..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

TAJEMNICA ZŁOTEGO ARTEFAKTU, CZ. I



ROZDZIAŁ 1. Wędrówka

Pewien starzec z długą siwą brodą uporczywie wpatrywał się w dużą, szklaną kulę. Był on potężnym czarodziejem i mieszkał w wysokiej wieży, w której przeprowadzał swoje eksperymenty. Starzec ów od dłuższej już chwili obserwował to, co działo się we wnętrzu magicznej kuli. A widać w niej było młodego elfa, przechadzającego się po lesie. Było on niski i szczupły. Jego bladą skórę pokrywało stare, brudne i zniszczone ubranie, a błękitne włosy, subtelnie opadające na czoło, przysłaniały mu ciemnozielone oczy. Temu właśnie elfowi przeznaczone było uratować swą ojczyznę, lecz sam jeszcze o tym nie wiedział. Nie wiedział też, że poślubi księżniczkę elfów i wraz z ludźmi będzie walczył z siłami ciemności. Jego przygoda miała się już wkrótce rozpocząć...
A tymczasem podążał spokojnie do swojej wioski, rozmyślając o ciepłej strawie. Nagle marzenia Nyma przerwał brzydki krasnolud, który zeskoczywszy z drzewa krzyknął w stronę zaskoczonego Elfa
- Dawaj co masz złote bo jak nie...!!!
Przerażony Quendi stał jak wryty. Strach zapierał mu dech w piersi, a krzyk uwiązł w gardle.
- No gadaj, co masz złotego, bo złoję ci skórę!! - ponaglał zdenerwowany krasnolud, złodziej-amator, dla którego była to pierwsza kradzież w życiu.
Nym wyjął z kieszeni złoty flet, który dostał od swojego pradziadka w dniu jego śmierci i z olbrzymim strachem i żalem wyciągnął rękę do przodu:
- Mam tylko to. Jeśli chcesz, weź go sobie!
- Aaaa, odejdź, błagam! Zostaw mnie… ratunku!!! - krzyczał przerażony krasnolud i nim upłynęło parę sekund, nie było po nim śladu.
Zaskoczony Elf stał dłuższą chwilę, jak kołek wbity w ziemię. Bał się spojrzeć za siebie. „A jeśli tam stoi olbrzymi Troll?” – myślał. „Nieee, zobaczyłbym jego cień, przecież słońce jest za mną”. Dręczony myślą, co tak potwornie wystraszyło krasnoluda, który skłonny był go zabić dla sztabki złota, obejrzał się za siebie. Pusto... Rozejrzał się - wokół nie było nikogo i niczego.
Strach obleciał elfa, który znał ten las doskonale. Był on w końcu elfem leśnym i jakiekolwiek niebezpieczeństwo mogło poważnie zagrozić budującej się właśnie ich wiosce. „Paranoik z tego krasnoluda! Czego on się wystraszył?” - pomyślał sobie po raz kolejny w duchu.
Spojrzał na ręce, chcąc schować swój złoty flet, ale zaraz, zaraz! To nie był flet! Elf trzymał w ręku błyszczący w blasku przebijających się promieni słońca, doskonały miecz...
Obejrzał miecz dokładnie. Na jego rękojeści były jakieś dziwne symbole, a klinga wydawała się błyszczeć nienaturalnym światłem. Po krasnoludzie nie było już ani śladu, ale elf rozejrzał się jeszcze raz wokół na wszelki wypadek.
Znów skierował się do wioski, ale tym razem z zamiarem zapytania się szefa o ten dziwny flet, który nagle okazał się mieczem. Młody elf domyślał się, że miecz ma zdolności zmieniania kształtu. W drodze do wioski obok niego przeszedł duży oddział ludzi, którzy byli bardzo dobrze uzbrojeni. Był bardzo zdziwiony - wojska ludzi tutaj? Doszedł do wioski i stanął jak wryty. W wiosce roiło się od uzbrojonych ludzi. Rycerze, jazda, piechota. Podszedł do niego jego przyjaciel i nawet nie witając się zakrzyknął: „Mamy wojnę!!! Ludzie już zebrali swoje siły!!!”
Alarmujący krzyk urwał się. W tej samej chwili rozumiał, że jego tajemnicza klinga wyskoczyła mu z pochwy i zatańczyła nad głową jego przyjaciela. Ciepła krew spłynęła mu po twarzy. Jego wzrok zatrzymał się tylko na chwilę na martwym ciele. Potem było już za szybko, by mógł cokolwiek zapamiętać...
Obudził się przypadkiem. Jego świat mienił się w kolorach czerwieni. Dookoła nie było nic, co przedtem przypominało wioskę. Rozejrzał się. Jego wzrok znalazł wiele martwych ciał i spalonych domostw. Zaczął iść. Nie szukał długo. Znalazł go w ciele jednego z rozczłonkowanych przyjaciół. Wyjął i starannie oczyścił. Poszedł na wschód, nie starał się więcej rozumieć. Zmierzał w kierunku potężnego miasta ludzi Aqilon. Wiedział, że w razie wojny będzie to strategiczny punkt, a także miejsce skąd będą wychodzić ewentualne wyprawy przeciwko wrogowi. Tylko kto był tym wrogiem? Tego jeszcze nie wiedział. Starał się za to zrozumieć, co się stało w jego wiosce. Nagle zaczął się nad tym zastanawiać. Myślał, iż albo miecz zabił wszystkich w wiosce, albo uratował go przed czymś. Ale przed czym??? W końcu doszedł do wniosku, że lepiej by było, jakby nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Zmierzał do Aqilon jeszcze w innym celu. Nieopodal miasta znajdowało się starożytne bractwo magów. Wiedział, że jeśli ktoś pomoże mu rozwiązać zagadkę magicznego fletu, to tylko oni. Widział z daleko wielkie oddziały maszerujące na północ. Wojna rozpoczęła się na dobre.
I tym razem to nie była jakaś wojna domowa lub jakieś sprzeczki o tron w zachodnich królestwach. Tym razem to było coś naprawdę poważnego. Nagle usłyszał z daleka głos wołający o pomoc. Zaczął biec dróżką w stronę tych okrzyków. Zobaczył karawanę, na którą napadli bandyci. Zanim opamiętał się i ruszył do walki, jakiś człowiek o długich włosach wypuścił z rąk ognista kulę w stronę bandytów. Chwilowo większość wycofała się z bitki, ale zaraz potem ruszyli znowu do boju. Do obrońców karawany należało pięciu pikinierów, pięciu rycerzy, czterech łuczników i kilku kupców oraz ów mężczyzna, który prawdopodobnie był magiem. Po stronie bandytów było około dwudziestu paru średnio uzbrojonych ludzi. Elf opamiętał się, wyciągnął miecz i po chwili wpadł w „wir” walki. Wydawało mu się, iż jego miecz sam rwie się do walki. Wspomagany przez obrońców karawany ciął raz, drugi, trzeci, czwarty... Chwilę potem większość bandytów leżała martwa. Reszta rabusiów uciekła, chociaż strzały łuczników dosięgły kilkoro z nich. Członkowie karawany podziękowali elfowi za ratunek. Czarodziej postanowił się do niego dołączyć.



strony: [1] [2]
komentarz[8] |

Komentarze do "Tajemnica złotego artefaktu, cz. I"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.064006 sek. pg: