoby na stanowisko czwartego kanclerza Uenii. Oczywiście to wiedzieli jedynie niektórzy, bo za język modlitwy wybrał sobie sędzia staro-kornijski.
Minęło jakieś dziesięć minut zanim skończył i w końcu dał zniecierpliwionym widzom to, czego oczekiwali.
-Oto przed wami pierwszy pojedynek półfinałowy! Jozuel II Feniks oraz Sheillien znad Zanamy!
Jozuel niemal natychmiast pojawił się na środku areny. Demonicznie szybkim krokiem pędził na spotkanie z ofiarą. Sheillien również cieszyła się na walkę z potężnym przeciwnikiem, tyle że ona naiwnie wierzyła, iż szanse są wyrównane.
Zanim ogłoszono rozpoczęcie walki, wyciągnęła dłoń na powitanie, uśmiechając się łagodnie. Półbóg zignorował gest, patrząc na nią obojętnie, niemal z pogardą. Cofnęła rękę zawiedziona jego reakcją. Spodziewała się po rasie swojej matki trochę więcej szacunku dla ludzkich odruchów.
-Zaczynamy!
Krzyk Ahira dobiegł ją jakby z daleka, krew buzowała w skroniach, siła i chęć zwycięstwa jakby rozpychały ją od środka. Zaczęła ostro, od silnego, wąskiego strumienia wiatru, mogącego skruszyć najtwardszą stal... ale nie Jozuela. Nawet nie zauważyła, kiedy stworzył barierę ochronną.
Uśmiechnął się drwiąco, zastanawiając się jakby tu ją wykończyć. Dziewczyna szamotała się wściekle, rzucając przeróżne zaklęcia dostępne jedynie żywiołom wiatru, starała się znaleźć słaby punkt jego tarczy, lecz natrafiała w dalszym ciągu na to samo; drwiący uśmieszek i znudzone spojrzenie zwykłych, piwnych oczu.
W końcu znudziło mu się oczekiwanie i zdjął z siebie barierę.
-Mam pomysł... –wyszeptał sam do siebie, patrząc na lekko już zdyszaną, lecz ciągle chętną do walki Sheillien.
Rzuciła się na niego z niewiarygodną prędkością, niemal unosząc się w powietrzu. W wyciągniętych przed siebie ramionach trzymała nóż.
Mniej więcej w połowie drogi znikła mu z oczu. Jak można było podejrzewać, nie odważyłaby się za żadne skarby podjąć się ataku fizycznego wobec tak potężnego przeciwnika. Iluzja nie wywarła jednak na Jozuelu najmniejszego wrażenia. Widział już walkę z tamtym przerośniętym typkiem i doskonale zdawał sobie sprawę, gdzie teraz znajduje się dziewczyna.
Wiwatujący ludzie wydali głośne „och!”, kiedy Feniks wyciągnął rękę do góry i wycelował dwa palce prosto w unoszącą się nad nim Sheillien. Zanim zorientowała się o co chodzi w dziwnej reakcji widowni, przez jej ciało przeszła fala niewyobrażalnego bólu. Nocne niebo przeszyła z głośnym hukiem błyskawica. Wszystkie mięśnie napięły się jej do granic możliwości. Co prawda trwało to jedynie kilka sekund, lecz wystarczyło, by padła na ziemię z jękiem.
Jozuel użył na niej własnej roboty zaklęcie, „elektrycznego pastucha” stosowanego niegdyś w Aisakun na pałacowych sługach, później zdarzało się na nieszczęsnym Maorym.
Podszedł do bezwładnego ciała oszołomionej kobiety. Widownia wstrzymała oddech, kiedy nachylał się nad Sheillien. Ku wielkiemu zdziwieniu obserwatorów, pomógł jej wstać. Zewsząd słyszeć można było okrzyki na cześć jego miłosierdzia, sprawiedliwości i prawdziwie czystego serca.
-Ty będziesz walczyła, a ja cię będę zabijał... –wyszeptał jej prosto do ucha. –Bardzo powoli.
Ocknęła się i gwałtownie odepchnęła od siebie Feniksa, równocześnie przygotowując się do dalszej walki. Nie myślała długo nad wyborem czaru.
-Bourrasque!
Atak podobny do poprzedniego, tyle że silniejszy, nie zrobił na jej przeciwniku najmniejszego wrażenia. Znowu bez wysiłku utworzył tarczę mogącą wytrzymać napór powietrza. Wyczerpana, na wpół przytomna dziewczyna z rosnącym uczuciem bezsilności patrzyła jak Jozuel ziewa przeciągle z tym samym, obojętnym wyrazem twarzy co podczas spoczynku. Wydawało jej się, że nikt inny nie ma szans na zwycięstwo, że tylko ona, jako pół żywioł...
Spróbowała dać krok naprzód, ale jej ciało przeszył ból. Starała się o tym nie myśleć, ignorować skutki tamtego ataku. Z pełną determinacją szła chwiejnie przed siebie, w stronę obojętnego osobnika, zachowującego stoicki spokój nawet teraz, podczas walki. Nie, ona nie może przegrać.
Nie tutaj.
Nie teraz.
Nie z nim.
Ciepła stróżka krwi pociekła jej z nosa, kiedy rozpoczęła wypowiadanie kolejnego zaklęcia. O lewitacji nie było już mowy, to co szykowała, jej ostatnia szansa, pożerało energię z każdą sekundą utrzymywania czaru. Jeżeli nie uśmierci przeciwnika szybko, zginie.
Szczerze żałowała, że nie skorzystała wcześniej z broni ze skarbca pałacowego. Była zbyt pewna siebie. Może dzięki jakimś cudownym artefaktom uratowałaby jeszcze całą sytuację?
Teraz już za późno.
-Sajim Chelew Ruach!
Słowa wykańczające zaklęcie odbiły się echem po ścianach bariery osłaniającej trybuny. Po chwili zaczęło działać. Najpierw z hukiem powietrze uderzyło o tarczę ochronną. Wyglądało to, jakby wydobywało się z Sheillien, lecz dobry obserwator mógł zauważyć długi, obosieczny miecz, materializujący się w rękach żywiołaka.
Jozuel musiał osłaniać twarz ramionami, by piasek niesiony wraz z potężną wichurą nie ranił go w oczy i policzki. W tym momencie ujawniała się jego nadludzka siła, wynikająca z racji krwi jaka płynęła w jego żyłach. Wicher mogący z łatwością powalić niejeden budynek, jemu nie wyrządzał żadnej wyraźnej krzywdy. Owszem, musiał włożyć sporo wysiłku, by utrzymać się na nogach, ale nie wyglądało na to, żeby siła wiatru, uwolniona wraz z zaklęciem Sheillien mogła mu zaszkodzić.
Broń, jaka ukazała się oczom ciekawskich gapiów nie przypominała niczego, co dane im było ujrzeć podczas ziemskiej wędrówki. Ciemność bijąca ze środka, wichura i głuchy dźwięk. Jakby ktoś dął w wielkie, góralskie rogi, jakby szum i huk wszystkich wodospadów świata, jak huk grzmotu burzowego... Jednak jeżeli ktoś miał dobry słuch i otwarty umysł, mógł usłyszeć śpiewy, okrzyki, przebijające się przez cały tą kakofonię dźwięków gwałtownych i hałaśliwych.
Głosy śpiewały, a raczej zawodziły rzewną pieśń w języku niedostępnym dla nikogo z obecnych, ani żadnego śmiertelnika na tym świecie. Requiem, bo takim hymnem zdawała się być smutna pieśń żywiołów wiatru, przerodziło się w dzikie jęki, kiedy skierowała broń w stronę Jozuela Feniksa.
Stał patrząc teraz z niemałym zaciekawieniem na oręż wiatru, przywołany przez najpotężniejszą magię żywiołów. Wichura jakby przestała mu przeszkadzać, teraz liczył się tylko nowy przedmiot mogący się przysłużyć do jego planów destrukcji. Czuł w sobie pulsującą energię wywołaną potęgą zaklęcia.
I wtedy dokonało się.
Sheillien natarła błyskawicznie, trafiając idealnie swój cel. Skorupa chroniąca publiczność momentalnie nadęła się pod naporem dwóch ścierających się sił i rozmieciona w pył uniosła się ku niebu pod postacią pustynnego, białego piasku.
Na trybunach powstało ogromne zamieszanie, ludzie w panice wpadali na siebie, tratowali, przepychali, a przede wszystkim darli niemiłosiernie.
Schody do loży władcy przepełnione były teraz podwładnymi Ahira, w większości magami z Akademii Wojskowej Oon i Uniwersytetu Kornijskiego. Starali się utworzyć możliwie silną barierę w obronie władcy i możnowładców uenijskich.
Ciemny pył niesiony z niewiarygodnie silnym podmuchem wiatru przesłonił na chwilę całą arenę. To marmurowa posadzka pod wpływem uderzenia miecza pękła i uniosła się ziemia z wichrami. Powietrze uspokajając się osadziło ciemny pył na skulonych ludzkich sylwetkach, na stopniach trybun i rozniosło go daleko poza miejsce walk.
Widzowie powoli zaczęli unosić głowy w zaciekawieniu, sprawdzali czy nic nie stało się im i ich sąsiadom, a przede wszystkim starali się dojrzeć, jak wygląda sytuacja tam na dole, gdzie kurz jeszcze nie opadł.
-Patrzcie, żywiołak! –krzyknął ktoś z tłumu, wskazując na kobietę stojącą samotnie po środku areny.
W ciemnościach była jedynie maleńką plamką, aż trud uwierzyć, że to ona przywołała coś o tak potężnych możliwościach. Przed nią rozciągał się krater sięgający niemal do trybun. Mało brakowało, a dzisiejsza noc zbierałaby plony w setkach niewinnych mieszkańców Loreai.
Niedługa chwila minęła, kiedy do zebranych dotarła niewiarygodna prawda – potwór został pokonany. Rozległy się brawa i wiwaty, gratulacje i śmiechy. Nieźle zaskoczyła ich tak spektakularnym zwycięstwem. Wszyscy spodziewali się Feniksa jako kanclerza Uenii.
Tymczasem tam na dole, przed głęboką wyrwą w ziemi, spowitą mrokiem Sheillien traciła resztki świadomości. Świat wirował jej przed oczami, nie potrafiła już prawidłowo określić perspektyw, światła pochodni stały się nagle mętne, odległe. Zatoczyła się do tyłu, z trudem odzyskała równowagę. Jej ciało było w skrajnym wyczerpaniu, lecz umysł pozostał trzeźwy. W duchu już świętowała wygraną. Wiedziała, że dalej nici z walk, ale duma przesłaniała ową gorycz. Zwyciężyła kogoś silniejszego. Silniejszego od niej.
Poczuła na twarzy ciepły, pustynny wiatr. Niemożliwe o tej porze doby. Dookoła tak ciemno... Tak cicho...
Upadła na kolana. Na jej twarzy malował się delikatny uśmiech zadowolenia.
-Zwyciężyłam –zdążyła wyszeptać, padając bez życia na twarz.
Z jej ludzkiego, martwego ciała odeszła z tym przyjemnym, ciepłym podmuchem ostatnia energia należąca do natury żywiołu wiatru. Ludzie nie przestawali wznosić na jej cześć radosnych okrzyków, sądząc, że padła z braku sił i wykurują ją umiejętności druidów.
Popiół unoszący się na kraterem opadł już w zupełności. Zaczęto dopatrywać się zwłok wszechpotężnego Jozuela.

-Niewiarygodne!
Gyas przetarł dłonią czoło, po którym spływały perliste kropelki potu. Ulga mieszała się z euforią, kiedy spoglądał na miejsce, gdzie jeszcze niedawno stał ich wróg numer jeden, bezduszny ludobójca, brat Illiannaela. Ta drobna dziewczyna o przyjemnym wyglądzie oddała życie w słusznej sprawie, choć mogła nie zdawać sobie z tego sprawy.
Doskonale zdawał sobie sprawę, co zastaną medycy, gdy przyklękną przy jej ludzkich szczątkach. To półludzkie, kruche ciało nie mogło wytrzymać przepływu takiej energii przez więcej jak pięć sekund.
A więc udało się, jeden kłopot z głowy. Teraz wystarczy jeszcze znaleźć sposób na uratowanie Uenii przed rozpadem zapowiedzianym przez Traktat Eliardzki, udowodnić niewinność Illiannaela, odszukać godnego zastępcę tronu, zważając by nie zawalić ich pierwotnego celu, czyli ratowania państwa, by móc wieść potem spokojny żywot w Loreai...
Jozuel nie żyje, więc reszta to już kaszka z mleczkiem!

Welsper z politowaniem patrzył na wiwatujących ludzi. Ciekawe co ich tak cieszy: śmierć jego bękarta, czy zwycięstwo tej windingowskiej szmaty?
Jeżeli to drugie, to niech drą się dalej, jemu to ani zawadza ani służy. Ale jeżeli cieszy ich to pierwsze, to niestety, ale są bandą wszarzy bez wyobraźni. Ktoś taki jak Jozuel nie pada od pierwszej lepszej sztuczki żywiołaka. To po pierwsze, a po drugie...
Jozuel II Feniks.
Feniks!
Półbóg posiadający od momentu narodzin niesamowitą zdolność niedostępną większości nawet tych wyższych, wiele znaczących dla świata Naary bogów. Jeżeli go zabiją, wstąpi w zabójcę. Za bardzo nienawidzi śmierci, by się jej poddać. Za ceni sobie swoją nienawiść, by móc umrzeć. Oto prawdziwy nieśmiertelny.
Jeżeli Sheillien by go uśmierciła, stałaby teraz prosto, z obojętną miną, a w jej piwnych, przeciętnych oczach lśniłyby roztańczone iskierki szaleństwa i chęci zabijania wszystkich, którzy staną na jej drodze. Chęci „oczyszczenia” ziemi z plugawych, ludzkich istot.
-Bogowie, to on! To on! –krzyknęła nagle jakaś młoda, piękna półelfka. –Jozuel żyje!
Po chwili zauważyli to i inni.
Na samej krawędzi krateru pojawiła się znajoma postać. Jedynym szczegółem świadczącym o mocy, z jaką się zetknął przed chwilą był poszarpany, nieco zabrudzony strój i skaleczony policzek.

Jozuel poczuł, jak po policzku spływa mu ciepła struga krwi. Jego własnej krwi! Nie, to niewybaczalne...
Ta marna istota, to coś, to gówno zdołało go okaleczyć! Doprowadzić do tego stanu swojego władcę, najpotężniejszego wojownika dziejów!
Medycy już zbliżali się do jej zwłok, miał niewiele czasu na sprzątnięcie jej przed nimi. Właściwie, po co ich wysyłali? To walka na śmierć i życie. Może sami przyleźli, ich błąd.
-Włócznia Cienia!
Ci pechowcy, którzy wysunęli się najbardziej na przód zostali rozdarci przez potężny wybuch. Ich szczątki rozniosły się po arenie. Po niektórych zostały pąsowe plamy, innych zaklęcie rozczłonkowało lub mocno raniło, wystawiając na dłuższe cierpienie. W każdym bądź razie kapłanom przyszło w końcu pomagać nie Sheillien, a sobie wzajemnie. Normalni ludzie uciekliby przed potworem, lecz nie druidzi. Ci mięli więcej honoru, odwagi i spokoju ducha, niż przeciętni mieszkańcy Uenii.
Feniks podszedł do ciała opuszczonego już ducha. Szkoda, bo mógłby z pomocą czaru, jakiego nauczył go stary demon, Thetyr, pochłonąć część jej duszy i znaleźć w niej informacje oraz odpowiedniego rodzaju siłę, by przywołać to ciekawe, niosące śmierć narzędzie wiatru.
Wytarł rękawem krew z policzka, po czym ze spokojem przyjrzał się szkarłatnej mazi, jaka obficie pokryła jego dłoń. Ma świetny pomysł. Jeżeli nie może wykorzystać zaklęcia w taki sposób, znajdzie inny. W końcu ma niemalże taką władzę nad potępionymi, jak sam Król Piekieł, Władca Nocy. Jednak sporo go z tatusiem łączy.
-Czarna Dusza...
Wystarczył szept, by z piekielnych czeluści przywołać demoniczną postać sprzed wieków. Zielona poświata otoczyła ciało Sheillien, kiedy wstępował w nią nowy duch. Jozuel umiejętnie połączył zaklęcie z uzdrawianiem, by jego ghul nie padł zaraz po „narodzinach”. Co prawda nie był specjalistą od uzdrawiania, jego dziedziną były raczej zaklęcia szkodzące innym niż mogące pomóc. Tego nauczył się dawno temu, kiedy nie był jeszcze tak silny i wiecznie narażony na okrucieństwo ludzi śmiertelnych. Nie był raczej popularny w swoich rodzinnych stronach.
-Powstań! –nakazał, kiedy dziewczyna otworzyła oczy. Tęczówki zmieniły kolor na czystą czerń, zlewając się z barwą źrenic.
Uczyniła według jego rozkazu. Jej puste oczy patrzyły przez chwilę w dal, po czym nabrała powietrza w płuca i rzekła nienaturalnie niskim, tubalnym głosem:
-Jestem przyzwany na twoje rozkazy, panie...
-Więc będziesz moim żołnierzem. Teraz idź do człowieka imieniem Ahir, powiedz, że się poddajesz i że na to ci przyzwalam ja, Jozuel II Feniks.
Zombie odszedł wykonać rozkaz swojego władcy.
Ludzie z niemałym zdziwieniem, ale i zainteresowaniem, przyglądali się jak Sheillien, a raczej jej ciało powstaje, zamienia kilka słów z przeciwnikiem i odchodzi w stronę loży królewskiej, na schodach której czekał już sędzia.
Jeszcze większym było ich zaskoczenie, kiedy Ahir ogłosił:
-Zwycięzcą pierwszego pojedynku półfinałowego zostaje Jozuel II Feniks!!


strony: [1] [2] [3] [4]
komentarz[8] |

Komentarze do "Kishkankal zwany końcem (VII-XI)"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.096065 sek. pg: