..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Dziecko szamana część 3


Czas mijał, a lata uciekały szybciej niż spłoszone strzałą dzikie gęsi. Szaman stał się przyjacielem i zaufanym króla. Nawet nie zauważył, kiedy jego mała dziewczynka stała się panna. Kończyła ona już szesnasty rok życia i bardzo się zmieniła. Urosła, w porównaniu z tutejszymi kobietami była niezmiernie wysoka, jak młody chłopak, miała szczupła i smukłą sylwetkę, chodziła z gracją, była gibka i wysportowana, szybka, zwinna i zaskakująco silna. Godziny spędzane na dworze sprawiły, że cera jej była smagła, choć w porównaniu z rodowitymi mieszkankami tych ziem jasna i świetlista, a policzki zdrowo zaróżowione. Nadal kochała zwierzęta i unikała większości ludzi. Dopiero rozkwitająca uroda zapowiadała przyszłe piękno jej oblicza. Ciemne oczy otaczały długie, czarne jak smoła rzęsy, usta niewielkie; czerwone jak dojrzały owoc granatu i kształtny nos harmonijnie współgrały z egzotyczna urodą i rysami twarzy. Włosy jej były bardzo długie, proste i tak czarne, że w półmroku zdawały się mieć granatowy odcień. Jej dusza również uległa przemianie - stała się marzycielską i romantyczną dziewczyną, dumną jak ojciec i zamkniętą w sobie jak matka. W samotności swymi sekretami dzieliła się
z wiatrem, śpiewała stare, samojedzkie pieśni, których nauczył ją ojciec i śniła na jawie o czynach i cudach, które nie mogły się spełnić. Nauczyła się nawet sama układać ballady o historiach, które kiedyś usłyszała, a w których świat czarów i magii oraz ten, w który żyła, były jednym.
Nieubłagana śmierć wkroczyła w końcu w zamkowe progi. Król zmarł, a jego miejsce objął Lunir. Był osiemnastoletnim mężczyzną, dobrze przygotowanym do rządzenia krajem. Mimo to zaczęły docierać do nich głosy, że plemiona żyjące na granicy ich państwa, pochodzące z pustynnych krain, zbierają się, by wykorzystać nowa sytuację i przejąć na stałe część ziem. Nie martwiło to jednak specjalnie nowego władcy. Takie wieści często ogłaszali posłańcy i wywiadowcy, lecz nigdy nie miały one następstw w rzeczywistości. Niebawem w ślad za swym królem odszedł szaman. Chanian Kam wiedziała, że jej ojciec jest już starym człowiekiem i może niebawem umrzeć, lecz stało się to tak nagle, iż nie potrafiła przyjąć tego do wiadomości. Miała wrażenie, że jej świat legł w gruzach. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, godzinami płakała, podupadła na zdrowiu i niebawem zaczęło się wydawać, że jej twarz stanowią już tylko wielkie, szklące się oczy. Lunir nie mógł pozwolić na to, by przyjaciółka pozostała dłużej w takim stanie. Odwiedził jej komnatę pewnego wieczora i po poważnej rozmowie zmusił do przyjęcia pozostawionego przez jej ojca stanowiska. Wiedział, że liczne obowiązki zmuszą Chanian do powrotu do rzeczywistości i zapełnią czas, który spędzała na myśleniu, wspominaniu i płaczu. Lud był zaskoczony decyzją króla- kobieta na tak odpowiedzialnym stanowisku? I do tego w tak niepewny czas?! Ale wielu z nich pamiętało jeszcze małą Samojedkę, która z ojcem leczyła ludzi, a jej rady i wybory młodego władcy szybko przekonały najbardziej sceptycznych nawet dworzan, że była to trafna, choć początkowo szokująca decyzja.
Krótko trwał względny spokój w kraju. Młody i okrutny wojownik zjednoczył pod swą flagą lud pustyni i wypowiedział wojnę. Choć jego armia była niewielka w porównaniu z królewskimi siłami chroniącymi kraj, ich determinacja, odwaga i szał bojowy, w jaki wpadali na widok krwi, sprawiły, że niewystarczające okazały się szwadrony broniące granic. Lunir na czele wojska wyruszył na pole walki. Chanian towarzyszyła mu w tej wyprawie. Jej typowo męski wychowanie teraz procentowało - była świetnym wojownikiem, porównywalnym z niejednym żołnierzem, a jej opanowanie i siła charakteru mogły okazać się na polu wali niezastąpiony. Dowodziła ona oddziałem łuczników, gdyż sama należała do najwyborniejszych w państwie. Z bojową pieśnią na ustach, pod łopoczącymi sztandarami, niepewni swej siły i zwycięstwa, wyruszyli w podróż wraz ze słońcem, a jego krwawa łuna wydawała się być złowróżbnym znakiem, którego sensu armia jeszcze nie rozumiała.
W obozowisku wojska panowało wielkie podniecenie. Dla wielu młodych jutrzejszy ranek miał przynieść pierwszą bitwę w ich życiu. Misternie utkany plan walki nie mógł zawieść. Mieli przed sobą spokojną noc, nieświadomi, czym jest wojna i jakich ofiar wymaga niedoświadczeni żołnierze, ułożyli się do snu. Chanian w swym namiocie długo nie potrafiła zasnąć. Towarzyszący jej niepokój i jakieś nieokreślone przeczucia odganiały sen. W końcu - sama nie wiedząc kiedy - zapadła w lekką drzemkę. Jej sen przyniósł odpowiedź. Od dawna miewała prorocze sny, ale żaden chyba nie był tak wyrazisty. Jej senny przyjaciel - kruk, przyniósł wieść, której zwiastunem był od pierwszej nocy, gdy w obozowisku ojca, jako mała dziewczynka, przepowiedziała historię ich życia. Gdy otworzyła oczy, było już widno. Przywdziała rynsztunek bojowy, który upodabniał ją do mężczyzny i udała się do namiotu władcy.
- Miałam sen - oznajmiła bez zbędnych wstępów, wchodząc bez pytania do namiotu króla. - Sen proroczy. Dotyczył nadchodzącej bitwy i sądzę, że warto by było przedstawić Ci jego treść. Sam zadecydujesz, co dalej z tym zrobić.
Lunir przyzwyczaił się przez te wszystkie lata do jej dalekich od przewidzianych przez etykietę zachowań, wiec bez protestów skupił swą uwagę na słowach przyjaciółki. Od lat jej wizje
i przeczucia sprawdzały się i nie było powodu, by i tym razem nie uznać ich za prawdziwe. Gdy Chanian skończyła, milczał jeszcze chwilkę, po czym rzekł:
- Posłuchaj... Wiem, że liczysz na to, iż przekażę twe słowa żołnierzom. Zgadzam się, że powinni poznać ich treść. To może mieć wpływ na przebieg całej wojny. Sądzę jednak, że tym razem to ty powinnaś im oznajmić, jaką wizję przyniósł Ci czarny ptak.
I tak, nim wojsko wyruszyło na pole wali, zwołano apel, a Chanian, dosiadając swego konia, przemówiła do ludu:
- Żołnierze! Oto czeka was wasz pierwszy bój! Wielu przerażą okropności wojny. Wielu zostanie
rannymi, może nawet zginie. Nie możecie jednak się poddawać, nawet jeśli obok was ginąć
będzie wasz przyjaciel, wasz brat, nie tracie ducha! Dzisiejszej nocy miałem sen. Ta walka
zadecyduje o ostatecznym wyniku wojny, choć być może nie będzie ostatnią. Dziś też stracimy
kogoś bardzo cennego. Może najbardziej doświadczonego dowódcę, najsilniejszego żołnierza. Może nawet króla. Cokolwiek jednak się stanie, nie możemy zaprzestać walki, gdyż jeśli dziś stracimy naszą odwagę, przegramy wszystko. To, co się dzieje, nie zawsze jest tym, na co
wygląda. Zbierzmy w sobie siły i rzućmy się do boju. Za naszą ziemię! Za kraj! Za to wszystko,
co kochamy!
A zagrzani do walki jej słowami wojownicy rzucili się na pole walki z okrzykiem i pieśnią na ustach. Bitwa rozpoczęta przed wschodem słońca, była jedną z najstraszniejszych i najokrutniejszych w historii tych ziem. Szczęk mieczy, świst strzał i okrzyki bitewne przerywane były zawodzeniami ranionych, a ciała poległych przeszkadzały w walce tym, którzy ciągle bili się za swe marzenia. W ferworze walki oddział Chanian znalazł się w samym sercu bitwy, lecz jej magiczne zaklęcia i sprawna ręka nie pozwoliły na utratę choćby jednego wojownika. Nagle coś dziwnego zaczęło się dziać tam, gdzie młoda kobieta walczyła. Wydarzenia nastąpiły po sobie w zadziwiającym tempie i nikt nie był później w stanie powiedzieć, co właściwie się stało. Dość, że w pewnej chwili Lunir zauważył brak jednej ze swych chorągwi. Bardzo cennej i drogiej. Na wietrze nie falował już bojowo proporzec z wyhaftowanym krukiem...
Chanian przez chwilę nie rozumiała, co właściwie się stało. Gdy doszła do siebie, poczuła, że jest przewieszona przez siodło i jakaś mocna ręka podtrzymuje ją, by nie spadła. Automatycznie zaczęła wierzgać i szarpać się. Był to jej błąd- mocne uderzenie w tył głowy pozbawiło ją na powrót kontaktu ze światem.
Gdy znów otworzyła oczy, towarzyszył jej niesamowity ból głowy, który nie pozwolił
w pierwszej chwili zrozumieć sensu rozmowy, która toczyła się gdzieś obok. Mężczyźni dyskutowali o czymś podniesionymi głosami. Znała ich język, choć nie posługiwała się nim na co dzień. Z trudem zaczęła rozróżniać słowa.
- To kobieta! Twoim jeńcem wojennym jest kobieta!
- Cóż to za słaby kraj, że baby musza walczyć w jego obronie?!
- Przecież za nią nic nie dostaniemy! Niech tylko Walfer to zobaczy...
Nagle rozmowa ustała, a wejście do namiotu odsłoniło się, wpuszczając promienie zachodzącego już słońca. Chanian leżała na ziemi w dość niewygodnej pozycji i nie mogła dojrzeć nowo przybyłego, lecz łatwo było odgadnąć, kim był.
- Co mam zobaczyć?
Cisza przedłużała się chwilę. W końcu szamanka usłyszała, że wódz zbliża się w jej stronę. Celnym kopniakiem obrócił związanego jeńca na drugi bok. Wtedy też Chanian zobaczyła jego twarz. Spodziewała się zwalistego mężczyzny o wyglądzie barbarzyńcy, więc bardzo zdziwiło ją to, co ujrzała. Walfer miał sylwetkę wojownika - silną i umięśnioną, lecz jego twarz o mądrych, czarnych oczach, nie była twarzą żądnego krwi buntownika, za którego zwykło się go uważać. Spojrzał na kobietę z nieodgadnionym grymasem twarzy, po czym schylił się i złapawszy za ramiona, postawił na nogi.
- No proszę - jego usta rozciągnęły się w złowróżbnym uśmiechu. – Pewnie nawet nie wiecie, jakiego ptaszka złapaliście?! To ta słynna czarownica z północy. Jest więcej warta niż każdy inny wódź tej słabowitej armii. Ty - zwrócił się do stojącego obok mężczyzny - zaprowadź ją do namiotu dla jeńców i wyznacz jej dwóch strażników - tu znów spojrzał na Chanian. - Tobą zajmę się potem. Gdy już zdecydujemy, jak wykorzystać tak cenną zdobycz...
Gdy Chanian znalazła się w pobliskim namiocie, z rękoma przywiązanymi do stojącego na środku pala, miała chwile, by zastanowić się nad sytuacja. Nie była to chwila wesoła, lecz jej czarny humor pozwolił na smutny uśmiech - wiedziała, że stracą jednego z dowódców, ale nawet nie przyszło jej do głowy, że może chodzić o nią samą. A powinno było... Nic już jednak nie można był zmienić. Wiedziała, że jest wiele wartą monetą przetargową, nie obawiała się więc o swe życia. Martwiło ją natomiast, iż Walfer może próbować wyciągnąć z niej cenne informacje dotyczące strategii walki, obrony zamku i innych spraw, o których, jako zaufana władcy, wiedziała. A słyszała aż nazbyt wiele historii, dotyczących metod śledczych ludu pustyni... Niestety - tylko nieznacznie minęła się z prawdą w swych domniemaniach. Choć nie skatowano jej, na różne sposoby starano się złamać jej ducha i zmusić do udzielenia odpowiedzi na ich pytania. Jej niezłomny upór spotkał się z niemym podziwem wodza. Gdy wszystkie sposoby zawiodły, postanowił, że wymieni ją z czasem na swych dowódców lub użyje jako "argumentu", gdy zawierana będzie umowa wojenna. Od tej chwili sytuacja Chanian znacznie się poprawiła i gdyby nie strażnicy, można by orzec, że traktowano ją prawie jak gościa. W tym czasie zaczął pojawiać się u niej Walfer, który zaskoczony jej charakterem i postawą, chciał poznać bliżej niezwykłego maga, jakim przecież była. Początkowo prowadzili zdawkowe rozmowy, ale
z czasem nawiązała się między nimi pewna nić porozumienia i - o ile to możliwe w relacji więziony - więżący - swoista sympatia. Oboje byli wyjątkowo mądrymi i niezwykłymi osobowościami, które potrafiły docenić te cechy u drugich - nawet jeśli tym drugim był wróg. Podczas którejś z wizyt Chanian zaryzykowała i przedstawiła pewną myśl:
-Wiem już, że wasze zabiegi powodowane są brakiem ziem pod uprawę, a co za tym idzie brakiem jedzenia. I choć nie pochwalam wojny, rozumiem waszą desperacką próbę ich zyskania - zrobiła krótką przerwę, by przekonać się jak zareaguje jej rozmówca, ten jednak uparcie milczał. Wzięła więc głęboki wdech i kontynuowała.
-Słyszałam rozmowy strażników i wiem, że mój król zaczyna przegrywać tę walkę. Jednak nim zwyciężycie, przelane zostanie jeszcze wiele krwi. On nie podda się tak łatwo, może szala zwycięstwa znów przechyli się na jego stronę? A ty stracisz niepotrzebnie swych ludzi. I tak masz ich niewielu- dodała nieco złośliwie.
-Podejrzewam, że masz mi do zaproponowania jakiś układ, bo o tym, co powiedziałaś do tej pory, wiem znacznie lepiej od Ciebie - rzekł Walfer, przyglądając się jej badawczo.
-Masz rację... Sądzę, że po tych wszystkich rozmowach, które przeprowadziliśmy, możesz już wierzyć w mą uczciwość. Wiem, jak zatrzymać rozlew krwi tak, by obie strony były zadowolone. Na zachodzie są ziemie mego pana, na których nikt nie mieszka. To dobre ziemie, ale naszemu ludowi wystarczają te, które uprawia obecnie i nie kwapi się on do zajmowania tamtych. Jeśli mnie wypuścisz, przekonam króla Lunira, by je wam oddał w zamian za pokój. To mądry władca, ale i mój przyjaciel. I wiem, że przystanie na takie warunki.
- Sądzę, że rzeczywiście mogę Ci zaufać. Sam widzę, iż trwa to już zbyt długo. Twe słowa są mądre i rozważne. Niech więc tak będzie - rzekł srogi człowiek pustyni.
I Chanian odzyskała wolność.
Gdy szamanka wróciła do swego króla, cały lud nie posiadał się ze szczęścia. Podczas uroczystości zorganizowanych na jej cześć, przedstawiła swój plan, podając oczywiście jako jego autora Walfera. Lunir początkowo nie był przekonany do tej idei, lecz szybko zrozumiał, że to jedyna droga do utraconego spokoju kraju.
Niebawem rozpoczęły się negocjacje, które ciągnęły się kilka dni. Orzeczono w końcu, jak przebiegać będzie granica i jakie będą warunki przyznania ziem. Finalnie Ludzie Pustyni otrzymali zachodnie ziemie w lenno, a ich władcą oficjalnie ustanowiono samozwańczego dotąd wodza - Walfera. Odjeżdżając obie strony cieszyły się z wyników rozmów oraz zakończenia wyniszczającej oba ludy wojny. Szczególnie szczęśliwą powinna była być Chanian. Przecież wszystko to było jej zasługą. Mimo to w jej sercu pojawiła się nieznana dotąd nuta - niewytłumaczalny smutek, którego powodu sama jeszcze nie pojmowała. Może łatwiej byłoby jej odgadnąć jego przyczynę, gdyby wiedziała, że nie tylko ona jedna boryka się z tym dziwnym uczuciem...
Życie zaczęło wracać do normy. Szamanka nadal pełniła funkcję doradcy i nadwornego maga, pomagała porządkować sprawy po wojnie i doradzała królowi, jak zabezpieczyć się przed ewentualnym powtórzeniem tej przykrej sytuacji. Czas płynął i świat był taki, jak kiedyś, tylko jakaś struna w sercu Chanian pękła i odebrała jej dawną radość. Nim sama to zrobiła, powód jej smutku odkrył Lunir. Jako dobry przyjaciel znalazł rozwiązanie, które - jak miał nadzieję- przywróci spokój ducha towarzyszce jego dziecięcych zabaw. Następnego dnia oznajmił jej, iż otrzyma jeszcze jedno zadanie i choć ogrom obowiązków już teraz przygniatał dziewczynę, z radością przyjęła słowa króla. Miała oto zostać posłańcem na ziemie zachodnie i podtrzymywać dobre stosunki między państwem i ich nowymi mieszkańcami. Wiązało się to z comiesięczną podróżą na tamte tereny, ale podróże Chanian pokochała jeszcze, gdy była mała i przymuszona do nich. Odwiedziny na dworze Walfera przybrały z czasem bardziej osobisty charakter, aż wreszcie oboje zrozumieli, że to, co związało ich, gdy szamanka przebywała jako więzień w jego obozie, to miłość. Pewnego wietrznego wieczora, gdy Chanian szykowała się do powrotu na zamek, wielki wódź poprosił ją o krótką rozmowę.
- Posłuchaj - rzekł niepewnym jak na niego głosem. - Wiem, że bardziej niż kobietą, jesteś wojownikiem. Że swe serce oddałaś sprawie. Mimo to pokochałem tego walecznego człowieka, którym jesteś i wiem, że bez ciebie słońce, które oświeca drogę mego życia, straci swój blask. Chanian, nie powinienem o to Cię prosić, ale czy nie zechciałabyś zostać mą żoną i panią mego ludu?
Dziewczyna nic nie odrzekła, zarzuciła mu ręce na szyję, a po chwili zaczęła śpiewać pieśń, którą pamiętała z dzieciństwa. Wzruszające, starodawne wyznanie miłości.
A radosny śpiew Chanian Kam, nowej władczyni zjednoczonych plemion, uszczęśliwiony wiatr unosił się coraz wyżej, aż dotarł on do siódmego z niebiańskich światów, w którym mieszkał jej ojciec. Piękna, prastara pieśń wyrwała go z zamyślenia, a gdy zrozumiał, skąd pochodzi, ostatnia, zachowana na tą chwile łza, zalśniła na jego obliczu.
- Oto wielka królowa - rzekł cicho.- Moja córka. Rozśpiewana dziedziczka krain północy.
O której wiatr śpiewał w dniu narodzin, że przeznaczoną jest do wielkich czynów. Że zmieni świat. Że prawdziwie stanie się Chanian Kam. Duszą Szamana.

Dziecko Szamana cz.1

Efrene.
komentarz[10] |

Komentarze do "Dziecko Szamana cz.3"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.024983 sek. pg: