..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Ork w mieście
prawie krótka prawie biografia prawie bohatera



Przepowiednia
zupełnie niepotrzebny wstęp, z widocznie przydługim tytułem

-W dzikiej, barbarzyńskiej krainie narodzi się dziecię, które zmieni nasz świat. Królów okrutnych w otchłań strąci a sprawiedliwych na piedestały wzniesie.- Wybełkotał Loranew i zwalił się pod stół. Taka ilość bimbru domowej roboty nie jest wskazana nawet dla wieszczy o tak mocnej głowie.



Powrót do społeczeństwa
właściwy wstęp, narodziny, walka, nauka i ogółem początki

Łup urodził się po dwóch godzinach męczarni swojej matki. Był pięknym dzieckiem, przynajmniej jak dla uradowanych rodziców. Dzięki niemu mieli możliwość powrotu do wioski skąd zostali wygnani po tym jak Bum, ojciec Łupa zhańbił się ucieczką z pola walki. Bum był już zbyt stary by wystartować w turnieju, a przynajmniej tej wersji się trzymał. Dlatego też zaraz po tym jak dziecko nauczyło się chodzić rozpoczęły się treningi Łupa w walce wręcz i używaniu młota dwuręcznego. Broń wybrano taką, a nie inną gdyż Bum miał problemy z wykonaniem bardziej skutecznego oręża w zaistniałych warunkach. Okazało się, że młodzik był bardzo pojętnym uczniem i już w wieku dwudziestu lat, co dla orka jest wiekiem dość młodym, był gotów wystartować w turnieju.
Osada orków nie prezentował się okazale. Ot parę naście glinianek postawionych wokół okrągłej drewnianej konstrukcji. Była ona przygotowana na przyjęcie do sześćdziesięciu osób, czyli więcej niż mieszkało w wiosce. To właśnie arena. Sąd i miejsce rozrywki. Każdy mógł wejść na środek, problemy zaczynały się z zejściem o własnych siłach. Klepisko, na którym odbywały się walki miało karmazynowy kolor od krwi na nim przelanej. Jak utrzymywał poeta. Orki winiłby glinkę, którą posypywano arenę, gdyby kogokolwiek obchodziło ich zdanie.
Łup musiał wygrać tylko dwa pojedynki. Dwie walki z przeciwnikami od siebie starszymi, większymi i silniejszymi. Czyli dla początkującego herosa kaszka z mleczkiem.
Bum popchnął lekko syna. Ten rozejrzał się, na trybunach siedziało około trzydziestu jego pobratymców. Poprawił swój nowy drewniany młot z kamieniem przywiązanym do trzonka. Zrobiony został przez ojca specjalnie na tą okazję. Na pierwszą walkę trafił mu się niejaki Krusz, tęgi ork o nieskażonym myślą obliczu uzbrojony w wielki obusieczny topór. Pierwszy zaatakował Łup uderzając z całej siły w kolano. Jego przeciwnik zachwiał się i upadł. Z tej pozycji spróbował ciąć szybszego od siebie Łupa, nieskutecznie. Młodzik wykorzystując to, że przeciwnik leży zaatakował od góry. Cios został sparowany. Krusz spróbował wstać. Nie mógł, okazało się, że rana była gorsza niż wyglądała. Wściekły rzucił toporem. Pocisk minął Łupa zaledwie o parę milimetrów. Krusz był bezbronny i nie miał możliwości się poruszyć. Przerwano walkę na korzyść młodego pretendenta. Zwycięzca zszedł z areny dumny i spokojniejszy. Została mu już tylko jedna walka i jego rodzina mogła na stałe wrócić do osady.
Następna runda miała odbyć się dopiero jutro, więc Łup miał czas rozejrzeć się po osadzie. Dla niego wioska wydawała się ogromna i piękna. Nie powinno to nikogo dziwić w końcu pierwszy raz widział więcej niż jeden dom. Poza tym w tych chatach można było kichnąć nie modląc się przy okazji o to by dach budowli został na swoim miejscu.
Łupa z rodziną zakwaterowano w domku gościnnym na obrzeżach osady. Chałupa nie różniła się niczym od innych, ot kawał gliny wyglądający jak wydrążony w środku. Wejście zasłonięte zwierzęca skórą.
Noc upłynęła dość nieprzyjemnie zważywszy na hałasy z dworu. Grupa młodzików przesadziła najwidoczniej po walkach z samogonem oblewając zwycięstwo kolegi. Następnego dnia Łup wszedł na arenę pewniejszy siebie. Nie uważał, by ta walka mogła być znacznie trudniejsza od poprzedniej. Przynajmniej do czasu, gdy zobaczył swojego przeciwnika. Ta góra mięśni posługiwała się dwoma zdobycznymi mieczami oburęcznymi. Jego twarz przypominała pole przygotowane pod zasiew a oczy zdawały się mówić, że taki przeciwnik jest dla niego, co najmniej obrazą. Łup zadrżał. Widać w nich było znudzenie. Ta walka była dla niego tylko monotonnym i nudnym obowiązkiem. On uderzał a przeciwnik padał martwy na glebę. A, czy wspomniałem że wyglądał na znudzonego? Nieważne, walka się rozpoczęła. Łup cudem uniknął pierwszych dwóch ciosów. Gruch, bo tak nazywał się ten siłacz, zaczął się interesować tym dzieckiem, które przeżyło już dwa razy dłużej niż przeciętny dorosły. Ale pojedynek trwał nadal, w końcu czwarty cios doszedł celu płytko rozcinając brzuch Łupa. Gruch opuścił broń.
-Dobra dzieciaku koniec zabawy. Poddaj się, a nic się nie stanie, wrócisz do domu matka opatrzy ci rany. Nie bój się zapomnimy o tym nie będzie to dyshonor.- Z ostatnim zdaniem zwrócił wzrok ku trybunom. Delikatnie dając widzom do zrozumienia, że mają przytaknąć albo sami znajdą się na arenie. Tłum pokazując swój instynkt samozachowawczy zareagował natychmiastowo. Bił brawo, co po niektórzy krzyczeli, że dzieciak pięknie walczył.
-Ja jeszcze nie skończyłem.- Krzyknął Łup na tyle głośno na ile pozwalała mu na to świeża rana, czyli szepnął.
Gruch był tak zaskoczony, że nie zdążył sparować ciosu. Młody wojownik nie zauważył, jakie było zakończenie tej walki, ponieważ natychmiast po trafieniu zemdlał.

-Wygrałem?- Zapytał zaraz po odzyskaniu przytomności Łup.
-Tak wygrałeś. –Był to głos jego byłego przeciwnika.
Łup rozejrzał się, znajdował się w dość bogatej chacie. Na ścianach wisiały skóry zwierząt a na porządnie wykonanym stole lśniły źle oszlifowane kamienia szlachetne. Obok posłania stał Gruch z bandażem na głowie.
-Przepraszam za ten cios z zaskoczenia.
-Chłopcze ja oberwałem w czerep a ty bredzisz. Przecież mówiłeś, że to nie koniec. To był mój błąd. Swoją drogą dziękuję za lekcje. Już nigdy nie opuszczę broni przed żyjącym przeciwnikiem choćby był i dzieckiem... Nie obrazisz się za to dziecko.
-Skąd, mam przed sobą siedem lat do pełnoletności.
-Dobrze, odpocznij. Za dwie godziny przyjdzie mój ojciec zobaczyć jak się czujesz.
Po wyjściu Grucha Łup zaczął rozmyślać. Swoją drogą lubił myśleć. Jego rodzice upatrywali w tym jakąś dysfunkcję w końcu, kto to widział żeby tyle myśleć. Zastanawiał się on, co będzie robił, kiedy zagoi się ta paskudna rana. Jak dotąd myślał tylko jak wygrać te dwie walki. Tego oczekiwał jego ojciec, do tego go szkolono. Teraz, kiedy już miał tą sprawę za sobą musiał wybrać sobie jakiś inny cel. Nie wyobrażał sobie życia bez konkretnego celu. Po półgodzinie uznał, że najwyższy czas dowiedzieć się coś więcej o świecie, w którym przyszło mu egzystować. Musiał już tylko znaleźć sobie jakiegoś nauczyciela. Najpierw pomyślał o ojcu, ale szybko porzucił ten bezsensowny pomysł. Matki nawet nie brał pod uwagę.
Tak zastał go Trach, ojciec Grucha. Był to ork starszawy o inteligentnym obliczu i ciut zbyt mocno wysuniętej szczęce, nawet jak na swój gatunek.
Bingo- Pomyślał Łup.
-Przepraszam pana czy mógłby mi pan coś opowiedzieć o otaczającym nas świecie?
Trzaska zamurowało. Syn mówił mu, że ten dzieciak jest „wyjątkowy”, ale żeby aż tak.
-A, o czym konkretnie?
-Może o burzy widziałem już taką parę razy i pytałem o nią rodziców, ale jedyne, co powiedzieli to żebym nie stał podczas niej pod drzewem.
-Mmm obawiam się, że tu ci nie pomogę. Jedyne, czego mogę cię nauczyć to wspólna mowa.
-Co to jest wspólna mowa?
-Jest to język, którym posługują się wszystkie rasy.
-Jakie rasy?
-No coś czuję, że jednak będę w stanie cię czegoś nauczyć
I tak Łup zaczął zdobywanie podstawowej wiedzy o świecie. Jego brzuch zagoił się parę dni później. Ten okres wystarczył również na zgłębienie tych nikłych informacji o świecie, jakie posiadał Trach. Zaczął uczyć się wspólnej mowy. Łup wiedział, że ojciec nie wyraziłby zgody na nauczanie syna takich głupot, więc mówił mu, że trenuję walkę u Krusza, który zresztą potwierdzał tą bajeczkę.

Pewnego dnia przechodząc się po wielkim corocznym targu Łup zauważył na jednym stoisku dziwną rzecz. Po dłuższym przyjrzeniu, przypomniał sobie, że Trzask opowiadał mu o czymś takim. O ile dobrze pamiętał to coś nazywało się książką. To było to, czego potrzebował w końcu z tego, co słyszał książka była nośnikiem wiedzy.
-Przepraszam skąd pan to ma.- Zapytał Łup wskazując książkę.
-E tam mój dziadek przywiózł to z grabieży jednej twierdzy. Już mój ojciec próbował to świństwo sprzedać, ale nikt nie chciał kupić. Palić się to nie chciało, skóra na okładce nie do oderwania. Straszny szmelc.
-Wiesz co, kupię to od ciebie za kilogram mięsa z otiaga, jeśli pokażesz mi na mapie gdzie była ta twierdza.
-Doskonale skocz po mięso i mapę, interes ubity.
Łup poszedł do Krusza wiedział, że ma on obie z wymienionych rzeczy potrzebnych do wymiany. Zgodził się on dać mapę, ale rozstanie się z obiadem było nie do zaakceptowania. W końcu dał się przebłagać. Łup musiał za to nazbierać mu pół kilo grzybów i worek owoców. Szczęśliwy pobiegł do sprzedawcy. Ten z ulgą pozbył się księgi. Zaraz potem Łup udał się do Trzaska.
-Nauczycielu mógłbyś mi powiedzieć, co to za księga.
-Na okładce napisali, że to „O obrotach błękitnej energii” niejakiego Mikaja Kopornika. Gdzie to zdobyłeś?
-Kupiłem na targu. Dowiedziałem się też gdzie może być więcej książek. Sprzedawca zaznaczł mi to miejsce na mapie.
-Pokaż.
Łup podał mapę nauczycielowi. Ten podniósł ją do oczu i studiował przez chwilę.
-Coś sobie przypominam. Tam chyba kiedyś była biblioteka. Nasi pobratymcy splądrowali ją jakieś sto lat temu.
-Sądzisz, że tam może być coś cennego?
-Warto by było pójść i sprawdzić to tylko czternaście kilometrów stąd.
-Pójdę tam jutro. Dziś już jest trochę za późno. Zanim bym wrócił byłoby ciemno.

Kiedy Łup wszedł na kolejny pagórek jego oczom ukazały się solidne granitowe mury Goldironu, niegdyś jednej z najbogatszych i najlepiej zaopatrzonych bibliotek tego kontynentu. Solidne dębowe drzwi, na których co sprawniejsze oko mogło dostrzec ślady gdzie odrywano złocenia leżały połamane na ziemi. Łup wszedł na dziedziniec. Marmurowa wieża kiedyś sławna na cały świat teraz przypominała tylko śmieci z kamieniołomu. Ork przeszedł przez wyłamane z zawiasów drzwi. O ile krew na zewnątrz została zmyta przez deszcz o tyle tutaj spokojnie można było ocenić rozmiar rozegranej tu tragedii. Biała marmurowa posadzka tylko gdzieniegdzie zachowała swój oryginalny kolor. Większość podłogi pokryta była czerwonymi przebarwieniami pozostałymi po obrońcach i najeźdźcach, tak, że nie dało się odróżnić, która plama jest po kim. Rozejrzał się po wielkiej sali schody na górę zawaliły się, ale na dół ciągle dało się zejść. Nigdzie nie było widać nawet kości. Nie powinno to dziwić gdyż orkowie mieli zwyczaj chowania pokonanych wrogów. Poza tym, tyle lat to aż nadto dla wszelkich zwierząt na sprzątanie. Łup udał się do piwnic. Tam ujrzał serce tego miejsca, dziesiątki metrów kwadratowych półek szczelnie zastawionych książkami. Mógł już wracać. Póki nie nauczy się dobrze czytać nie miał tu nic do roboty. Chyba, że udałoby mu się znaleźć książkę, o której mówił mu kiedyś Trzask. Wszedł do działu językowego i udał się do półki „wiedza podstawowa” tam bez większych trudności odnalazł elementarz. Szczęście, że jego pobratymcy nie po wyrzucali tych dzieł z półek, bo wtedy w życiu nie znalazłby tu tej książki.

Rok później Łup opanował wspólną mowę na akceptowalnym poziomie i odtąd codziennie chodził do biblioteki. Aż wreszcie nadszedł jego wielki dzień, kończył dwadzieścia siedem lat. Wchodził w wiek dorosły.
Oznaczało to dla niego cztery rzeczy. Po pierwsze mógł już sam o sobie decydować. Po drugie musiał się przeprowadzić od rodziców do nowego domu przydzielonego przez klan. Po trzecie musiał się zdeklarować, czym będzie się zajmować. I po czwarte musiał odbyć prastary ceremoniał Uglum. Wypadało też by znalazł sobie wybrankę, ale to już nie był obowiązek.
Rytuał Uglum polegał na spożyciu halucynogennej mieszanki ziół przygotowanej przez szamana. Była to wielka uroczystość, więc przybywała na nią cała rodzina i wszyscy znajomi. Łup wszedł na plac w uroczystej skórzanej zbroi, którą dostał od ojca. Usiadł na zydlu i wziął czarę od Grucha, który został tym samym jego ojcem ceremoniału. Wychylił naczynie a gorzki płyn wlał się mu do gardła. Łup miał wrażenie, że tylko się zachwiał, ale po położeniu słońca zauważył, że spał, co najmniej cztery godziny. Nic nie pamiętał z tego, co mu się śniło. Przynajmniej powinno śnić. Po tej mieszance każdy miał jakąś wizje. Po chwili uznał, że nie ma się, czym martwić. W końcu, po co mu jakaś tam wizja. Był trochę skołowany, więc Bum i Gruch pomogli mu wstać i dojść do nowego domu. Kiedy odpocznie miał ogłosić, kim chce zostać. Kiedy Łup się położył spał bite czternaście godzin głębokim snem. Kiedy się obudził, wstawał już nowy dzień. Czuł się jak nowo narodzony. Rozejrzał się. Na stole leżał jego nowy młot podarowany przez Grucha. Tym razem już metalowy. Musiał być zdobyczny. Orki raczej nie były mistrzami obróbki metalu. Łup zważył prezent w dłoniach. Był cięższy od poprzedniego i miał dłuższą rączkę.
Odłożył broń i wyszedł z domu. Wszyscy już tam czekali.
-Ja Łup oświadczam, że chce zostać stróżem wioski.
Rozległy się ryki aprobujące jego decyzję.
Odtąd do obowiązków Łupa należało patrolowanie wioski pięć raz dziennie i reagowanie w razie bójek. Praca mu pasowała, bo choć nie mógł przesiadywać całymi dniami w bibliotece to bez problemu mógł przynosić księgi do domu, co wręcz zwiększyło czas, jaki Łup poświęcał na siedzenie nad książkami. Postanowił przeczytać całą „wiedzę podstawową”, „ wiedzę średnią” i „wiedze zaawansowaną”, „Wiedze wyższą” przeczytał tylko z filozofii. Tym sposobem już pięćlat po dojściu do pełnoletniości przeczytał wszystkie interesujące go pozycje. Jednocześnie zapragnął zobaczyć miasto, o którym czytał w tylu książkach. Któregoś wieczora zdecydował wreszcie, opuści swoją wioskę i uda się do ludzkiego miasta. Zobaczy ulice z marmuru domy ze złota i szyby z klejnotów. Z tym, że nie mógł wyruszyć do miasta w swojej skórzanej zbroi. Poprosił, więc swojego znajomego myśliwego by zostawił mu jakieś ładne futro. Cztery dni później otrzymał przepiękne, srebrzyste futro jednorożca. Potem udał się do Szury, która zajmowała się krawiectwem. Zaniósł jej poza futrem krój na frak, który znalazł w jednej książce i poprosił ją żeby uszyła mu coś takiego. Już dwa dni później mógł się zobaczyć w swoim nowym, puszystym fraku. Poza tym zgromadził wszystko, co było mu potrzebne w podróży. Czyli namiot ze skrzydeł wiwerny, koce, mapę, hubkę, krzesiwo i parę mniej ważnych drobiazgów. Teoretycznie mógł już ruszać, ale uznał, że przyda mu się kapitał początkowy. Wybrał, więc pięć książek, które wydały mu się najcenniejsze i jedną ciut tańszą. Następnie opakował je we własnoręcznie wykonaną skrzynkę. Wyliczył, że podróż będzie trwała około miesiąca. Jego celem było wielkie miasto Ertedium. Wybrał je gdyż było to największe miasto w tym regionie. Wziął trochę pożywienia na drogę, za pas wsunął nóż, który dostał od Grucha za pomoc w polowaniu na harpie. W końcu, kiedy był już spakowany spojrzał na swój niemały bagaż i odszedł zostawiając tylko list do Trzaska. Był pewien, że nikt nie przeczyta tego listu poza adresatem. Któż inny znał wspólną mowę.


Już wkrótce następny rozdział:
Zaskoczenia
niebezpieczna krowa, dama w opresji, i pierwszy rzut oka na miasto


Autor: Driden Wornegon
Korekta: Poza portalem
komentarz[12] |

Komentarze do "Ork w mieście (1) Powrót do społeczeństwa"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.024918 sek. pg: