..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0


Po drodze elf opowiedział mu swoją historię. Nym dowiedział się także, że wojnę rozpoczęło tajemnicze królestwo z północy. Większość jej armii to najemnicy i piraci z Północnego Morza. Elf i czarodziej stanęli naprzeciw drogi. Przed nimi rozpościerał się piękny krajobraz, góry, łąki lasy, gdzieniegdzie w oddali widać było małe wsie, a na jednym wzgórzu mury ochronne - to był początek drogi do miasta Aqilon. Droga była mocno strzeżona, tak jak samo miasto, znajdujące się po drugiej stronie gór. W końcu czarodziej powiedział:
- No cóż przyjacielu, ruszamy do miasta dowiedzieć się o twoim tajemniczym flecie!
I ruszyli...
W tym czasie wielki wódz krasnoludzki planował wraz ze swoimi kamratami frontalny atak na owego elfa, dzierżącego jeden z najpotężniejszych mieczy Starego Świata.
Wiedział, że aby pokonać potężną moc tego artefaktu, należy zrozumieć jego działanie. Udał się więc do Huntraela, jednego z magów, tudzież emirów, lekko zatem niespełna rozumu. Ten, choć zdawał się nie rozumieć tego, co mówi, objaśnił krasnoludowi zasadę pokonania, wszak nie dzierżącego, ale dzierżonego oręża. Sposób wydawał się prosty, a do jego wykonania należało jedynie, jak w typowym sposobie użyć dziewicy i serca zmarłego męża. Choć zmarłych świeżo mężów nie było pod dostatkiem, dało się ich z łatwością naprodukować... Zatem z produktami i pomysłem krasnoludowie udali się na poszukiwania elfa, którego sława wyprzedzała nawet czyny....

Nym i czarodziej spokojnie podążali do Agilon, nie wiedząc o planowanym nań ataku. Droga do miasta była długa i naszpikowana wrogami.
Nastała noc, czarodziej ocenił, że jeśli przyspieszą kroku, to w Agilon będą za niecałe dwa dni, tymczasem rozłożyli tobołki i rozpalili ognisko.
- Mistrzu, a co Ty sądzisz o tym flecie? – zapytał niepewnie Nym.
- Hmmm, wiesz… trudno powiedzieć, ale... zapewniam cię, że jeśli to cenna rzecz, to krasnoludy są już gotowe, by zdobyć go za wszelką cenę – ostrzegł czarodziej.
Elf ucichł jakoś dziwnie na dłuższą chwilę, siedział zadumany, po czym wyjął swój złoty, a od niedawna „magiczny” flet i zaczął na nim grać... melodia rozbrzmiewała po całym lesie, wokół zebrały się nocne duszki, które doskonale ją znały. Była to atramburia, grana tylko i wyłącznie kiedy ktoś miał jakieś kłopoty i nie potrafił się z nimi uporać.
Wtem melodia urwała się, a flet natychmiast zmienił postać na złoty, lśniący w blasku ogniska, miecz. Nym nadal nie potrafił zrozumieć, jak to się dzieje, że jego podarek od dziadka samoczynnie zmienia się w przeróżne rzeczy. Miecz wzbił się w powietrze i pofrunął gdzieś w głąb lasu
- Hej, zaczekaj! Gdzie lecisz?! Proszę, wróć!
Krzyki Nyma obudziły czarodzieja.
- Co się stało? – pytał zaspany.
- Flet! Miecz! Uciekł! Uniósł się i poleciał, o tam! – elf wskazał miejsce, dokąd poleciał ów miecz.
- Hmm... Obawiam się, że nie powinniśmy biec za nim, wydaje mi się, że twój flet przybiera różne formy, zależnie od sytuacji, w jakiej się znajdujesz. Jeżeli w pobliżu jest jakieś niebezpieczeństwo – zmienia się w miecz, jeżeli potrzebujesz przejść przez rzekę – staje się konarem drzewa, jeżeli potrzebujesz zapolować na jakiegoś zwierza – przybiera postać łuku...
Nym, spokojny już, patrzył długo w kierunku, w którym udał się jego miecz. Nie mógł pogodzić się z myślą o stracie tak cennej dla niego rzeczy...
Elf próbował zasnąć, ale myśl o mieczu nie dawała mu spokoju, a tymczasem mag już dawno pogrążył się we śnie. Stwierdził, że nie ma co się przejmować, miecz i tak wróci, a elf, który pierwszy raz był w takiej sytuacji, nie mógł tego tak zostawić. Postanowił poszukać miecza. Wstał, sprawdził czy nóż, który nosił przy pasie, jest dobrze przymocowany i poszedł w las. Po kilku minutach usłyszał krzyki. Niewiele myśląc pobiegł w stronę, z której dobiegały odgłosy. Pędząc ile sił w nogach znalazł się na małej polance, na środku której stał człowiek z mieczem w dłoni. Naokoło niego było pełno goblinów. Kilka leżało już martwych. A nad trupem jednego z nich unosił się miecz Nyma.
Ów miecz błyskawicznie wpadł w ręce elfa. Stało się to tak szybko, że sam Nym nie zorientował się, jak zabił jednym ruchem dwa gobliny. Nie minęło czterdzieści sekund, a na polanie pozostał tylko elf, nieznajomy człowiek i horda zabitych goblinów.
- Dzię… dzięk… dziękuję ci, młody... człowieku?
- Elfie. Nazywam się Nym. A to nie ja zabiłem te wszystkie gobliny... Ale to długa historia, i tak jej nie zrozumiesz. Powiedz mi, jak masz na imię i co robisz sam w środku nocy w głębi ciemnego lasu?
- Eee, nazywam się Asanel jestem żołnierzem Zjednoczonych, idę już przeszło tydzień i nie potrafię znaleźć drogi do Agilon. Ale już nie przeszkadzam.
- Agilon, powiadasz? Właśnie się tam wybieram, jeśli chcesz możesz zabrać się ze mną.
Asanel pozbierał swoje rzeczy rozrzucone po polanie, znalazł konia, który pasł się na skraju lasu z drugiej strony i poszli do obozowiska maga i elfa.
Po drodze Nym przyjrzał się dokładnie nowemu towarzyszowi. Asanel był wysoki, dobrze zbudowany, jego długie siwe włosy, spięte opaską u czoła, opadały mu na ramiona. Przy pasie miał dosyć drogi, jak na jednoręczny, miecz, sztylet i sakwę, na plecach łuk i kołczan. Ubrany był w szarozielony wojskowy płaszcz. Na twarzy, przez całe czoło, miał okropną bliznę. Nyma od razu zainteresowała ta pamiątka.
”Ciekawe, skąd ją ma” - pomyślał. Tymczasem doszli do obozowiska.

I tak po raz kolejny szczęście nie opuściło człowieka.
Asanel ogrzał się przy ognisku, posilił i zasnął, podczas gdy elf oglądał dokładnie swój flet i rozmyślał patrząc w gwiazdy. Nym jako przedstawiciel elfów leśnych, mających szersze horyzonty myślowe od innych ras, będące mniej zafascynowane sobą niż wysokie elfy, a nawet utrzymujące kontakty z ludźmi, są wspaniałymi łucznikami, chociaż zamiast walki wolą polowania, tańce, śpiewy i zabawę. Ale Nymowi daleko było do zabaw i śpiewu. Z dnia na dzień był ciekawszy, jakie właściwości ma jego złoty flet i nie mógł się już doczekać spotkania z największym znawcą magii.
Nazajutrz, gdy słońce obudziło całą przyrodę, a rosa spływała z liści nadziei, Mag zapoznał się Asanelem, nowym towarzyszem podróży i wszyscy razem ruszyli do miasta.

Nym.


strony: [1] [2]
komentarz[8] |

Komentarze do "Tajemnica złotego artefaktu, cz. I"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.025269 sek. pg: