..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Boska wojna



Słońce schowało się za szarymi chmurami porażki. Pośród stert zwłok lśniły płynące nieustannie strużki krwi. Porozrywane członki istot mieszały się z błotem, gdzie niegdzie słychać było straszliwe jęki rannych. Ciała wrogów mieszały się z ciałami zwycięzców. Ciemne chmury zakryły całkowicie słońce, wydawało się, że dzień nigdy nie nadejdzie. Nagle z nieba runął deszcz, jakby niebo płakało nad porażką elfów, z lasu wyłoniły się sylwetki wilków zawyły równo oddając cześć poległym i schowały się w złowrogim cieniu drzew. Wyczuły już, że nie ma ratunku dla ciał elfów, nie mogły im pomóc.

Kpiące oczy centaura wpatrywały się w ten obrazek, lecz nie same, za nimi stało wiele innych złowrogich zadowolonych oczu. Rozległ się wielki krzyk, krzyk zwycięstwa. W potokach deszczu pomiędzy zwłokami chodzili orkowie, zbierając poodcinane członki poległych, aby potem nakarmić nimi swojego pupila, ogromnego wilczura z piekła rodem. To właśnie dzięki niemu, po części sługi zła odniosły zwycięstwo w tej walce. Orkowie z wprawą myśliwych zebrali wszystkie resztki ciał na wozy, aby potem przetransportować je do ich siedziby, głęboko ukrytej w cieniu Gór Przeklętych. Gorher przechodził pomiędzy zwłokami napawając się wygraną, zobaczył, iż jeden z poległych elfów nadal żyje, przyglądał mu się chwilę, widział, że cierpi, złapał za włócznię zamierzył się by dobić elfa, gdy usłyszał za sobą surowy zakaz, dowodzącego centaura, na ten czyn.
-Niech się męczy- zasyczał – Gorher zabieraj się stąd, wracamy nakarmić naszego przyjaciela- powiedział i Gorher ruszył za dowódcą pozostawiając umierającego elfa.
Po stoczonej walce pozostało tylko wspomnienie jednak tak bolesne, oraz polana cała we krwi i błocie.
Gdy w siedzibie centaurów świętowano zwycięstwo, las pogrążył się w żałobie, w każdym miejscu, ktoś płakał nad losem poległych elfów leśnych. Z chmur padał obficie deszcz, jakby próbował zmyć krew z polany. Dokładnie na środku owego miejsca porażki leśnych elfów pojawiły się dwa obłoki, jeden niebieski, drugi zielony. Zawirowały między sobą i opadły na ziemię, wyłoniły się z nich dwie sylwetki, o srebrnych włosach i ubranych w bogate szaty. Na czołach mieli oni diademy, byli to bogowie, Andrea i Horgoth. Stali w milczeniu przyglądając się polanie, a deszcz unikał ich.
-To nasza wina- powiedziała w końcu Andrea- nie powinniśmy pozwalać mu na to!
-Co teraz zrobimy? Czy mamy cos na swoje usprawiedliwienie? Mój lud został zniszczony!
-Serght zapłaci nam za to! Ale czy zdołamy go powstrzymać przed dalszymi makabrycznymi posunięciami?

Przecież on ma wilczura Margithea, nie możemy wysyłać przeciw niemu innych nacji gdyż nie mają oni szans- mówiła z obawą Andrea.
-Jesteśmy bogami, niestety Serght też, ale mam pewien pomysł, nie wiem czy uda nam się zwyciężyć Serghta i jego Margithea, ale będziemy się starać!- Zaczął z przejęciem Horgoth.
-Co masz na myśli? Chyba nie chcesz abyśmy... -Zaniepokoiła się Andrea.
-Sądzę, że to jedyne wyjście, Serght pokonał elfów gdyż zabił w nich wolę walki, odwagę, nadzieję i miłość. Nie mieli szans, i wszystko przez nas, musimy temu zaradzić! My jako bogowie jesteśmy odpowiedzialni za los świata, nabroiliśmy, teraz musimy za to zapłacić- powiedział twardym tonem.
-Mam odpowiednią kandydatkę na boginię, znalazłam ją wśród mrocznych elfek, obserwowałam ją od dłuższego czasu sądzę, że zajmie godnie moje miejsce.
-Ja również znalazłem mojego następcę, wśród ludzi, od dawna już podobał mi się sposób jego myślenia.
Oby oni odmienili los świata. Tymczasem nakażmy sługom naszym, aby zabrali ich do naszej twierdzy, aby tam poznali swój dalszy los- dodał Horgoth.
-Masz rację, my natomiast ponieśmy konsekwencje naszego nierozważnego postępowania- powiedziała Andrea, zrobiła krok do przodu, wyciągnęła ręce przed siebie i zaczęła wolno wypowiadać słowa.
-Zgodnie z składanymi ślubami przed władcą moim, bogiem bogów, niegodna ujrzeć jego twarzy i słyszeć słów jego, wyrzekam się mocy bogów, jako karę za zlekceważenie losów życia ziemskiego. Niech następcy moi nie popełnią mych błędów- zakończyła, a błękitna aura uniosła się z nad niej i znikła rozwiana wiatrem, Andrea osunęła się na ziemię tracąc przytomność. Horgoth nie zważając na zemdlenie przyjaciółki, zrobił krok do przodu i jak ona wyciągnął ręce przed siebie.
-Zgodnie ze składanymi ślubami przed władcą moim, bogiem bogów, niegodzien ujrzeć jego twarzy i słyszeć słów jego, wyrzekam się mocy bogów, jako karę za zlekceważenie losów życia ziemskiego - wyrecytował a zielony obłok uniósł się nad nim i odleciał z wiatrem, a on sam opadł na ziemię.

****


Minął dzień, choć słońce wcale nie wyglądało zza chmur, deszcz ciągle padał, a elfka i wampir nadal leżeli w strugach deszczu na polanie. Z poszycia leśnego wyłoniły się trzy postacie, okryły leżących skórami i wciągnęły do lasu. Zabrały ich do obozu sprytnie ukrytego w krzewach paproci. Rusałki zwinnie przebrały ich w suchą odzież, i usadowiły się z boku czekając na przebudzenie się obcych.
Słońce niepewnie wyjrzało zza chmur, lecz od razu schowało, było południe. Nie było słychać śpiewu ptaków, nie miały powodu do radosnego śpiewania.
-Moja głowa- wycedziła przez zęby Andrea- gdzie ja jestem?- Poderwała się z miejsca i nerwowo rozglądała po pomieszczeniu- Horgoth, obudź się! Gdzie my jesteśmy?- Budziła szeptem wampira.
-Co? Jak to, gdzie?- Horgoth uniósł się z miejsca i zaczął się przeciągać- nigdy w życiu się tak nie wyspałem- stwierdził w końcu.
-Horgoth, rozejrzyj się.
Gdy wampir i elfka zastanawiali się gdzie są, do pomieszczenia weszła rusałka. Tanecznym krokiem zbliżyła się do nieznajomych, stanęła naprzeciw nim i zaczęła uporczywie wpatrywać się w ich oczy.
-Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego tu jesteśmy? A najlepiej skąd się tu wzięliśmy?- Zapytał wampir, lecz nie doczekał się odpowiedzi.
-Rusałko, odpowiedz- nalegała Andrea- niemożliwe żeby nie rozumiała naszego języka- szepnęła do Horgotha.
-Może rozumie, ale droczy się z nami, jest jeszcze młoda, może pobawimy się z nią, co?
-Bawić się? W takiej chwili? Co ci przychodzi do głowy?- Zapytała również szeptem Andrea.
-Niedosłownie bawić, słuchaj. Rusałko- zwrócił się do przybyłej- zechciałabyś może poświęcić chwilkę czasu na zabawę? Znam interesującą grę, zagrasz ze mną?
Rusałka przekrzywiła główkę nieco ironicznie, ale kiwnęła w końcu na zgodę.
-Słuchaj uważnie- rusałka zbliżyła się i usiadła przed nim, wlepiając w wampira zaciekawione duże zielone oczy. Wampir uniósł delikatnie prawą dłoń i narysował w powietrzu pewien znak, który zaczął błyszczeć na niebiesko, narysował kształt kwiatka- jak myślisz, co to jest? - zapytał rusałkę.
Przekrzywiła ona główkę jeszcze śmieszniej niż poprzednio, przyjrzała się obrazkowi.
-Róża- odpowiedziała krótko.
-Bardzo dobrze!- Pochwalił ją- a kto to jest?- Zapytał i zwinnie narysował siebie i elfkę.
-Wampir i elfka?- Zapytała niepewnie.
-Tak, to jestem ja a to jest Andrea- wskazał po kolei osoby na rysunku- a teraz troszkę trudniejsza zabawa- dodał a rusałka zaciekawiła się jeszcze bardziej. Horgoth, narysował jak leżą oni na łące, zaznaczył, że pada deszcz i dorysował dwa wilki, które przykryły ich skórami i wciągnęły do lasu.
Rusałka popatrzyła na krótką scenkę i spoglądała to z jednej to z drugiej strony, w końcu zmazała delikatną dłonią wilki i dorysowała koślawo dwóch elfów- tak powinno być, wampir i Andrea, leżą na krwawej łące, pada deszcz, przychodzą dwaj elfowie, okrywają ich skórami i zabierają do naszej osady, bo na łące zmokli by i zabraliby ich orkowie- mówiła hasłowo i dorysowała orka z boku rysunku.
-Skąd wiesz, że zabraliby ich orkowie?- Zapytał Horgoth.
-Krossan mi powiedział, on jest bardzo mądry, dlatego nami przewodzi- tłumaczyła zadowolona rusałka.
-Jak wygląda Krossan?
-O, jakoś tak- mówiła rusałka rysując w powietrzu coś, co miało przypominać elfa. Wampir dmuchną lekko w ten obrazek i wszystkie krzywe linie nabrały odpowiednich kształtów.
-Czy tak on wygląda- spytał Horgoth.
-Właśnie tak- powiedziała z tryumfem w głosie rusałka.
-Dziękuję ci za zabawę, jesteś świetnym kompanem do gry. Mam dla ciebie małą nagrodę za wspaniałe odpowiedzi- rzekł tajemniczo Horgoth, wyjął z sakiewki kryształowy kamyk i wręczył go rusałce- ten kamyk jest zrobiony z kryształu, gdy dotkniesz nim jakiegoś kwiatka będzie ten kamyk tak długo pachniał jak ten kwiatek, dopóki nie dotkniesz nim innego- rusałka widać zachwycona z prezentu, wybiegła żwawo z pomieszczenia.
-Więc wiemy już, dlaczego zabrali nas z polany, poza tym nic. Musimy ruszać w drogę Horhotcie, zanim Serght zaatakuje innych. Ciekawe jak długo już tu jesteśmy- zastanawiała się Andrea.
-Rusałka pokazała nam jeszcze, iż przewodzi nimi pewien elf, który jest bardzo mądry, nauczył przecież rusałkę sztuki rysowania w powietrzu. Poza tym, zaskoczony jestem budową tego pomieszczenia, na dodatek opiekuję się tym lasem od kąt pamiętam
-Opiekowałeś się, nie zapominaj, że nie jesteśmy już bogami- dodała smutna Andrea.
-Tak, ciężko zapomnieć, ale to był nasz wybór, poza tym, nie pamiętam tego miejsca, elfowie dobrze ukryli tą osadę przed moim niedokładnym jak teraz widać wzrokiem- stwierdził Horgoth, wstał i podszedł do wyjścia, lecz w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Krossan.
-Witajcie- zaczął –wiem, po co tu jesteście i postaram się wesprzeć was w waszej wędrówce- powiedział i nie czekając na pytania od gości, zaprosił ich gestem, aby wyszli z tego pomieszczenia- proszę chodźcie musicie się pożywić, spaliście cały dzień.
Bez zastanowienia, Andrea i Horgoth ruszyli za Krossanem. A oczom ich ukazał się dziwny widok, domy
elfów poukrywane były w pniach największych drzew. Deszcz nadal padał a las wyglądał ponuro i mrocznie, przeszli przez ścieżkę i weszli bez słowa do następnego pomieszczenia, w którym przy stole siedziało kilka elfów. Przybyli zajęli miejsca i od razu zabrali się do jedzenia. Podczas posiłku Elfka i Wampir dowiedzieli się od, Krossana iż sam Bóg Bogów nakazał mu, aby dołączył do wyprawy, którą podjęli Andrea i Horgoth na twierdzę Serghta. Powiedział również, iż w tej wyprawie z nakazu Boga Bogów udział wezmą tylko oni trzej, nie mogą wysyłać żadnych armii do walki, i że sami muszą podołać wyzwaniu. Na czas zadania będą mogli oni używać mocy boskiej, i otrzymają najznakomitszy oręż do walki.
-Przekazałem wam wiadomość od Boga Bogów. Mam nadzieję, że wyjaśnicie mi powody sporu między bogami?- Zapytał Krossan.
-To długa historia, więc opowiem ci ją w wielkim skrócie, gdyż sięga ona czasów zamierzchłych a nie mamy czasu na zbyt szczegółowe opisywanie, czas rozliczenia się z Serghtem nieuchronnie nadchodzi- rzekł Wampir.
-Słucham, więc- powiedział Krossan przygryzając kawałek elfiego chleba.
-Gdy Słońce było jedynym władcą ziemi, a jego promienie dosięgały każdego skrawka tej nędznej planety, znalazło się miejsce, w którego cieniu przebudziło się dwóch Bogów. Podzieli oni między sobą ziemię, rządząc na niej według własnych zasad i reguł. Jeden z nich wprowadził tyranię i anarchię, drugi natomiast pokochał ład i porządek. Byli własnymi przeciwieństwami, jedyne, co ich łączyło to chęć wyeliminowania drugiego. Jeden z nich w czeluściach swojej krainy wyhodował potężnego wilczura, bestię żywiącą się częściami ludzkiego ciała, które zapewniają mu długowieczność. Drugi natomiast rozwiną do poziomu arcymistrzowskiego sztukę magii chaosu i natury. W końcu podczas jednej z walk uwolnili oni tak wielką siłę, która zabiła jednego z Bogów i zniszczyła wszystko, co do tej pory oni stworzyli, ocalała jedynie krwawa bestia zwana wilczurem, oraz drugi z bogów zwany Dargonem- Horgoth wychylił do końca puchar wina, rozejrzał się po pozostałych, i niespodziewanie uderzył pięścią w stół - wszystko byłoby dobrze gdyby nie moja łatwowierność...
-Nasza Horgothcie, nasza nie zapominaj, że to też moja wina... –Poprawiła go Andrea.
-No dobrze, nasza łatwowierność, zaufaliśmy, Serghtowi, temu obłudnikowi i...-Głos mu się załamał.
-Ale, co z tymi, co przetrwali?- Dopytywał się Krossan.
-No tak, wałęsali się oni po zgliszczach dawnych potęg. I słońce znowu było jedynym władcą tej planety... mijały wieki, narodził się nowy Bóg, który zaprowadził porządek na ziemi. Powołał on królów, namiestników, przywódców, zorganizował on całe królestwo. Powołał on do swojego królestwa nowych bożków, wybranych spośród wyjątkowych poddanych. Aż do teraz, jako Bóg Bogów, rządzi sprawiedliwie, mając u swego boku trzech bożków. Ja i Horgoth zrzekliśmy się mocy boskiej gdyż nie możemy sobie darować krzywdy, którą wyrządziliśmy tylu elfom, zniszczyliśmy część tego zacnego rodu przez naszą łatwowierność i ślepotę- mówiła z żalem Andrea- nie mogłabym żyć jako bogini, podczas gdy mój lud, umiera, za moje błędy, nie potrafię wyjaśnić tego racjonalnie, ale czuję to tu – powiedziała wskazując delikatnie dłonią serce- czuję, że powinnam zapłacić za tak wielki błąd.
-Tylu mężnych poległo, tylu odważnych, rdzennych elfów- jękną Horgoth.
-Co wyście takiego zrobili?- Zapytał z przerażeniem Krossan.
-Posłuchaj- zaczęła Andrea- po dłuższym czasie bycia boginią, dowiedziałam się, że Bóg Bogów, ukrywa w tajemnicy przed światem wilczura w otchłani zamku Dargona, potem wiedzieli już o tym wszyscy bogowie. Dowiedziałam się również jak można zdjąć klątwę z tego zwierzęcia. Rozmawiałam z bogami w tej sprawie i doszliśmy do wniosku, iż należy niezwłocznie zdjąć urok z wilczura zanim wpadnie on w niepowołane ręce. Na dodatek Bóg Bogów był bardzo zajęty zarządzaniem nowymi włościami, które zdobył. Było to trochę dziwne gdyż nigdy on sam tego nie robił zawsze powoływał namiestników lub zarządców, jednak mogliśmy przynajmniej w tym czasie działać. Wybraliśmy jednego z bogów, a dokładnie to Serghta, niestety jego, miał on dotrzeć do wilczura i oblać jego oczy specjalnym wywarem zrobionym ze staranną dokładnością przez najlepszych alchemików. Niestety Serght wykorzystał nasze zaufanie i, nie wiem, w jaki sposób, ale udało mu się przeciągnąć na swoją stronę wilczura. Próbowaliśmy walczyć z nim, lecz zagroził, iż wykorzysta owego stwora do zniszczenia kamieni wiedzy, największych artefaktów w siedzibie bogów. Nie mogliśmy ryzykować, gdyż zniszczenie kamieni równoważyłoby się z utratą wiedzy bogów i zagroził, iż,...wybacz, ale nie mogę ci powiedzieć- mówiła Andrea.
-Mimo to wiem, o co ci chodzi, o wielką tajemnicę bogów, nikt z śmiertelnych nie może o niej wiedzieć. Ale nie mówmy o niej, więc wykorzystując wielką tajemnicę wydostał się z imperium Bogów.
Sądząc, iż nikt nie może go teraz powstrzymać atakuje sprzymierzeńców Boga Bogów, zupełnie jakby chciał zająć jego miejsce. Wojny Bogów są tak dziwne, iż śmiertelnik mógłby postradać zmysły, gdyby próbował je zrozumieć- powiedział Krossan.
-Krossanie, widać, iż nie jesteś śmiertelny, więc zapewne Bóg obdarzył cię łaską mocy- odezwał się w końcu Horgoth.
-Tak to prawda, jak już wspomniałem mam wam towarzyszyć w waszej wojnie z Serghtem. Podsumowując, Bóg Bogów wie o waszym występku i pozostawia zostawić wam wolną rękę, zajmując się swoimi sprawami, natomiast my musimy pokonać Serghta, i przy okazji zdjąć urok z wilczura- odpowiedział elf wolno gestykulując.
Dokończywszy posiłek, zdrzemnęli się ledwie i z samego rana ruszyli w stronę Gór Przeklętych do siedziby Serghta.

****


Trzech półbogów wędrowało całe dnie nie czując głodu i zmęczenia, gdyż taką moc otrzymali od Boga Bogów. Wyposażeni w najznakomitszy oręż zmierzali ku przeznaczeniu, ku szczytom Gór Przeklętych, gdzie Serght dokarmiał swojego Wilczura. Dni mijały dla nich bardzo szybko, słońce prowadziło ich w dzień a księżyc dotrzymywał towarzystwa w nocy. Wędrowali przez Kurhany, Wrzosowiska, Kamienne Pola, rozbijając małe grupki centaurów i orków, którzy byli na służbie u Serghta. Oręż, który otrzymali od Boga Bogów, bez problemu przechodził przez ciała wrogów. Mijały miesiące a pół bogowie coraz bardziej zbliżali się ku przeznaczeniu.
Gdy słonce było w zenicie trójka potężnych, zatrzymała się w chłodzie drzew, aby przedyskutować drogę do twierdzy Serghta.
-Około miesiąca zajmie nam wspinaczka na szczyt Gór Przeklętych, jeżeli będziemy wędrowali od wschodniej części Gór, i tak jest to mniejsza ilość czasu, śmiertelnik potrzebowałby dziesięć razy więcej czasu niż my. Lecz jeżeli w połowie drogi zboczymy na północny wschód wtedy wcześniej dotrzemy na szczyt-orzekł Krossan.
-Zauważ, że Serght nie jest głupi i pewnie domyśla się, iż Bóg Bogów wysłał nas, aby wymierzyć mu sprawiedliwość, na pewno oczekuje nas właśnie od strony północno wschodniej, nie będzie się spodziewał nas od frontu tylko od właśnie takich zapomnianych ścieżek- mówił rozważnie Horgoth- myślmy logicznie.
-Gdzie jest Andrea?- Spytał Krossan zmieniając temat i nerwowo się rozglądając- przed chwilą tu była!
-Uspokój się, jest tam na wzgórzu- powiedział Horgoth spokojnie czyszcząc swój miecz od krwi.
Krossan odłożył na ziemię swój miecz i elfi płaszcz, który miał na sobie, i podszedł do Andrei.
-Coś się stało?- Spytał łagodnie.
-Spójrz tam – wskazała dłonią gościniec prowadzący na szczyt Gór przeklętych.
-Nie widzę niczego szczególnego.
-Tam na końcu gościńca-powiedziała gwałtowniej- mgła!
-Mgła, i co z tego, to normalne.
-Wcale nie jest to normalne- przerwała mu gniewnie- przyjrzyj się, Horgoth, choć tu szybko, mgła schodzi z Gór!- Zawołała drżącym głosem.
-Co?- Zerwał się błyskawicznie z miejsca odrzucając miecz, i podbiegł do Andrei- przecież to niemożliwe- wyszeptał na widok tego zjawiska.
-To... nie jest mgła- mówił Krossan –spójrzcie tam, pochodnie!
-Serght, znowu atakuje, tylko kogo?
- Zaraz, zobaczcie, ten gościniec biegnie do nas, będą tu lada chwila!- Zauważyła Andrea.
-Więc zrobimy im przyjęcie powitalne- dodał tajemniczo Horgoth.
-Co kombinujesz?
-Chodźcie, mamy mało czasu.

****


-Dalej, dalej, ruszać się!!- Złowieszczy głoś przerywany świstem batów zakłócał ciszę lasu- nie obijać się, dalej!!!
Wielkie oddziały, wściekłych centaurów i orków poganianych przez nadzorców przedzierały się przez gościniec pośród lasu. Ich twarze okazywały chęć walki i nienawiść. Stąpali ciężko niszcząc wokół siebie każdy drobny kwiatek.
-Gro! Zobacz na to- zawył jeden z orków, po czym zdeptał malutkiego kwiatka.
-Ha ha ha- roześmiał się Gro, i przewrócił swojego kompana na ziemię- Ha ha ha – roześmiał się donośniej razem z resztą oddziału- ha ha ha.
-Co za bezmózgie stworzenia, tak mało im trzeba do szczęścia- powiedział Serght zrezygnowany.
- Hej, co to?- zapytał wskazując na posąg trzech postaci, koło którego właśnie przejeżdżali.
-Posąg panie, pewnie postawiony ku czci mężnych osób, lub ku czci bogów których wysławiają-powiedział wampir jadący obok Serghta na białym rumaku.
-Ku czci bogów powiadasz Lewiatanie, od tej pory wysławiać będą oni tylko jednego boga-mówił z przejęciem-Mnie!! Rozbić go!- Rozkazał gromkim głosem.
Kilku centaurów zbliżyło się do posągu z maczugami, zamierzając się na cios, jeden z nich wziął wielki zamach i uderzył z całej siły w kamienną skorupę posągu, który nawet nie drgną. Zaskoczony centaur zamierzył się raz jeszcze, lecz cios powstrzymała ręka jednej z osób rzeźby.
-Co u licha- zasyczał centaur.
-Nie tym razem- odpowiedział mu Horgoth.
Wyrwał mu z ręki maczugę i uderzył z całej siły w głowę zaskoczonego centaura, która potoczyła się na ziemię, a ciało padło z łoskotem, pod jego nogi. Andrea wykorzystała chwilę zaskoczenia wrogów i w niesamowicie szybki sposób wyciągnęła swój miecz i rozcięła ciała najbliżej znajdujących się orków, w tak prosty sposób jakby mieczem ścinała trawę z łąki.
-Atakujcie idioci!!!- Warkną rozwścieczony Serght.
Na rozkaz wszyscy rzucili się na Krossana, Horgotha i Andreę, otoczyli ich i starali się atakować.
Krossan ciął powietrze przed sobą mieczem, który otrzymał od Boga Bogów, po czym opadły odcięte części maczug najbliższych przeciwników. Zaskoczeni orkowie rzucili się na niego bez broni, głowy padały w niesamowicie szybkim tempie. Serght stał z boku razem z Lewiatanem pewny swej wygranej, czekał aż jego wojsko dokończy dzieła.
-Exsten- wykrzyknęła Andrea a z jej dłoni wyleciał lodowy bełt tworząc martwą ścieżkę pośród okrążających ich orków i centaurów.
Trójka półbogów, z zawzięciem walczyła przeciw wojskom Serghta, wykorzystując swą moc i niezwykły oręż. Wkrótce cała ziemia pławiła się w brudnej krwi popleczników wroga najwyższego z bogów. Ciała martwych z czasem tworzyły znaczne usypiska, niektóre sturlały się na dno wzgórza, tworząc śmierdzące bagno ciał i krwi. Niektórzy z orków chcąc jak najszybciej dotrzeć do trójki bogów, zabijali własnych sprzymierzeńców. Całej tej makabrze przyglądali się Serght i Lewiatan.
-Co za idioci! Przecież to bogowie, dlaczego nie zabrałem ze sobą łuczników, zaraz wytną w pień moją armię!- Krzyczał wzburzony Lewiatanowi-Trzech na jednego czy to sprawiedliwe? Widzi to Bóg Bogów i nie grzmi?- Krzyczał bez opamiętania w niebo- no tak przecież jesteś teraz bardzo zajęty, zawsze byłeś nieważne czy twój lud cierpiał!! Nigdy cię to nie obchodziło, ale teraz twoje rządy kończą się!!!
Serght zeskoczył ze swojego wierzchowca i przepychając się przez swoje wojsko, dotarł do Krossana.
-Giń elfie-wrzasną i z całej siły zamierzył się na Krossana.
Słychać było trzask mieczy, władanych przez Bogów.
-Infermo- krzyknęła Andrea tworząc wokół siebie pole martwych istot.
Serght i Krossan obchodzili się naokoło tworząc półkole i czekali na cios przeciwnika. Wojsko skupiło uwagę na Andrei i Horgothcie, pozostawiając wolne pole do walki Serghtowi i Krossanowi. Serght zatoczył w powietrzu łuk mieczem, lecz napotkał on unik elfa, który przeciął powietrze tuż przy skroni Boga. Wymieniali się uderzeniami, zataczali kręgi mieczami w powietrzu nie trafiając w cel.
-Krossanie uważaj z tyłu!- Usłyszał nagle łamiący się głos Andrei.
Elf gwałtownie obrócił się, lecz nie zdążył zrobić uniku, poczuł jak miecz orka przebija mu klatkę piersiową, Krossan zachwiał się i upadł na ziemię z mieczem orka wepchniętym po samą rękojeść we własnym ciele.
-Nie!!!- Krzyknęła przerażona Andrea.
-Co ty głupcze zrobiłeś?! Tylko tchórze atakują w plecy przeciwnika!!!- Warkną na orka Serght, po czym rzucił w jego głowę sztylet, który wbił się bez problemu zalewając orkową twarz czarną krwią.
-Co tu się dzieje???- Zabrzmiał donośny głos jakiejś osoby, słychać było grzmot błyskawicy, choć
burzy nie było, nagły błysk rozdzielił Serghta od ciała Krossana, pojawiła się mgła, z której wyłonił się średniego wieku mężczyzna.
-Powtarzam, co tu się dzieje?!- Zagrzmiał ponownie.
Andrea i Horgoth przyklęki a orkowie i centaurzy stali jak wryci nie wiedząc, co zrobić.
-A oto słynny Bóg Bogów-zadrwił Serght – co tak późno? Jakieś korki były?
-Jak śmiesz –odezwał się Horgoth wstając.
-Pytam ponownie, dlaczego przelewacie krew na mych ziemiach bez mej wiedzy?
-Wszystko przez ciebie- odezwał się dźwięczny głos za Bogiem Bogów, wszyscy jednocześnie zwrócili głowy w stronę postaci w białej szacie i długimi białymi włosami, ciemnej cerze i spiczastymi uszami.
-Callisto- wyszeptał cicho Lewiatan.
-Kim jesteś elfko?- Dopytywał się Bóg Bogów spokojnym tonem.
-Jestem nowym dniem, córką zagłady, siostrą nadziej, matką losu-odpowiedziała godnie nieznajoma.
-Dlaczego obwiniasz Boga Bogów za tą walkę?- Dopytywała Andrea łapiąc oddech po walce.
-Bo to prawda, zgadzasz się ze mną Dragonie?- Zwróciła się do Boga Bogów.
-Dragon?- Wyszeptał zdziwiony Horgoth-jak to?
Nie doczekał się on jednak odpowiedzi, zobaczyli oni tylko zbliżające się zewsząd odziały elfów, ludzi, rusałek, wilków i wszystkich innych nacji zamieszkujących ziemię.
-Co się dzieje nie rozumiem!?- Rozglądał się coraz bardziej zdezorientowany Dragon- co ty knujesz!
-Twój lud przyszedł się z tobą przegnać Borze Bogów-odpowiedziała Callisto zbliżając się do Dragona- nieźle namieszałeś, a teraz powiedz czy ci się opłacało?
-Nie zbliżaj się- Horgoth zagrodził mieczem drogę elfce.
-Zrób mały ruch a przebije ci serce!- Krzyknął Lewiatan naciągając cięciwę swojego łuku tuż za plecami Horgotha.
-Horgothcie, jesteś bardzo lojalny, ale pozwól mi skończyć- poprosiła łagodnie Callisto z lekkim uśmiechem.
-Niech ci nie przeszkadza mój miecz, mów- powiedział ostro Horgoth nie odejmując oręża.
-Powiem wam, dlaczego stoicie tu jak idioci, i przelewacie niepotrzebną krew. Wszystko przez waszą rządzę władzy!!! Nie widzicie tego? Wszystko zaczęło się od ciebie Dragonie, gdy zauważyłeś, że twój lud bardziej wyznaje twoich pomocniczych bożków, postanowiłeś położyć temu kres, wprowadzając mały zamęt w ich umysłach- mówiła spokojnie- nastawiłeś przeciwko siebie bogów wykorzystując wilczura, którego właściwości są nędznym mitem. Serght nigdy nie zdradził was Andreo i Horgothcie, wykonywał tylko nakazy Boga Bogów. Niestety Serght potem sam zapragną władzy za namową pewnej osoby. Skoro macie umrzeć wolałam abyście wiedzieli przynajmniej, dlaczego- zaśmiała się Callisto.
-Dlaczego mamy umrzeć?- Niedowierzała Andrea.
-Pozwólcie że wam wytłumaczę choć nie chce mi się, ale nich będzie. Dragon gdyż pożądał mocy, gdy zauważył, że jego lud wysławiał bardziej bogów, dzięki czemu zyskiwali oni większą moc, wtedy on sam ją tracił, ponieważ lud zapominał o nim. Serght, bo jest łatwowiernym głupcem- rzuciła gniewnie elfka- a nasi kochani Andrea i Horgoth bo są miękcy jak rozkładające się zwłoki. Wystarczyło, że nie mogli poradzić sobie z Serghtem, więc odrzucili moc Bogów, aby odpokutować za swoją naiwność, ach, jakie to wzruszające- dodała ironicznie.
Wszyscy wpatrywali się w twarz elfki ze zdziwieniem i wściekłością, mimo to nikt nic nie powiedział, orkowie i centaurzy całkowicie zbici z tropu zaczęli wycofywać się dyskretnie, lecz drogę zatarasowali im elfowie. Bogowie słuchali jak w letargu słów elfki, marszcząc czoła i zaciskając pięści.
-Sądzisz, że nas pokonasz?- Odezwał się w końcu Dragon- to co, że masz niezliczone ilości wojsk skoro nie mają one żadnej siły przeciw czterem bogom?
-Chcesz się przekonać?- Zapytała elfka uśmiechając się tajemniczo.
Nastała mroczna cisza, nie słychać było żadnego oddechu, ani widać najmniejszego ruchu.
-Atakujcie!- Wykrzyknął nagle Serght do orków i centaurów, którzy natychmiast posłuchali rozkazu atakując wojska elfów.
Callisto wykorzystała chwilę nie uwagi Horgotha i schyliła się przed jego mieczem a Lewiatan wystrzelił strzałę i przebił na wylot serce boga. Walka rozpoczęła się na nowo, krew ponownie oblewała ziemię. Martwe ciała padały nieustannie, bogowie walczyli w dzikim szale, chcieli udowodnić że nic ich nie powstrzyma.
-Nova!- Wykrzyknęła Andrea, jednocześnie zamrażając wszystkich wrogów wokół siebie, wykonała kilka zwinnych ruchów mieczem i wszyscy leżeli poszatkowani na ziemi. Dragon rozcinał każdego, kto zbliżył się do niego czy był to swój czy wróg, natomiast Serght i Horgoth wpadli w szał bitewny, wydawali straszne okrzyki powodujące zamieszanie u atakujących. Czterech bogów wyglądało jak małe mrówki pośród atakujących ich elfów, wilków i innych stworzeń, walczyli bez opamiętania tworząc wokół siebie sterty martwych ciał. Całej tej makabrze przyglądali się spokojnie Callisto i Lewiatan.
-Musi popłynąć krew niewinnych, aby ten świat się odrodził-powiedziała Callisto do Lewiatana.
-Nie ma innego sposobu- dodał lekko wzdychając.
-Nie ma...
-Osner dhed geba ervse- wymawiał powoli Lewiatan ze zamkniętymi oczyma.
-Osner dhed geba ervse- dołączyła się elfka- Osner dhed geba ervse- powtarzała coraz głośniej razem z Lewiatanem.
W miarę jak rósł ton ich głosów, wiatr wzmagał się, ciemne chmury zaczęły napływać z nikąd na niebieskie jeszcze niebo, kruki zaczęły latać nad polem bitwy. Nagle rozległ się wielki wrzask wdzierający się w głowę i rozsadzający ją od środka, wszyscy walczący padli na ziemię wijąc się z bólu i trzymając za głowy, prócz Callisto i Lewiatana. Nadlatywały smoki, wielkie, o potężnych szponach długich szyjach i mocnych ogromnych skrzydłach, nadleciały nad leżących i zaczęły zionąć w nich zielonym ogniem parząc ich ciała. Wyły przeraźliwie siejąc spustoszenie pośród walczących, paląc ich lub wbijając w ziemię podmuchami huraganu, który tworzyły potężnymi skrzydłami. Lasy paliły się,
a siedem smoków nadal bawiło się żyjącymi nadal bogami.
-Jak możecie bawić się życiem innych!?- dosłyszeli przeraźliwy krzyk umierającej Andrei.
-Możemy, to nasz świat, nasza gra, wy jesteście tylko pionkami, do czasu aż znajdzie się w końcu ktoś kto się nam przeciwstawi i zwycięży- odpowiedział jej Lewiatan.
-Skończcie to!!!- Krzyknęła Callisto do smoków, które posłuchały jaj głosu od razu zjadając szczątki pięciu bogów i większość elfów, orków, centaurów, i innych stworzeń, po czym posłusznie odleciały.
-Jak długo jeszcze będziemy szukać odpowiednich Bogów?- zapytała w końcu Callisto.
-Możliwe, że takich nigdy nie znajdziemy- odpowiedział dziwnie cicho wampir.
-Więc chodźmy mamy jeszcze tyle do zrobienia.
-Tak, musimy odbudować świat, a to trochę potrwa.
-Chodźmy wybrać nowych Bogów, mam nadzieję że nie będą popełniali błędów poprzedników-oznajmiła Callisto uśmiechając się lekko- oby nasze dzieci żyły w ciekawszych czasach.
-Na pewno tak będzie... wierzę w to...
Odeszli objęci, z pola zalanego krwią i gnijącymi trupami...ale towarzyszyła im nadzieja która trzymała ich przy życiu...


Callisto.
komentarz[3] |

Komentarze do "Boska wojna"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.035305 sek. pg: