..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Strażnicy



Dawid rozejrzał się po okolicy. Miejsce było przecudne. Wymarzone na oświadczyny. Wprost niewiarygodne wydawało się, że taka oaza natury ostała się tak blisko dużego miasta.
Stary las właśnie budził się ze snu. Niektóre drzewa nieśmiało wypuściły zaledwie kilka pąków. Inne, bardziej odważniejsze zieleniły się już całe. Ptaki czując zbliżającą się wielkimi krokami wiosnę wesoło śpiewały. Spod warstwy zeszłorocznych liści wyłaniały swe główki pierwsze tego roku kwiaty.
Dawid wędrował zachwycony, wspominając czasy - spędzonego na wsi - dzieciństwa, w którym takie miejsca były dla niego codziennością. Nagle zupełnie niespodziewanie przed nim pojawiła się ścieżka. Przynajmniej tak wyglądała na pierwszy rzut oka. Szeroka na około metr nie była bowiem dziełem człowieka. Delikatna wiosenna trwa nie była zdeptana, a rosnące idealnie równo na jej brzegach krzewy połamane. Mimo całej swojej doskonałości wydawała się zupełnie naturalna. Zaskoczony Dawid rozglądał się przez chwilę ze zdziwieniem, gdy wtem jego uwagę przykuł drobny szczegół. Nad ścieżką unosiła się cieniutka smuga mgły, która zaczynała swój bieg gdzieś pod jego stopami. Coraz bardziej zaintrygowany mężczyzna przesunął się i dokładnie obejrzał miejsce, na którym jeszcze przed chwilą stał. Mgiełka wyraźnie wypływała z ziemi, tak jak strumień zaczyna swój początek w źródle.
Wiedziony niewyraźnym przeczuciem ruszył z jej biegiem. Szybko zauważył, że mgiełka, wraz z oddalaniem się od źródła unosi się powoli do góry, a także staje się grubsza. Zatrzymała się w okolicach jego ramienia. I na tej wysokości biegła już bez zmian. Biło od niej przyjemne ciepło. A wokół unosił się zapach róż. Gdzieś na końcu ścieżki majaczyła polana. Smuga zmierzała w stronę niewyraźnego owalu stojącego w jej środku.
Po kilku chwilach Dawid dotarł do końca ścieżki. Owal na środku polany okazał się czymś na kształt bramy. Bogato rzeźbiona kamienna rama wypełniona była materią, która przypominała delikatnie pulsującą taflę z rtęci. Smuga za którą podążał znikała w niej, nie powodując jednak najmniejszych nawet zmarszczek na powierzchni. W owalu znikały też inne smugi, których Dawid naliczył w sumie dwanaście.
Mężczyzna postąpił kilka metrów do przodu. Nagle za jego plecami rozległ się głośny huk. Potężny podmuch pchnął Dawida kilka metrów do przodu, rzucając go jednocześnie na kolana. Ignorując ból w otartych dłoniach odwrócił się i przypadł plecami do kamiennego owalu. Na jego oczach na polanie zmaterializowały się cztery humanoidalne istoty. Były olbrzymie, mogły mierzyć ponad dwa i pół metra. Czerwone ślepia osadzone w wilczych twarzach wyglądały przerażająco. Ubrane były w czarne zbroje z połyskującym na czerwono grawerowanymi symbolami. Każde z nich miało w łapach zakrzywione ostrze. Jeden, największy, w drugiej ręce trzymał kulę świecącą upiornym, białym blaskiem.
Stworzenia skierowały swój wzrok na bramę, jednocześnie zauważyły Dawida. Mężczyzna był święcie przekonany, że zauważył na ich pyskach wyraz satysfakcji. Ruszyły w jego stronę. Zanim jednak zrobiły kilka kroków powietrze między nimi a Dawidem zafalowało. W krótkim błysku pojawiło się pięć owali z których wyskoczyły tym razem zdecydowanie ludzkie istoty.
Przez chwilę stali naprzeciwko siebie w milczeniu. A potem się zaczęło... ostrza śmigały tak szybko, że Dawid nie był w stanie nawet za nimi nadążyć. Przewaga przechylała się z jednej strony na drugą. Wydawało się, że walczący w ogóle się nie męczą. Cios za cios. Zahipnotyzowany walką Dawid, zapomniał o tym, że dobrze byłoby się ewakuować. Przypomniał sobie jednak bardzo szybko w momencie, gdy tuż koło jego nogi spadła ręką młodej kobiety walczącej z największą bestią. Dziewczyna skuliła się. W jej niebieskich oczach zobaczył strach. A potem upadła..
Stworzenie spojrzało na Dawida. W jego rękach ponownie zamigotała biała kula. Ruszył w jego stronę. Druga z walczących kobiet spostrzegła co się dzieje, ale nie mogła zareagować, ponieważ jej przeciwnik nie ustawał w atakach.
Dawid, cały czas szorując plecami po kamieniu powoli wstał na nogi.
- O kurwa – wyjąkał, a potem zamknął oczy i pomyślał, że fajnie byłoby umieć rzucić
ognistą kulę.
Czekał na cios, ale on nie nadszedł. Zamiast tego poczuł podmuch ciepła i usłyszał wściekły ryk. Gdy otworzył oczy, zobaczył kilka kroków przed sobą spopielone resztki. Tylko kula nadal świeciła. Rudowłosa kobieta, która właśnie rozprawiła się ze swoim przeciwnikiem, podbiegła i podniosła przedmiot. Zza pasa wyciągnęła niewielką różdżkę i uderzyła nią w kulę. Znikła ona w błysku światła. Pozostałe bestie widząc co się dzieje zaczęły się ewakuować... jedna po drugiej. Po kilku sekundach na polanie zostało tylko sześcioro ludzi. Rudowłosa kobieta podeszła do Dawida. Reszta zajęła się ranną dziewczyną i po chwili oni również znikli.
- Co... co to miało być? – zapytał – Czy ja zwariowałem?
- Nie. Z twoją głową raczej wszystko w porządku. – odpowiedziała uśmiechają się – To
jest dość długa historią. Ale po tym co pokazałeś myślę, że powinieneś ją usłyszeć. Tak w ogóle to jestem Santra , Strażniczka Róż. Chodź pokażę ci odpowiedź na twoje pytania.
Chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę rysującego się w powietrzu owalu. Otoczyła ich mgła....

***

Wirująca mgła rozstąpiła się. Znajdowali się kilkadziesiąt metrów nad gigantycznych rozmiarów równiną. Wysoko nad ich głowami niebo płonęło złotym blaskiem. Dawid dostrzegł, daleko po swojej lewej stronie, olbrzymi posąg z czarnego kamienia. Gdy spojrzał w drugą stronę ujrzał podobny posąg wykonany z białego kamienia. Ciemniejsza z rzeźb lśniła jasnym blaskiem odbitych promieni, stan drugiej był natomiast tragiczny. Niektóre jej elementy odpadły. Inne wyglądały jakby to samo czekało je już za niedługo.
- Gdzie my jesteśmy?- zapytał unoszącą się koło niego Santrę – Co to za miejsce? Co to
za posągi?
- To Pole Światów – odpowiedziała, wpatrując się zafrasowanym wzrokiem w
otaczającą czarny posąg ciemną plamę – Tak my je przynajmniej nazywamy. Kiedyś było to miejsce Stworzenia. Tutaj rodziły się i rozwijały Wszechświaty. Teraz jest to miejsce bitwy. A jeśli zawiedziemy stanie się ono placem ostatecznej klęski i Końca. Posągi, które widzimy to wizerunki Stwórcy i Niszczyciela. Chyba nie musze ci tłumaczyć co znaczą ich miana. Ich prawdziwych imion nie znamy... a dokładnie to znamy imię Niszczyciela, ale jego staramy się nie wypowiadać... imienia Stwórcy nie znamy... nikt z nas nigdy go nie widział... najstarsi mówili, że ich poprzednicy opowiadali im, że stwórca po prostu pewnego dnia zniknął, nikt nie wie gdzie się udał, ani co się z nim stało. Co do samego Pola to chodź pokaże ci co tam jest.
Chwyciła go za rękę i delikatnie pociągnęła za sobą. Po kilku chwilach znajdowali się zaledwie kilka centymetrów nad falującą powierzchnią. Pod stopami Dawida kołysały się miliony skrzących się srebrnym blaskiem róż. Tak przynajmniej myślał na początku.
Santra skinęła dłonią i jeden z kwiatów uniósł się na wysokość ich twarzy. Oczom Dawida ukazał się przepiękny widok. Oto w czymś co przypominało pączek róży, ale było o wiele bardziej eteryczne i niematerialne obracała się malutka kula, lśniąca blaskiem miliardów gwiazd – maleńki wszechświat.
- To Pole Światów, jak już mówiłam – głos Santry wyrwał go z zachwytu- dzieło
Stwórcy. Te wszystkie kwiaty, który widzisz dookoła, to stworzone przez niego światy. To co wygląda jak pąk róży stanowi jakby płaszcz ochronny, zabezpieczający przed różnymi niebezpieczeństwami. W każdym z wszechświatów znajdują się miejsca szczególnie nasycone energią – energią Stwórcy. Zbiera się ona w Smugi i za pomocą Bramy zasila Płatki, za zasadzie jedna Brama – jeden Płatek. Kula którą widziałeś w ręce jednego z Jego Sług – ma w sobie złą moc, która blokuje przepływ energii, niszcząc Płatek. Naszym celem jest osłona Bram, nie umiemy bowiem odblokować takiej zainfekowanej Bramy. Kiedyś ponoć żyli tacy, którzy to potrafili. Ale to było bardzo dawno temu... Spójrz – wskazała ręką w stronę mrocznego posągu – To ciemne, co widzisz dookoła niego, to światy, którym się nie udało i zostały zniszczone. Gdy opadną ostatnie płatki, na taki osłabiony świat, spadają jak drapieżne sępy Jego Słudzy, nie zostaje nic – żadne życie, żadna energia, żadna materia – tylko pustka. Zniszczenie posuwa się coraz szybciej. Oni rosną w siłę. A nas Strażników jest coraz mniej, także nasze moce słabną. Niewielu rodzi się z darem Widzenia, a tylko tacy mogą służyć Różom... boję się wiesz – spojrzała mu w oczy – boję się, że całe nasze poświęcenie jest daremne, ale z drugiej strony nie poddam się... przecież jest o co walczyć.
- A nasz Wszechświat?
Santra skinęła ponownie dłonią. Podpłynął ku nim kolejny kwiat. Widać było wyraźnie, że jest zniszczony i bardzo osłabiony. Miał 6 płatków- niektóre ledwo widoczne.
- To jest nasz wszechświat – powiedziała ze smutkiem – Jesteśmy na krawędzi. Zostało
6 bram. Dwie na Ziemi. I po jednej na Aprachosie w Andromedzie, na Santachanie i Elendarze w M31 oraz na Estrachil w NCG331. Jeśli one zostaną zniszczone dołączymy do tamtych światów – ponownie wskazała ręką na ciemny obszar otaczający jeden z posągów. To już wszystko co chciałam ci powiedzieć. Wracamy...
- Poczekaj - przerwał jej – Czyli ludzie nie są jedynymi inteligentnymi istotami?
- Nie – pokręciła głową – światy są pełne życia... jeszcze...
Wokół nich ponownie zawirowała mgła. A po chwili znaleźli się w elegancko umeblowanym, nowoczesnym, mieszkaniu. W oczy rzucała się tu przede wszystkim gigantyczna, zajmująca całą ścianę mozaika przedstawiająca oglądane przez nich wcześniej Pole Światów. Tutaj jednak posąg Stwórcy był nienaruszony...
- Myślę, że to mniej więcej wszystko co powinieneś wiedzieć. Na resztę swoich pytań
otrzymasz odpowiedź, gdy już się do nas przyłączysz.
- Ja? – zdziwił się Dawid – Jak to?
- Masz dar Widzenia. – wyjaśniła – Twoim przeznaczeniem jest bronić twojego świata.
Za wszelką cenę i z całych sił. Twoje życie nie należy do ciebie. Ono należy do wszechświata!
- No dobrze, a co z moim dotychczasowym życiem – zapytał – Jak mam to pogodzić z
tym co robię w tej chwili?
- Nie będzie już dotychczasowego życia – pokręciła głową Santra – stając się jednym z
nas, dla świata ludzi formalnie przestaniesz istnieć.
- Nie no! Nie ma takiej możliwości – zdenerwował się – Skąd ja w ogóle mam
wiedzieć, że to co mówisz jest prawdą... pewnie podałaś m jakieś środki halucynogenne, albo coś takiego... nie ma żadnego Pola Światów – zdecydowanym krokiem ruszył w stronę drzwi – Wychodzę! I możesz być pewna, że nie wierzę w ani jedno twoje słowo! Ani jedno...
Otworzył drzwi i wybiegł na korytarz. Zbiegł po schodach nie oglądając się za siebie.
W eleganckim mieszkaniu, za plecami Santry zmaterializowała się sylwetka sędziwego człowieka.
- Santra – głos starca był wyjątkowo melodyjny – On musi być nasz.... musi!
- Będzie Tarstorze... – uśmiechnęła się smutno – Będzie...

***

Agnieszka rzuciła wzrokiem na swoje odbicie w lustrze. Nowa, jasnozielona bluzka prezentowała się ślicznie, była pewna, że spodoba się także Dawidowi. Tak jak nowina, którą miała mu do przekazania. W zamyśleniu pogłaskała ręką jeszcze płaski brzuch. Uśmiechnęła się do własnego odbicia.
Stojąc w kuchni i krojąc marchewkę na ukochaną sałatkę Dawida, zawieszone w holu lustro miała dokładnie za plecami, tak że nie mogła widzieć jak jego powierzchnia gwałtownie zmatowiała a potem zasnuła gęstym dymem. Nagle z ramy wyłoniła się ludzka postać. Przypominała trochę ruszający się manekin – pozbawiony jakichkolwiek barw poza szarością i jakichkolwiek cech charakterystycznych.
Pochylona nad deską do krojenia Agnieszka poczuła przenikliwe zimno...
¬- Zimno śmierci... ¬– pomyślała, ale zaraz skarciła się za tą myśl.
Coś jednak nie dawało jej spokoju. Coś jak mrowienie... zupełnie jakby ktoś ją obserwował.
¬- To że jesteś w ciąży nie uprawnia cię do absurdalnego zachowania – tym razem odezwała się na głos, chcąc dodać sobie otuchy. Nie wiedzieć czemu nagle zaczęła się panicznie bać. Bardzo chciała się odwrócić... zobaczyć za plecami swoje odbicie w lustrze powieszonym w przedpokoju... bardzo chciała, ale nie mogła. Tak jakby, ktoś trzymał jej ciało na niewidzialnej smyczy. Zacisnęła rękę na trzymanym nadal kuchennym nożu. Czuła gwałtowne bicie swojego serca... Nagle równie szybko jak się pojawiło uczucie spętania opuściło ją... odwróciła się z westchnieniem ulgi, które szybko zamieniło się w przerażający krzyk. Wielu sąsiadów poderwało głowy, słysząc grozę w tym głosie.
Agnieszka zobaczyła szare coś. Coś co przypominało człowieka. I równie szare ostrze noża zmierzające w jej pierś. Żadnych szczegółów... nic. Wszystko działo się tak szybko. W momencie, gdy zagłębiło się w jej ciało, jej uwagę – o ironio – przykuły nagle krwiście pomalowane paznokcie. Czas jakby zwolnił. Przyglądała się przemykającym po nich refleksom światła. Hipnotyzowały. Wołały ku czemuś. Wydawało jej się, że widzi.... nagle zrozumiała, że to nie są zwykłe paznokcie... to nie jest żaden lakier. Jej napastnik miał zamiast nich rubiny... a potem ostrze wbiło się w serce... wszystko ściemniało... z żalem pomyślała a Dawidzie... o dziecku. A potem była już tylko ciemność....
Bezwładne ciało dziewczyny osunęło się na ziemię. Napastnik pochylił się i wytarł nóż w jej bluzkę.
- Tą, którą tak bardzo chciała się pochwalić ¬– pomyślał. Niewiele go obchodziło
cierpienie tej dziewczyny. Są sprawy ważniejsze i bardziej istotne.. Ale to z jakim ciepłem i miłością myślała o tym mężczyźnie, wprawiło jego serce w dziwne drżenie... – Tak bardzo przypominające... – nie pozwolił sobie dokończyć. Wyrzucił ze swojego umysłu jej myśli.
Gdy ostrze było już czyste, w ręce przybysza pojawia się mała karteczka. W szarych, bezosobowych palcach, bo po paznokciach nie było śladu, wyglądała przerażająco rzeczywiście. Wsunął karteczkę za dekolt dziewczyny, ale tak, żeby była widoczna..
Następnie podniósł się. Przez chwilę rozglądał po kuchni. A potem do głowy przyszła mu jeszcze jedna myśl.
Idąc w stronę lustra nucił cicho słowa w dziwnym, śpiewnym języku, wykonując przy tym kilka nieznacznych ruchów dłonią. W momencie, gdy jego sylwetka znikała w lustrze, powietrzem targnął wybuch....


***

Dawid wysiadł z tramwaju zamyślony. W jego głowie wirowały nieuporządkowane myśli. To co pokazała mu Santra z jednej strony wydawało się prawdziwe, przecież sam był świadkiem walki, widział Bramę. Z drugiej wydawało mu się to bredzeniem wariata. Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Swojej decyzji natomiast nie żałował. Nie mógł przecież zostawić Agnieszki, porzucić wszystkiego co było mu drogie.
- Muszę przestać o tym myśleć – skarcił sam siebie – Przecież to mnie nie dotyczy.
Właśnie doszedł za ostatniego zakrętu. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów dzieliło go
od domu. Oderwał wzrok od kratek chodnika i spojrzał przed siebie, w stronę wejścia do klatki. Zobaczył skupionych w niewielkie grupki sąsiadów. Na chodniku stał wóz strażacki, policja i ambulans. Strażacy powoli zwijali swój sprzęt. Natomiast wśród policjantów panowało poruszenie.
Dawid nerwowo przebiegł wzrokiem po oknach mieszkań, szukając gdzie coś się stało. Piąte piętro – nic, czwarte też. Spojrzał na okna sąsiadki na trzecim piętrze były całe... potem jego wzrok przesunął się na ich mieszkanie... szyby były wybite, okna ziały czernią. Poczuł wzbierający szloch. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że biegnie. Nie przeszkadzał mu rozmazany od łez obraz. Potknął się o wystającą płytkę... Prawie upadł. Udało mu się jednak utrzymać równowagę. Rozpychając ludzi wbiegł na schody. Ktoś chwycił go za rękę. Szarpnął się, ale uścisk był mocny.
- Puść mnie! – krzyknął do trzymającego go policjanta – Puść mnie. Tam jest moja
dziewczyna! Pozwólcie mi tam wejść! Na litość boską! Agnieszka!
Na chodach pojawił się młody lekarz. Szedł ciężkim krokiem. Za chwilę pojawił się sanitariusz ciągnący za sobą nosze, na których spoczywało zawinięte w białe płótno ciało.
Dawid szarpnął się kolejny raz. Tym razem na tyle mocno, że policjantowi nie udało się go zatrzymać. Tracąc równowagę z głuchym jękiem uderzył w barierkę.,
- Agnieszka! Boże tylko nie to! Błagam – podbiegł do noszy. Sanitariusz chciał go
zatrzymać, ale odtrącił go. Zdarł zakrywający twarz materiał. Przez sekundę jeszcze miał nadzieję, ale potem wszystko prysło. Zobaczył wykrzywioną w grymasie bólu twarz swojej ukochanej – Nie! To nie jest prawda! Kochanie... popatrz na mnie. Proszę. Kochanie. Chciałem ci się oświadczyć. Kochanie.... kochanie – głos Dawida przeszedł w szloch.
Ktoś podbiegł i złapał osuwającego się mężczyznę. Ludzie stali w ciszy i niejeden uronił łzę...

***

Obudził się zlany potem. Kolejny już tej nocy raz. W snach cały czas wracała do niego wykrzywiona bólem twarz Agnieszki. Nie mógł już tego znieść. Mocne środki uspokajające pozwalały mu funkcjonować w miarę normalnie, ale nie mogły przegonić snów. Hotelowy pokój pełen był złowrogich cieni, szydzących z jego bólu. Nie mogąc znieść mroku zapalił stojącą przy łóżku lampkę. Ciemność rozjaśniła się jej nikłym blaskiem.
Leżał wsłuchując się w ciszę. Ciągle też wracała do jego pamięci mała karteczka, którą pokazał mu policjant.
Na niewielkim kawałku papieru, równym, starannym pismem ktoś napisał:
„To jest ostrzeżenie. Jeszcze raz zadasz się z nimi i to ty będziesz martwy”
Chociaż na kartce nie pisało wprost o co chodzi to Dawid doskonale wiedział, a przynajmniej tak mu się wydawało. Policjant chyba zauważył wahanie w jego głosie. Być może nawet zorientował się, że Dawid kłamie, mówiąc, że nie wie kto i dlaczego mógł zabić
Agnieszkę, jednak nie wypytywał. Dopiero jakiś czas później Dawid zorientował się, że na karku siedzi mu para funkcjonariuszy. Nie wiedział czy zlecono im to dlatego, że bali się, że jemu też może się coś stać czy też może to jego podejrzewali. W sumie było mu obojętne.
Leżał w mokrej od potu pościeli i czuł rosnący w nim gniew. Gniew na cały świat. I chęć zemsty. W końcu poderwał się z łóżka. Szybko zarzucił na siebie ubranie. Cicho wyślizgnął się z pokoju. Na korytarzu paliły się światła. Jednak było pusto i bardzo cicho. Szybko i najciszej jak umiał zbiegł po schodach na parter. W pierwszym momencie chciał skorzystać z głównych drzwi. Ale po chwili doszedł do wniosku, że nie potrzebuje jadącej za nim policji.
W recepcji nikogo nie było. Dawid odetchnął z ulgą. Przebiegł przez korytarz do znajdującej się na parterze toalety. Znajdowało się w niej małe okienko, wychodzące na zaplecze hotelu. Zamontowane na wysokości jego głowy było dość wąskie, ale jakoś udało mu się przez nie przecisnąć. Upadając po drugiej stronie boleśnie uderzył się w kolano. Lekko kulejąc podbiegł do ogrodzenia i wykorzystując ułożone koło niego pakunki przeskoczył na drugą stronę. Po kilku minutach przedzierania się wąskimi uliczkami dotarł na główną ulicę, w odległości od hotelu na tyle dużej, że policjanci siedzący w nie oznakowanym samochodzie nie mieli szans go zauważyć.
Sięgnął ręką do kieszeni i zorientował się, że nie zabrał komórki. Na szczęście w niewielkiej odległości zauważył postój taksówek. Podszedł do najbliższej i wsiadając rzucił nazwę ulicy, której nazwę zauważył wracając od Santry.

***

Przy wysiadaniu z taksówki okazało się, że nie ma drobnych. Rzucił siedzącemu za kierownicą mężczyźnie 200 złotych i nie czekając na resztą ruszył przed siebie. Taksiarz najwyraźniej zadowolony odjechał bez zbędnych pytań.
Wracając od Santry nie zwracał zbyt dokładniej uwagi na otoczenie, ale w miarę łatwo udało mu się trafić. Tylko że coś było nie tak. Kamienica z której wyszedł zaledwie kilkanaście godzin wcześniej prezentowała się jako obraz nędzy i rozpaczy. Mieszkanie na parterze straszyło wybitymi szybami.
Podszedł do drzwi i ostrożnie je uchylił. Zaskrzypiały w ciszy nocy. Korytarz był ciemny. Ostrożnie ruszył po schodach. Kilka razy potknął się o porozrzucane po ziemi śmieci. W końcu dotarł na drugie piętro. Przytłumione światło miasta z trudem przeciskało się przez brudną szybę. Drzwi do mieszkania Santry były równie zniszczone jak reszta budynku. Nie był w nich zamka. Wszedł do mieszkania.
W pustych pomieszczeniach jego kroki niosły się echem w mroku. Był pewien, że o tutaj był ostatnio. Układ pomieszczeń się zgadzał. Ale poza tym nie było nic. Nawet mozaika z Polem Róż znikła.
Rozglądał się jeszcze przez chwilę pustym mieszkaniu. Gdy podchodził do drzwi usłyszał za swoimi plecami szelest. Odwrócił się i zobaczył Santrę. Nie wydawał się zdziwiona jego obecnością. Uśmiechając się poruszyła dłonią. I mieszkanie w jednej chwili zmieniło się.
- Co jeszcze masz w zanadrzu? – zapytał
- Całkiem sporo – odpowiedziała ciągle się uśmiechając – Sam wiesz, że jest nie jeden
świat. Co ciebie tu sprowadza? Zdaje się, że całkiem niedawno powiedziałeś, że nie chcesz mieć z nami nic wspólnego
Dawid poczuł, że znajoma gula znów go dławi. Gniew wrócił. W pierwszej chwili chciał rzucić się na stojącą kobietę. Zrobić jej to co zrobiono Agnieszce. Ale opanował się.
- Jesteście mi coś winni! – powiedział w końcu
- My? – wzruszyła ramionami – Nie sądzę chłopcze.
- A jednak.. Przez was zginęła moja dziewczyna. Zabili ją za to, że spotkałem się z
wami. Chociaż to wy spotkaliście się ze mną i ja nie miałem nic do powiedzenia, - po policzku spłynęła mu łza, ale tabletki uspokajające działały znakomicie, ciągle udawało się mu nad sobą panować – To wszystko przez was...wy...wy dziwolągi!
- Dziwolągi? – twarz Santry wykrzywił grymas – Jak to brzydko brzmi, wiesz?
- To jest do cholery wasza wina! – krzyknął i postąpił krok w jej stronę – Wasza! I tylko
Wasza. Gdyby nie wy ona by żyła... wiesz... wiesz, że była w ciąży. Macie krew dwóch osób na rękach!
- Możesz być pewien, że nawet gdybyśmy się nie spotkali to oni by was znaleźli i zabili
– odpowiedziała spokojnie – To jest jedna z ich metod działania. Zabić nas jak najwięcej.
- No to nie wiem – zacisnął pięści i podszedł jeszcze parę kroków – Mogliście nas
chronić! Czy ty nie masz uczuć.
- Moją jedyną miłością jest nasz Świat. – odpowiedziała - A zresztą powiedz mi co
znaczy jedno życie w obliczu świata co?
- Jak śmiesz? – krzyknął zupełnie nad sobą nie panując. Rzucił się na Santrę. Pokonał
jednak zaledwie kilka kroków, gdy jakaś niewidzialna siła chwyciła go i uniosła z ziemi. Wokół jego szyi zacisnęła się niewidzialna ręka, a może pętla.
- Posłuchaj mnie chłopczyku!– powiedziała, powoli cedząc słowa – Agnieszka nie
zginęła z naszej winy. To oni ją zabili. Uspokój się!– skarciła szamoczącego się mężczyznę – Daję ci możliwość zemsty. Przyłącz się do nas, a będziesz mógł znaleźć i zniszczyć tych, którzy cię skrzywdzili. Będziesz mógł zrobić z nimi co zechcesz. Obiecuję ci to! A jeśli nie to spieprzaj i nie zawracaj mi głowy! Mam naprawdę dużo obowiązków. Rozumiesz?
Dawid pokiwał głową na tyle na ile pozwalało mu to co trzymało go za gardło. Dalej był zły, bardzo zły. Dotarło do niego jednak, że dostaje jedyną okazję do tego aby pomścić Agnieszkę.
- Decyduj więc –Santra poruszył dłońmi i trzymająca go moc rozproszyła się –
Słucham!
- Dobrze wobec tego chcę się do was przyłączyć.- powiedział z rezygnacją, zaciskając
dłonie w pięści
Santra pokiwała głową, a w jej dłoni zmaterializował się niewielki, świecący
zielonkawym blaskiem kamień. Kobieta zaczęła cicho nucić pieśń w nieznanym Dawidowi języku. Kamień uniósł się kilka centymetrów nad jej dłonie. I wirował coraz szybciej i szybciej. Mężczyzna patrzył jak zaczarowany na to co dział się na jego oczach. Nagle kamień wystrzelił z dłoni Santry i pomknął w stronę Dawida. Mężczyzna nie zdążył nawet drgnąć, gdy ostro zakończony kształt wbił się w jego pierś na wysokości serca. Poczuł koszmarny ból. A w jego umyśle pojawiło się mnóstwo pytań. Czas na chwilę jakby się zatrzymał. Przed jego oczyma przewijała się historia wszechświatów... umierające światy, której już raz widział. Odpowiedzi na jego pytania, same nagle pojawiły się w jego umyśle. Uświadomił sobie, że gdzieś w tle ciągle słyszy szeptane przez Santrę słowa, ale teraz rozumie już ich znacznie. I nagle wszystko umilkło a on upadł na ziemię. Nie było kamienia. Nie było wizji. Tyko on i stojąca koło niego Santra. Miał ją o tyle rzeczy zapytać, ale teraz już nie musiał. Powoli uniósł się z podłogi i stanął koło kobiety. Wspomnienie Agnieszki zbladło nieco w jego umyśle.
- Witaj wśród nas – powiedziała Santra, podając mu dłoń. Niechętnie odwzajemnił uścisk. Trzymając jej rękę, przez moment miał wrażenie, że zamiast paznokci kobieta ma rubiny...


Anvariel.
komentarz[9] |

Komentarze do "Strażnicy"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.030961 sek. pg: