..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Kupcy Zoranaru, cz. 2



-Wszystko robi się coraz bardziej chore - powiedział stojąc przed lustrem, wpatrując się w swoje zmęczone oblicze.
Nie mógł uwierzyć w to, co się działo w przeciągu ostatnich kilku dni. W porównaniu do nich, cała nienormalna podróż była niczym marzenie. Nie znał nikogo, a rozpoznawali go i pozdrawiali na każdym kroku. Po budynku gildii poruszał się niemal zawsze w czyimś towarzystwie. Bez przerwy ktoś chciał z nim o czymś porozmawiać, o coś zapytać. Nic z tego nie rozumiał. Na mieście kupcy patrzyli na niego z niemym przerażeniem, gdy przechodził w pobliżu. Złodzieje trzymali się z daleka. Widział ich wielu, ale żaden nie spróbował dobrać się do jego ciężkiej sakiewki. Do tego ta kobieta, Noera. Nie mógł się przez nią wyspać. Była tak niewyżyta, jakby nie pieprzyła się całe życie.
-Ciekawe, jak oni to nazywają... - mruknął uśmiechając się ze zrezygnowaniem.
Dostarczył list. Miał nadzieję, że to będzie koniec przygody z Kupcami Zoranaru, ale niestety przeliczył się. Co dzień zastanawiał się, czego jeszcze od niego chcą. Traktowali go jak swojego. Ale to przecież było niemożliwe. On ich nigdy wcześniej nie widział. Chciał się wyrwać, ale czuł, że jest bacznie obserwowany. Co prawda przyjęli go jakby do nich należał, jednakże najwyraźniej nie ufali mu do końca. Cały czas miał wrażenie, że ktoś podąża za nim krok w krok. Ale czemu? Już kilka razy chciał wciągnąć ogon w pułapkę, ale nie udało mu się to. Jedynym efektem jaki osiągnął, było to, że ujawnił się ze swoją wiedzą o cieniu.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że on się wcale Hazeron nie nazywał. Coś mu jednak mówiło, żeby się z tym nie ujawniać. Jakieś przeczucie, któremu postanowił zaufać. Na lodowcu już nie raz uratowało mu to życie.
-Chyba zaczynam wariować - powiedział do odbicia i zarzucając szarą koszulę na plecy wyszedł z pokoju.

***


-Hazeron - usłyszał głos, gdy szedł korytarzem na piętrze w siedzibie gildii.
Obejrzał się i zobaczył młodego mężczyznę, Terana, o ile się nie mylił, który wystawiał głowę przez uchylone drzwi swojego pokoju.
-Chodź na chwilę - powiedział chłopak półszeptem, machając na niego ręką.
Nie miał najmniejszej ochoty iść za nim, ale z drugiej strony i tak w tej chwili nie miał nic lepszego do roboty. W ogóle odkąd tu trafił nie miał żadnego zajęcia.
-Co tam masz? - zapytał z lekkim zrezygnowaniem.
-Mam pytanie - zaczął Teran wpuszczając Hazerona.
-Wal - odparł mężczyzna z westchnieniem.
-No więc... - chłopak powoli podszedł do swojego łóżka - Kupiłem to dzisiaj na targu - wyciągnął z pod łóżka jakieś płaskie pudło - Zastanawiałem się nad czymś innym, ale nie mieli w czerwonym kolorze, a taki mnie najbardziej kręci - stał, trzymając pakunek w rękach - Myślałem jeszcze, czy nie kupić czarnego, ale jakoś mi nie do końca leży... Chociaż... - zamyślił się na chwilę - Może jednak powinienem kupić czarne...
-Czego chcesz? - przerwał mu Hazeron wyraźnie zniecierpliwiony.
-No więc - kontynuował niezrażony chłopak - Kupiłem coś dla Senarei - zaczął wyciągać coś z pudełka - I chciałem zapytać co o tym sądzisz? - zakończył wyciągając wściekle czerwony, skórzany gorset. Pod biustem miał naszyte czarne i żółte płomienie. Do kompletu były majtki, na które składały się właściwie trzy paski skóry. Masę takich widział u Norei w szafie. Najwyraźniej zrobiły się modne. Zwieńczeniem kompletu były wysokie, ponad kolano buty na obcasie.
-I jak? - zapytał Teran - Podoba ci się?
-No, nie bardzo w moim typie - odparł patrząc z boku Hazeron - Ja w czymś takim nie chodzę - dodał widząc zdziwioną minę chłopaka. Uśmiechnął się, ale wyraz twarzy rozmówcy nie zmienił się.
Zapadło niezręczne milczenie.
-No ale czego ty ode mnie chcesz w ogóle? - zapytał Hazeron, przerywając milczenie.
-No, żebyś mi powiedział, co sądzisz - odparł zmieszany chłopak.
-No to mówię, że ja czegoś takiego nie założę.
Na twarzy Terana pojawiło się coś, co nieśmiało można było nazwać zrozumieniem.
-Acha! - wykrzyknął nagle - Bo ja myślałem, że ty mówisz o... Ale miałeś na myśli, że nie chodzisz... Acha! - parsknął nagle śmiechem.
-Powinieneś raczej zapytać Senarei, albo przynajmniej jakiejś z dziewczyn - rzekł Hazeron kręcąc ze zrezygnowaniem głową.
-Wiem - odparł chłopak wesoło - Ale sądziłem, że skoro jesteś z Noreą, to będziesz wiedział, co kobitki lubią i w ogóle...
-No to trzeba było jej zapytać - rzucił z irytacją mężczyzna - Ja ją tylko pieprzę. Nie pytam, w co się ubiera.
Teran spojrzał na niego ze zdziwieniem. Nagle ryknął śmiechem.
-Ty ją pieprzysz tylko! Genialny tekst! - zaczął histerycznie chichotać - 'Ja ją tylko pieprzę' - powiedział nieudolnie naśladując głos Hazerona, po czym ponownie zarżał, bo inaczej się tego określić nie dało.
-Idę do miasta - powiedział mężczyzna, wychodząc z pokoju. Jeszcze za drzwiami usłyszał 'Ja ją tylko pieprzę' i kolejną porcję chichotu.
'Co za ludzie' - przebiegło mu przez głowę - 'Banda gówniarzy. Co ja tu w ogóle robię?'
Nim się zorientował, dokąd idzie, przeszedł całą dzielnicą kupiecką i zniknął w dokach, tonąc w ogromnej sieci zaułków, uliczek, przejść, o połowie których nie miał pojęcia. Po jakimś czasie poczuł zapach świeżej ryby, a to znaczyło, że dotarł do targu owoców morza. Niemal w tym samym momencie naszła go ochota na smażonego firgla z cebulą. Nie zastanawiając się ruszył do najbliższego straganu, przy którym znajdowało się palenisko.
-Co podać? - zapytał chłopak stojący za drewnianą ladą.
-Frigla z cebulą - odparł Hazeron.
-Jeden frigl smażony - powtórzył młody handlarz - Się robi panie.
Chwilę później różowa tusza, wypełniona białymi, aromatycznymi krążkami zaczęła skwierczeć na drucianym ruszcie.
W czasie, gdy obiad piekł się, Hazeron rozejrzał się po porcie.
Ta część przeznaczona była dla handlarzy rybami i innym dziadostwem, jakie wyciągali z morza. Jednakże nieopodal, przy nabrzeżu na falach bujało się kilka niewielkich jednostek, które zapewne należały do rybaków. Przynajmniej tak sądził. Nieco z prawej, za jakimiś zabudowaniami stał zacumowany jakiś wielki żaglowiec, o czym świadczyły cztery wysokie maszty leniwie unoszące się i opadające.
Nagle przyszło mu do głowy, że nigdy nie pływał. No może nie do końca, ale krótkiego rejsu po spokojnych wodach jeziora Vasuen nie brał pod uwagę. Pamiętał, że za młodych lat miał kilka okazji, by zaokrętować się gdzieś w Somanie, w Slagen, a nawet tu, w Kelmas. Jego matka przez jakiś czas była związana z żeglarzem, który wielokrotnie obiecywał mu, że zabierze go w długi rejs na południowe wyspy, gdzie są gorące plaże i jeszcze gorętsze kobiety. Ale zawsze kończyło się na słowach. Może właśnie dlatego nigdy nie wsiadł na większy statek i skończył łażąc po lodowcu w Somanie i Morressey, szukając jakichś zapomnianych i przeklętych przez bogów ruin Mrocznych Elfów. Ale nie narzekał. Jeszcze żył, a i kasa była z tego niczego sobie. Przynajmniej dopóki byli chętni do wzięcia go za przewodnika. Ale póki co takich nie brakowało.
-Gotowe - usłyszał głos za sobą.
-Słucham? - zapytał zdezorientowany, odwracając się.
-Frigl smażony panie - powiedział chłopak, podając mu parującą, ładnie zrumienioną rybę na świeżym liściu leranu morskiego.
Hazeron wyciągną rękę, biorąc aromatyczną tuszę.
-Trzy straniry panie - odezwał się ponownie młody handlarz.
Podał mu trzy monety żelazne i poszedł w kierunku drewnianego mola, które wchodziło kilkadziesiąt kroków w morze. Usiadł na jednej z ustawionych tam ław i zaczął powoli jeść delektując się smakiem doskonale przyrządzonej ryby oraz ciepłymi promieniami słońca, padającymi na jego twarz.
-Może powróżyć za kilka miedziaków? - usłyszał czyjś skrzeczący głos z lewej strony - Moje wróżby dobre - znał ten głos - Zawsze się sprawdzają – to był ten dziadek.
Odwrócił się powoli w jego stronę, całkiem zapominając o jedzeniu.
Wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, w Ernat. Podarta szata, potargana, sięgająca pasa, siwa broda, rozczochrane, białe jak mleko włosy, opadające na plecy. Jakim cudem on w tym wieku nie wyłysiał? Było to co najmniej intrygujące. Nawet zakola mu się nie porobiły. Na stopy miał nasunięte rozdeptane do granic możliwości skórzane sandały. Całości dopełniała laska z koralikami, piórkami, sznureczkami i całą masą innego ustrojstwa, którego właściwie nie dało się nazwać.
Hazeron patrzył na niego jak zauroczony. Nie wierzył, że to przypadek. Takie coś to nie jakiś tam zbieg okoliczności. To nie obluzowana cegła z muru, spadająca na głowę.
-Może wróżbę za miedziaka? - zaskrzeczał ponownie starzec nie zważając na szok mężczyzny - Moje wróżby dobre - powiedział z przekonaniem - Zawsze się sprawdzają - dodał potrząsając laską.
-Czego chcesz? - zapytał Hazeron drżącym głosem.
-Wróżba za miedziaka...
-Przestań bełkotać! - warknął mężczyzna podrywając się z ławki - Kim jesteś? - zapytał podchodząc do starca powoli.
-Wróżba za miedziaka... - powtórzył z lękiem w głosie, patrząc na zbliżającego się Hazerona, który był na wyciągnięcie ręki.
-Czego ode mnie chcesz?! - zapytał, czując jak ogarnia go coraz większa wściekłość.
-Wróżba... - wymamrotał jasnowidz - za miedziaka...
-Przestań skamleć! - wrzasnął, próbując złapać kulącego się dziadka.
Nagle wróżbita przestał jęczeć.
-Może powinieneś zapytać, kim ty jesteś, Tenarasie.
Mężczyzna zatrzymał się. Już od trzech miesięcy nie słyszał tego imienia.
-Kim... - wyszeptał, a cały gniew odpłynął z niego.
Starzec wyprostował się nagle. Już nie przypominał zawodzącego, kulącego się wróżbity.
-Chodź - powiedział nagle, kładąc zszokowanemu Tenarasowi dłoń na ramieniu - Postawisz mi piwo.
Pokiwał tylko głową i poszedł za dziwnym dziadkiem. Nawet nie zwrócił uwagi, gdy jego niedojedzona ryba znikła w połach szaty wróża.

-Chcesz powiedzieć... - zaczął niepewnie Tenras - Hazeron - Chcesz powiedzieć, że moja dusza jest w ciele kogo innego?
-Dokładnie - odparł wesoło staruszek pociągając solidny łyk z potężnego, glinianego kufla, który zadziwiająco pewnie trzymał w kościstej dłoni.
-Nie wierzę w ani jedno słowo - rzekł nagle odchylając się na ławie - W ani jedno słowo! - mówiąc, kładł nacisk na każdą wymawianą literę - Ani jedno - pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
-Twoja sprawa - wróżbita ponownie zachichotał i kolejna porcja pienistego trunku znikła z jego naczynia - Ale skąd w takim razie znam twoje imię? - zapytał wycierając usta wierzchem dłoni.
-Nie wiem - odparł wzruszając ramionami Tenaras - Hazeron - Może gdzieś mnie wcześniej widziałeś. Znałeś mnie kiedyś. Nie mam pojęcia - ponownie pokręcił głową.
-Wymyślasz - stwierdził rzeczowo starzec i osuszył kufel do dna.
Mężczyzna spojrzał na niego błagalnym wzrokiem, ale jedynym efektem, jaki to przyniosło, było pytanie dziadka:
-To co? Po jeszcze jednym? - odsunął opróżnione naczynie do dwóch podobnych, stojących na rogu ławy, przy której siedzieli.
-A bierz... - powiedział Tenaras - Hazeron, machając ręką.
Na twarzy wróża pojawił się szeroki uśmiech, który poszerzył się do granic wytrzymałości, gdy piersiasta dziewka postawiła na przed nimi po wypełnionym po brzegi kuflu pienistego napoju.
-Przeglądałeś się ostatnio w lustrze? - zapytał starzec sięgając po kolejne naczynie.
-Tak. Dzisiaj rano. A bo co? - nie miał już ani siły ani ochoty na dalszą rozmowę.
-To masz chyba jakieś trefne - stwierdził rzeczowo wróżbita - Czekaj... - zaczął grzebać w połach swojej szaty - Mam tu chyba jakieś... - na ławie wylądowało wysuszone jabłko - Dostałem od pewnej miłej czarodziejki... - tym razem wyjął zaśniedziały, srebrny widelec - Po wspólnie spędzonej nocy... - dziwny, matowy kamień - Powiedziała, że mogę sobie wziąć, co zechcę... - niedojedzony frigl - No to ja sobie zażyczyłem... - jakieś korzenie, które natychmiast zaczęły wydzielać niesamowicie ostry zapach - To właśnie lustro... - kilka miedziaków i żelaźniaków - Ale co to była za dziewucha! - cmoknął z uznaniem, jednocześnie wyciągając mieszek, w którym coś pobrzękiwało - Jakie cyce! A jaki tyłek! - niewielki samorodek złota - Aż chciało się ją nadziewać co noc... - kilka jakichś gładkich, kolorowych kamieni - A co robiła w łóżku! - starzec wzniósł oczy do góry z zachwytem, a na stole wylądowało kilka pożółkłych, pogniecionych, przypalonych w paru miejscach zwojów - Jak ruszała tym swoim tyłeczkiem! Mmmmm... - kolejno dwa kawałki sera, z czego jeden spleśniały, i zasuszona połówka chleba - A w jej rękach, to zawsze stał! - jakieś kamienne tabliczki, zapisane w nieznanym języku - No gdzie ono jest...
Z każdym kolejnym wyciąganym przedmiotem, Tenarasa - Hazerona ogarniała coraz większa irytacja. Już miał wyryczeć w twarz starcowi wyraźnie podnieconemu wspomnieniami, żeby zabierał się z ty swoim burdelem i wynosił z jego życia, kiedy wreszcie na ławie wylądowało niewielkie zwierciadło w srebrnej oprawie. Przynajmniej tu nie kłamał.
-Masz - powiedział wróżbita, podając Tenarasowi - Hazeronowi lustro.

Szedł właściwie nie wiedząc gdzie. Pulsowało mu w skroniach, a oczy zachodziły mgłą. Czuł jak serce łomocze mu w piersi, jakby chciało się z niej wyrwać. Nogi miał jak z waty. Każdy krok przychodził mu z trudem. Zataczał się jak pijany, wpadając na ludzi, potykając się o wystające kocie łby.
-To niemożliwe... - wyszeptał.
Nadal miał przed oczami swoje odbicie w lustrze. Zamiast pociągłej twarzy, o płaskich policzkach i wąskim nosie, zobaczył szeroką, z lekko spiczastym podbródkiem. Skóra odbicia była o wiele ciemniejsza niż jego. Miała kolor jasnego brązu, zamiast kremowej, ogorzałej od wiatru. Na prawej części twarzy miał tatuaż w kształcie jakiejś rośliny, który zaczynał się od podstawy szyi, na skroni kończąc. Włosy niemal czarne, krótko przycięte, wygolone z prawej, żeby odsłaniać znamię.
Niemal natychmiast zwymiotował i wybiegł z gospody. Nie słyszał nawoływań karczmarza, który klął za nim na czym świat stoi, ani skrzeczącego głosu wróżbity, który kazał mu czekać. Nie słuchał ich jednak. Chciał się jak najszybciej stąd wydostać. Z tego miasta. Z kraju. Jak najdalej.
Nagle wpadła mu do głowy jakaś myśl. Zatrzymał się w pół kroku.
-Muszę znaleźć jakiegoś maga...
Tego samego dnia opuścił Kelmas, północnym gościńcem prowadzącym do Trondar.

***


-Chyba nie sądziłeś, że od nas można tak po prostu odejść - usłyszał głos Norei i chwilę później kolejny cios wylądował na jego twarzy.
Prawe oko miał całkiem zapuchnięte i nie mógł nic przez nie zobaczyć. Lewe cały czas zalewała mu krew z rozciętego łuku brwiowego. Nie widział, kto zadaje ciosy, ale był niemal pewien, że to Jeran, jeden z drągali Kupców.
-Co sobie myślałeś wyjeżdżając z Kelmas?! - wrzasnęła mu do ucha tak głośno, że aż skrzywił.
Kolejny cios. Tym razem w brzuch, po którym zwymiotował resztki obiadu, które nie wyszły za pierwszym razem.
-No i co ja mam teraz z tobą zrobić? - zapytała Norea chwytając go za włosy i unosząc bezwładną głowę.
-Oe... i... ocia... nać... - wymamrotał Tenaras - Hazeron.
-Co? - z ciekawością nachyliła się nad nim.
-E... esz... i... o... o... nać... - wybełkotał ponownie.
Puściła jego głowę, która najpierw opadła na piersi, a później odchyliła się do tyłu.
-Co? - zapytała pochylając się tuż nad jego zmasakrowanym obliczem.
-Moesz i obciignać... - wydusił z siebie zniekształcone słowa.
-'Moesz i obciignać...' - powtórzyła marszcząc czoło. Nagle na jej twarzy pojawiło się zrozumienie - Sam sobie obciągnij - wysyczała mu prosto w twarz.
W chwili gdy kończyła mówić Teranas - Hazeron ostatkiem sił wyrzucił głowę do przodu. Poczuł ból, który jednak był niczym w porównaniu z tym, co przeżywał od południa. Jednocześnie do jego uszu dotarł chrzęst łamanych kości i jęk Norei. Najpiękniejsza melodia jaką mógł w tym momencie usłyszeć.
-Ty szmaci synu - warknął bijący go mężczyzna i seria potężnych ciosów wylądowała na jego twarzy i brzuchu. Kiedy drągal skończył, przewodnik pluł krwią i wybitą resztką zębów.
-Złaaeś i os... - wymamrotała kobieta - Ty sury synu...
-Ssesz eszcze? - zapytał bełkocząc Teranas - Hazeron - To odź szaato...
W tym samym momencie potężny cios wylądował na jego skroni. Uderzenie było tak silne, że przewrócił się razem z krzesłem, do którego był przywiązany. Chwilę później na jego piersiach, brzuchu i twarzy zaczęły lądować kopniaki, które na pewno były wyprowadzane przez Noreę. Były niczym w porównaniu z wcześniejszymi razami.
-Kae e a to ykatroac - mamrotała uderzając z wściekłością - A aa poesze nad oókiem.
-Siij! - wybełkotał Teranas - Hazeron, po czym potężny kopniak sprawił, że jego głowa prawie dotknęła pleców.
Niemal w tym samym momencie poczuł czyjąś obecność w umyśle.
'Czas wracać do siebie' - usłyszał głos - 'Chodź za mną.'
Nie zastanawiając się, poszedł za oddalającym się echem.
Poczuł jak uwalnia się z ciała. Cały ból odpłynął. Miał wrażenie, że unosi się wysoko nad ziemią. Widział zarysy kontynentów. Białe obłoki przesuwające się nad nimi. Błękit oceanów. Rozgwieżdżoną ciemność nad sobą. Nagle zaczął spadać z ogromną szybkością. Widział zbliżającą się biało - brązową ziemię. Chwilę później przebił się przez warstwę chmur i zaczął odczuwać zimno. Zobaczył brązowy, przykryty częściowo śniegiem dach jakiegoś domu, przez który przeniknął i...

Otworzył oczy. W pokoju panował półmrok. Suszyło go niesamowicie, a łupanie w głowie było niemal nie do zniesienia. W niewielkim kominku po lewej płonęły resztki drewna. Poczuł coś ciepłego obok siebie. Spojrzał w bok i zobaczył młodą kobietę, częściowo przykrytą niedźwiedzim futrem. Obróciła się w jego kierunku, co sprawiło, że jedna blask ognia padł na jedną z jej pełnych piersi.
Dotknął swojej twarzy. Żadnych ran, opuchlizny, siniaków. Nic go nie bolało. No może tylko ten cholerny kac.
Spojrzał na leżącą obok dziewczynę. Widział ją pierwszy raz w życiu.
-A co mi tam... - mruknął i ułożył się wygodnie obok niej, nakrywając dłonią jej pierś.

Koniec



Xaneth Nightcraw.
komentarz[14] |

Komentarze do "Kupcy Zoranaru, cz. 2"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.027585 sek. pg: