..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Bracia Ognia: Początek



Przechadzając się w pobliżu kopalni, kiedy słońce już dawno zaszło, a górnicy z ojcem Lemlego na czele wrócili do domów, Lemli postanowił udać się do świątyni Rogara. Po drodze oczywiście nie pogardził piwem oferowanym w tawernie, obok której przechodził. Stanął pod drzwiami myśląc jakie piwo wybrać... a może krasnoludzką gorzałkę? Tak, ta opcja wydawała mu się wielce pokrzepiająca. Pchnął potężne, dębowe drzwi, po czym wsunął się powoli do pomieszczenia. Momentalnie uderzył go zapach przedniego tytoniu i piwa. Oprócz tego czuć było jeszcze woń bakaliowego ciasta - specjalności gospody „Kamienna Twarz”. Wszystkie okrągłe stoły były zajęte, a lada, za którą znajdowały się dwie potężne beczki z piwem i winem, wydały się Lemlemu dziwnie samotne. Gospodarz, który był wielkim krasnoludem z rudą brodą znany jako Marog, biegał od stolika do stolika przyjmując zamówienia górników i innych podróżnych, szukających w „Kamiennej Twarzy” schronienia przed chłodną nocą. Lemli podszedł do lady, czekając aż ktoś go obsłuży. Była ona wykonana w kształcie łuku i znajdowała się w rogu kwadratowej sali wykutej w skale, więc nie zajmowała dużo miejsca. Palące się pochodnie rozmieszczone co kilkanaście stóp na ścianach dawały słabe, drgające światło. Kominek... a raczej wielki, hutniczy piec, bo inaczej trudno by było ogrzać to wielkie, kamienne wnętrze, znajdujący się w rogu sali naprzeciwko lady, dawał miłe ciepło.
W końcu, po jakimś czasie, gospodarz podszedł do Lemlego.
- Czego sobie życzysz Lemli? - zapytał Marog swym grubym i zmęczonym głosem, znał bowiem jak każdy inny krasnolud Lemlego, syna Garlego Kamiennej Dłoni, najsłynniejszego górnika, który gołymi rękoma ubił patrol kilkunastu orków. - Może chcesz to nowe piwo, które nam dzisiaj rano dostarczono? Zowie się jak mnie pamięć nie myli „Złoto Północy”.
- Jakieś nowe... - odparł Lemli zastanawiając się nad wyborem, poczym dodał - A masz „Czarnego Górnika”?
- Niestety, właśnie rozlałem ostatnie krople - rzekł Marog, wskazując wzrokiem na jeden ze stolików - Ale to nowe też podobno mocne - dodał z uśmieszkiem gospodarz.
- Jak mocne, to lej do pełna - stwierdził Lemli odwzajemniając uśmiech.
Krasnolud sięgnął pod ladę, wyjmując gliniany kubek, po czym postawił go naprzeciw Lemlego. Wymienili spojrzenia i wnet wybuchli gromkim i serdecznym śmiechem. Marog schował kubek wyjmując gliniany dzban, którego używają kobiety do noszenia wody ze studni. Podszedł z nim do jednej z stojących pod ścianą na podwyższeniu beczułek i szybkim ruchem odchylił kurek. Do dzbana zaczął spływać złoty napój, powoli i leniwie go wypełniając. Po napełnieniu naczynia, gospodarz postawił je przed klientem, któremu oczy momentalnie zaświeciły się na widok piwa.
- Ile? - zapytał Lemli.
- Siedem - rzucił Marog, po czym odszedł w kierunku jednego ze stołów. Lemli wyłożył kilka monet na ladę, następnie wziął potężny łyk. Czół jak napój bogów rozpływa mu się po całym ciele, ogrzewając jego zmarznięte kończyny. Lekka nuta goryczy wspaniale komponowała się z pół słodkim posmakiem. W Gardle zaczęło miło palić, a świat od razu stał się żywszy. Dotąd szare, zimne, kamienne ściany teraz wydawały się o wiele bardziej ciepłe i przyjemne, a twarze w większości pijanych już gości stały mu się bliższe i bardziej znajome.
Lemli delektował by się jeszcze tym smakiem przez długi czas, ale spokój jaki panował dotąd w gospodzie przerwało potężne trzaśniecie w drzwi, które z hukiem otworzyły się, uwidaczniając stojącą w progu, potężną sylwetkę. Lemli w pierwszej chwili myślał że to ork, ale gdy owa nieznana postać weszła do pomieszczenia, okazała się być tylko półorkiem. W gospodzie zapanowała cisza. Dotąd głośne, pijane towarzystwo umilkło, a Marog z wrażenia jakie wywarło na nim wejście półorka, upuścił gliniany kubek z winem, który z tępym trzaskiem rozbił się na kamiennej posadce. Nikt nie śmiał się nawet odezwać. Po jakimś czasie gospodarz nie wytrzymał.
- Darmowa kolejka dla wszystkich! - wrzasnął Marog tak nagle, że Lemli aż drgnął, a tłum zaczął mu wiwatować. Wszystko wróciło do normy, a tajemniczy półork podszedł do lady stając obok Lemlego, który sięgał mu wzrostem może trochę powyżej pasa. Półork miał na sobie skórzaną kurtę, z powplatanymi w nią kłami zwierząt. Na plecach miał stanowiącą dla niego nakrycie, czarną skórę warga, którego wydrążona czaszka stanowiła nakrycie głowy. Długa blizna przechodząca od lewej skroni poprzez łuk brwiowy, nos i prawy policzek, aż do podbródka była zapewne czymś, co stanowiło dla półorka element zachwytu. Coś, co w ich kulturze mówiło: bój się mnie.
Lemli przysunął swój, już do połowy opróżniony dzban, nie mogącemu się doczekać obsługi gościowi. Ten spojrzał się na krasnoluda, po czym z delikatnym uśmieszkiem objął swą potężną dłonią dzban i wielkimi haustami zaczął pić trunek.
- Moje piwo - Stwierdził krótko półork głosem, przypominającym lawinę - Tylko, że u mnie smakuje lepiej - dodał po chwili.
- Jak cię zwą? - zapytał Lemli.
- W domu na mnie Tog wołają - odparł, poczym rozejrzał się za Marogiem.
- A na mnie mówią Lemli - powiedział szybko krasnolud, następnie zaś krzyknął na Maroga i kazał nalać im po dzbanie „Złota Północy”. Gdy przed Lemlim i Togiem pojawiły się dwa pełne dzbany, Lemli zadał pytanie - Powiedz mi Togu, dlaczego udałeś się właśnie tutaj, czy na północy jest ci aż tak źle?
- Nie, na północy jest bardzo dobrze - odparł Tog, po czym zaciągnął łyk piwa. - Ale ojciec kazał iść daleko i udowodnić, że jestem godzien być jego synem.
Lemli zrozumiał prostotę przekazu. Tog miał przejść coś na wzór testu, jaki najprawdopodobniej przechodzą wszyscy półorkowie barbarzyńcy z północy. Miedzy Lemlim, a Togiem zawiązała się rozmowa. Niestety tę miłą konwersację przerwał krzyk i dźwięk łamanego drewna. Lemli i Tog spojrzawszy się w głąb gospody spostrzegli, iż jeden z goszczących w tawernie krasnoludów leżał na połamanym stole. Przed nim stała zakapturzona postać. Krasnolud, który w rzeczywistości był jednym z górników, natychmiast wstał i rzucił się do gardła dziwnej postaci, która jednym, szybkim ruchem zrzuciła z głowy kaptur, ukazując surową twarz z kozią bródką upstrzoną siwizną. Niedługie włosy, również jak i broda posiwiałe, ułożyły się w dziwny sposób - chaotycznie, lecz jednak schludnie. Przybysz ubrany był w czerwoną, wełnianą szatę z szerokimi mankietami, sięgającą mu aż do stóp. Kaptur przytwierdzony do szaty był szeroki i ozdobiony na czubku fikuśnym wzorkiem. Zanim krasnolud zdążył dotrzeć do tej dziwnej osoby runął martwy na ziemię.
- To mag! - krzyknął ktoś w tłumie. Wszyscy zebrani w gospodzie zaczęli gwizdać i wyzywać maga, który energicznie nasunął na głowę kaptur i skierował się w stronę drzwi.
- Brać go! - ponownie ktoś krzyknął - on zabił Katrana! - głosowi towarzyszyły wiwaty, kilkoro krasnoludów zagrodziło wyjście magowi, a reszta, która go okrążyła, powoli zaczęła zacieśniać pętlę. Wnet, niewiadomo skąd, przed czarownikiem ukazał się Lemli.
- Stójcie! - wrzasnął zdenerwowany krasnolud - Nie możemy pozwolić sobie na kompromitację! Pamiętacie co się stało ostatnim razem, jak wymierzyliśmy sprawiedliwość temu kapłanowi? - tym słowom towarzyszył dosyć głośny śmiech pochodzący od niektórych krasnoludów, którzy najwyraźniej pamiętali to zajście. - Wtedy naraziliśmy się kapłanom, a teraz nie mamy przecież ochoty zadrzeć z magami, którzy z tego co wiem, to są potężniejsi. - po tych słowach krasnoludy zamarły. Jednak któryś z nich na nowo podniósł krzyk, a za nim cała reszta, po czym znów pętla wokół maga i teraz także Lemlego, zaczęła się zaciskać. Nagle, zza lady dobiegł dziwny łoskot. Przerażone krasnoludy rozstąpiły się, stając pod ścianą i otaczając okręgiem Toga, który swój potężny, wielki topór wbił w ladę z taką siłą, że jedno z ostrzy całkiem zniknęło w drewnie. Krasnoludy zamilkły nie wiedząc co zrobić. W końcu jeden z nich przemówił.
- Ty! Półork! - powiedział jakiś siwobrody górnik niezbyt pewnym głosem - Ty tępy barbarzyńco, co ty tu w ogóle robisz!? - po czym z dziwną miną z powrotem oddalił się pod ścianę. Tog, zrobiwszy groźną minę wyciągnął sakiewkę zza pazuchy, a następnie rzucił nią w Maroga, który z wrażenia nawet nie zareagował. Podszedł do jednej z beczek stojących za ladą. Wybrał tę z piwem i objął ją swymi potężnymi ramionami. Beczka ani drgnęła. Tog zaparł się nogami i z całej siły naparł na beczkę. Jego śniadawa cera, zaszedłszy krwią nabrała purpurowego odcienia, żyły wyszły na wierzch, a oddech kolosa stał się ciężki i chrapliwy. Niektóre krasnoludy zaczęły się po cichu śmiać z tego przedstawienia. Niespodziewanie beczka ruszyła się z miejsca. Tog, mimo iż mogło się to wydawać nierealne, naparł na beczkę z jeszcze większą siłą. Posypały się drzazgi, a drewniana beka delikatnie się uniosła. Wśród zebranych zapanowało poruszenie. Tog z beczką w ramionach z trudem przeszedł na środek sali, potem zaś delikatnie osadził ją na ziemi. Wyczerpany barbarzyńca, po tym nadludzkim wyczynie, osunął się bezwładnie na ziemię, opierając się o beczkę. Cała gospoda aż zadrżała od gwałtownych, gromkich oklasków na cześć Toga. Półork resztkami sił podniósł się i poprosił Lemlego o pomoc. Razem postawili beczkę dnem do góry, po czym Tog nań wskoczył i potężnym uderzeniem pięści rozbił pokrywę.
- Piwo dla wszystkich! - ryknął barbarzyńca, zanurzając głowę w złocistym płynie. Krasnoludy, jak z toporami na orka, rzuciły się ku beczce.
Lemli i Tog wrócili wspólnie do lady. Lemli zauważył kątem oka, że mag szykuje się do wyjścia.
- Hej! - zawołał Lemli w stronę wychodzącego czarownika unosząc rękę - Cny magu, dokąd zmierzasz w taką zimna mokrą noc!? - W rzeczywistości noc była nadzwyczaj ciepła i sucha, jak na tę porę roku, lecz mag zrozumiał przesłanie, jakie szło za stwierdzeniem krasnoluda. Rozejrzał się niepewnie, w chwilę później podszedł jednak do lady.
- Zwą mnie Lemli - powiedział krasnolud z uśmiechem na ustach i wyciągnął w stronę maga dłoń.
- A jam jest Izuberon - odparł dumnie mag, ściskając dłoń krasnoluda.


Autor: qarion
Korekta: Boromir
komentarz[8] |

Komentarze do "Bracia Ognia: Początek"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.021382 sek. pg: