..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Ostatni dzień



Szedł powoli, nie spieszył się. Chciał przyjrzeć się temu co znajdowało się wokół. Temu, czemu nigdy dotąd nie miał okazji przyjrzeć się z bliska. Nie powinien się przecież ujawniać, przynajmniej nie wcześniej.

Zszedł z chodnika na trawę, przecinając krótki i sztuczny pas zieleni. Trawa nie była co prawda plastikowa, lecz jeszcze wczoraj rozwinięta z rolek. Wciąż więc dało się zauważyć gęste ślady łączenia poszczególnych pasów. Jedynie jeden patyk zdawał się być nieco starszym od matowej zieleni. Podszedł bliżej i ręką rozgarnął źdźbła trawy. Sterczący w górę, cienki pieniek, był resztką młodego kasztanu.

Prawdopodobnie właśnie teraz zaczynałby rozkwitać, pierwszymi w swym istnieniu pąkami.

Podniósł jednak wzrok nieco wyżej i skierował go na iskrzące czerwienią śmietniki, rażące wręcz niedobranym do otoczenia kolorem. Zrobił kilka kroków, by wyraźniej zobaczyć widniejący na nich napis, ten sam, który widniał tutaj na prawie każdym fragmencie otoczenia. PELKS.

Jakże wiele się tutaj zmieniło od czasów jego młodości, od chwili gdy przybył tu po raz pierwszy. Piękne majestatyczne drzewa rozpościerały się wzdłuż horyzontu, zaś w miejscu w którym teraz stał, przepływał mały srebrzysty strumyczek, skupiający wokół siebie wszelkie okoliczne stworzenia. Świergot ptaków zastąpił jednak szum samochodów, zaś szelest liści ustąpił miejsca skrzypiącej na wietrze konstrukcji pobliskiego budynku. Rzucił jeszcze raz okiem na szkaradny, czerwony napis na jego ścianie. PELKS. Przeliterował cicho, po czym zwrócił oczy ku niebu, skubiąc jednocześnie swą siwiutką już brodę.

Chmury zaczynały już nabierać czerwonej barwy zachodzącego słońca. Lecz nawet one zdawały się inne niż przed laty. Nie towarzyszyły im ptasie skrzydła. Brakowało również, niesionej znad odległych o zaledwie dwie godziny lotu gór, świeżości i specyficznej skalnej woni. Nie było już nawet widoku odległych szczytów, wyłaniających się z porannej mgły, które niegdyś zwykł oglądać, a dla widoku których całymi godzinami przesiadywał na najwyższych czubkach drzew. Teraz nie było już ani gór, ani drzew. Przemysł przekształcił je w przydatniejsze ponoć rzeczy. W pamięci wciąż miał jednak spadające liście dębu, na miejscu którego teraz widniał napis PELKS. Nie widział jednak jak je wycinali. Nie mógł tu wtedy być, przynajmniej nie tak blisko.

Tego jednak wieczora, ponownie przemierzał tą okolicę, pieszo. Był w końcu świadectwem tak wielu zmian, pewnie dlatego pozwolono mu tutaj być, właśnie teraz. Zwrócił się więc w kierunku olbrzymich drzwi, z widniejącym nad tym swoistym portalem, oczywiście czerwonym, szyldem. PELKS. Ironiczny uśmiech przebiegł po jego twarzy.

Kto by pomyślał. Szepnął sam do siebie, wyciągając rękę w kierunku czerwonej klamki. Uprzedził go jednak ktoś inny. Pucułowaty człowiek w czarnym garniturze, pojawił się jakby znikąd i zwinnie przemknął pod wyciągniętą przez niego dłonią, by już po chwili zniknąć za zamykającymi się ze zgrzytem drzwiami. Pozostała po nim tylko czerwona ulotka z wielkim napisem PELKS.

Schylił się po skrawek papieru, na którym widniały jakieś kolorowe zdjęcia. Niżej zaś spostrzegł kilka chaotycznych wzmianek o przecenie 99%. Duże, nie skomponowane z tłem litery, same rzucały się w oczy. Zaczął nawet przyglądać się najnowszym zdobyczom techniki, gdy ponownie ktoś wyrwał go spośród setek zbieranych w całość myśli.

- Naprawdę niesamowita okazja, prawda ? – Rzuciła do niego wchodząca do wnętrza staruszka. – Moim wnuczkom z pewnością się spodoba. Są tacy dobrzy. Wie pan. Wczoraj jeden przyniósł mi nawet taki śliczny krzyżyk na złotym łańcuszku. Mówił, że to specjalnie dla mnie. Tylko biedaczek musiał się potknąć jak szedł z nim do mnie, bo oczko było rozerwane. Ale takie dobre z niego dziecko, naprawdę. Mam nadzieje że mu się spodoba. – Kobieta znikła za drzwiami, nim zdążył jej odpowiedzieć.

Nie chciał już tam wchodzić. Zbyt wiele myśli. Bardziej zaintrygował go człowiek próbujący odkręcić zaspawane koła, od jednego z zaparkowanych pod PELKS’em samochodów. Raz to siłujący się z trzymanym oburącz kluczem, raz klnący pod nosem. Gdy tylko pojawił się obok, najwyżej dwudziestoletniego chłopaka, popatrzył na ubrudzony już błotem, lekko za duży pierścionek. Wciąż jednak milczał, nie przeszkadzając mu w pracy.

Minęło tak kilka minut, przez które puściły zaledwie dwie śruby. Przyklęknął więc obok niego wyciągając wolno rękę.

o Może potrzebujesz pomocy – rzucił. Lecz chłopak najwyraźniej nie wyczuł ironii w jego głosie.

* Chętnie. Bo widzisz trochę mi się śpieszy. – Odparł nie odwracając prawie głowy.

Wstał bez słowa i odszedł. Pierwszy krok, chłopak zaklął pod nosem. Drugi krok, odetchnięcie z ulga. Trzeci krok, strach opuścił już prawie umysł młodzieńca. Czwarty krok, dało się słyszeć stuknięcie puszczających śrub. Nim minęło 5 minut koła były odkręcone.

On jednak był już dużo dalej. Mijał coraz to więcej ludzi ciągnących do PELKS’a. Większość zdążyła dać zapobiegawczy krok w bok, na widok kogoś idącego w przeciwną do nich stronę. Ot taki podświadomy instynkt samozachowawczy. Zadziwiające, że tak wielu ludziom zastąpił on pozostałe zmysły, jako jedyny działając wciąż sprawnie i nie dający się oszukać. Byli jednak i tacy, którzy potrącili go, zaczytani w kilkunastostronicowej liście artykułów promocyjnych. Trafił się nawet i człowiek, który umyślnie zawadził go w nadziei na wytrącenie mu torby czy nawet portfela. Nie odwrócił się jednak za nim. W końcu nie miał przy sobie niczego cennego, oprócz może miecza, przewieszonego na plecach.

Odbił trochę w lewo, by przysłuchać się rozmowie dwóch młodych kobiet. Obie dało się nazwać ładnymi, choć z pewnością nie pięknymi. Opierały się o przystanek autobusowy, rozmawiając o pracy, seksie i planach na przyszłość. Czekały przy tym na trzecią, która miała wysiąść lada moment z nadjeżdżającego autobusu. Nie wiedziały jednak, że leży ona zakrwawiona na ziemi. Zaledwie kilka przecznic wcześniej, potrącona przez pijanego kierowcę. Nie wiedziały tego i nie chciały wiedzieć.

Od dawna miał ochotę porozmawiać z kimś stąd. Ocenić, sprawdzić a może nawet wyrzucić z siebie wszystkie te myśli. Miał już nawet sprawdzić jak zareagują na jej imię, gdy podbiegła do niego, dwudziestojednoletnia dziewczyna.

-Przepraszam czy mógłby mi pan odpowiedzieć na kilka pytań do ankiety. Przepytałam już od rana 999 osób i jeśli pan odpowie będę już mogła wrócić do domu, do męża i dzieci. Byłabym bardzo wdzięczna za szczere i szybkie odpowiedzi. – Wypowiedziała niemal jednym tchem. Ciężki wdech jaki nastąpił potem wskazywał na przewlekła chorobę płuc, połączoną z nadzieją na szybką odpowiedź.

-Jasne – odparł, po czym, za czym, zaczął dyktować. – Tak, nie, powyżej 60 lat, nie ubezpieczony, samotny, nie, bezrobotny, nie, tak, nie choć czasem wyobrażam sobie że jestem ... ale nie chce zabierać pani czasu wiec dalej... tak, nie, nie, brak wykształcenia, tak, nie. No czemu panie się tak na mnie patrzy, naprawdę nie mam nawet skończonej podstawówki... tak, nie, nie. Uf – dodał z uśmiechem - ... starczy ?

-T... Tak - powiedziała ucieszona dziewczyna po czym, nie zwracając nawet uwagi na to, że nawet nie przeczytała pytań, wrzuciła długopis do kieszeni i zatrzasnęła zeszyt. -Dziękuję i nie zabieram cennego czasu – dodała na zakończenie, po czym zwróciła się w kierunku nadjeżdżającego autobusu.

-Wracaj do nich szybko – dodał jeszcze ciepłym tonem. Usłyszała i przyspieszyła kroku. On zaś zakręcił w kierunku niedalekiego już parku.

Niebo zalewało się coraz bardziej krwawą czerwienią, a chmury czerniały. Ludzie natomiast pośpiesznie opuszczali park, gdyż wieczór w nim, zdawał się im zbyt niebezpieczny. Ktoś nawet, tak zamknął się w swym schizofrenicznym strachu, że nieświadomie odepchnął go, przeciskając się przez cienki przesmyk, w otaczającym park betonowym murku.

Na jednej z ławek, w centrum zielonego placu, leżał sobie na plecach bezdomny. Spokojnie wpatrywał się w niebo śledząc kłębiące się na nim obłoki. Czerwona poświata odbijała się w jego w oczach i komponowała doskonale z wyrazem jego twarzy. Strapione powieki lekko drgały z każdą kolejną myślą.

-Dawno jej nie widziałeś ?- Spytał leżącego, gdy tylko doszedł do ławki.

-Jakieś pięć lat, lecz dla mnie to cała wieczność – odparł bezdomny, wciąż nie odrywając oczu od zabarwiającego się szkarłatem nieba.

-Wieczność, to bardzo długo. Choć tutaj pewnie niewielu może rozumieć cię tak jak ja.

-Czemu mnie pytasz, jeśli dobrze znasz moją odpowiedź – człowiek zmienił nieco temat.

-Żeby porozmawiać. Dawno już nie rozmawiałem tak naprawdę. Całą wieczność. Coraz mniej jest ludzi którzy potrafiliby rozmawiać, czy po prostu mówić, a coraz więcej potrafi jedynie się komunikować, skracając formy do najpotrzebniejszych szczegółów. Ty zaś masz swoja historię i pamiętasz o niej, pielęgnujesz ją. Nie patrzysz ślepo w przyszłość. Ty widzisz ją taką jaką będzie. - Po tych słowach podniósł wzrok nad zasępiony wyraz twarzy mężczyzny. Na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze rozbłyski.

-Nie martw się, spotka was taki los, jaki wam wymarzyłeś. W końcu tylko Ty nie przestałeś wciąż marzyć...

Bezdomny lekko uniósł głowę by przyjrzeć się dokładniej rozmówcy. Prześledził plątaninę kosmyków jego siwej brody, wczytał się w głębokie rysy jego twarzy, by wreszcie dojrzeć połyskujące za jego plecami, pokryte czarnym pierzem skrzydła.

Zziębnięty człowiek uśmiechnął się szczerze. Po czym wolno unosząc wzrok ku górze przemówił.

-A wiec to Tobie przypadł ten ostatni obchód Gabrielu. – westchnął - I jak Ci się stad podoba dzisiejsze niebo ?

Gdzieś w przestworzach dało się dostrzec kolejne rozbłyski, a wraz z nimi wchodziły w atmosferę pierwsze miliony nadlatujących, rozpalonych do czerwoności meteorów.


Autor: Dragon Warrior.
Korekta: Driden Wornegon
komentarz[40] |

Komentarze do "Ostatni dzień"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.036650 sek. pg: