..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Cain



„ Pan Mordu zginie, ale przed śmiercią spłodzi
legiony śmiertelnych potomków.
A ślady ich przejścia znaczyć będzie Chaos”.

Tako rzecze mędrzec Alaundo



ROZDZIAŁ 1


Cain obudził się w klatce cały obolały. Nie wiedział co się stało i gdzie jest. Ostatnie co pamięta to to, że podróżował z przyjaciółmi i nagle coś się stało ale nie mógł sobie przypomnieć co. Mocny ból głowy jeszcze bardziej utrudniał mu orientacje w terenie. Znajdował się w jakimś dużym i zimnym laboratorium pełnym zakrwawionych stołów i narzędzi do tortur. Na ścianach przyczepione były kajdany w które zakute były stare szkielety – prawdopodobnie obiekty badań lub więźniowie. Podłoga była z kamienia, gdzie niegdzie zaplamiona krwią.
Nagle otworzyły się drzwi i wyszła z nich duża, umięśniona postać. Cain nie widział zbyt dobrze twarzy bo było trochę ciemno, ale dostrzegł niektóre kontury. Był to mężczyzna o ostrych, poważnych rysach a w jego wyglądzie było coś znajomego. Miał na sobie wyblakłe czerwone spodnie które miały jakby szelki. Zakrywały one całe plecy ale przód był mniej osłonięty. Za uszami miał szwy. Nie miał włosów a na ich miejscu był podobny materiał do spodni.
- A, dziecię Bhaala obudziło się.
- Jak to, gdzie jestem.
- Jesteś bezpieczny, przynajmniej na razie – powiedział szyderczo.
- Nie rozumiem, kim jesteś?
- Jestem Irenicus, i tylko tyle musisz wiedzieć, ale przypomnę ci co nieco, chociaż pewnie już to wiesz. Twoja przeszłość jest niemal równie zagadkowa jak czekająca cię przyszłość. Choć trudno w to uwierzyć w twoich żyłach płynie boska krew. Jesteś dzieckiem Czasu Kłopotów, ery katastrof, gdy bogowie mieli cielesne powłoki kroczyli wśród swoich wyznawców. Jeden z tych bogów przewidział nadciągające wydarzenia i swoją śmierć, podjął więc kroki mające zapewnić mu zmartwychwstanie. Bóg wędrował przez krainy i zostawił za sobą grono śmiertelnych potomków pałających żądzą władzy i podbojów. Nie mieli być oni jego dziedzicami, ale jedynie paliwem jego odrodzenia. Bohaterowie mieli powalić tych tyranów, a ich zło miało spłynąć z powrotem do ojca. Tym bogiem był Bhaal, Pan Mordu, twój ojciec. Tak. Lecz moc jest w tobie uśpiona...
Zanim skończył mówić użył na nim bolesnego czaru. Cain krzyknął z bólu. Czuł jak porażają go pioruny, setki, tysiące piorunów i nie mógł nic zrobić aby się obronić. Po chwili Irenicus przestał.
- Tak... Uwolnij swój gniew. Daj się ponieść!
- Nie wiem o co ci chodzi – wystękał Cain.
- Ale się dowiesz, i to nie długo!
Znowu zaatakował więźnia ale tym razem rzucił w niego dużą ognistą kulą. Nieszczęśnik krzyczał w niebogłosy. Skóra paliła mu się żywcem, krwawił na całym ciele. Z bólu nie mógł złapać oddechu i zemdlał. W tej samej chwili ogień zgasł pozostawiając na wpół zwęglone ciało. Smród spalonej skóry wypełniał całe pomieszczenie.
- Wrócę jak się obudzisz, a wtedy przeprowadzimy więcej eksperymentów.
Cain ledwo żywy słysząc te słowa wolał nie myśleć co jego oprawca przygotuje na „następny raz”. Wolał umrzeć niż cierpieć znów to samo albo jeszcze coś gorszego.
Spał przez kilka dni i zapewne spał by dalej gdyby nie odgłosy walki w oddali. Ocknął się i zobaczył że jego ciało wygląda jak nowe. Nie mógł uwierzyć, że po takim ataku nic mu nie jest. Przecież czuł jak się cały pali. Na samą myśl o tym zdarzeniu zaczął czuć ciepło na ciele.
Nagle zobaczył jak otwierają się drzwi z których wcześniej wyszedł Irenicus. Przestraszył się, że znowu będzie cierpiał, ale zobaczył kogoś innego. Postać w poobdzieranym ubraniu, trochę poraniona ze strachem w oczach, biegła w stronę klatki ale po chwili zatrzymała się. Podłoga pod nogami zrobiła się błotnista i przybrała kształt twarzy. Nieszczęśnik popatrzył w dół i wybuchł na setki kawałeczków, nie zdążył nawet krzyknąć. Było to okrutne i bolesne zaklęcie.
Cain trochę oszołomiony tym incydentem nie przejął się bardzo. Chwilkę później przez te same drzwi przeszła inna postać odziana w zieloną sukienkę bez rękawów i krótką spódniczkę. Na biodrach miała pomarańczowy pas. Wyglądała dość niewinnie. Miała krótkie czerwone włosy, delikatne rysy twarzy i zielone oczy.
Podeszła do Caina spokojnie, z uśmiechem na twarzy.
- Nic ci nie jest?
- Nie, kim jesteś?
- Nie pamiętasz mnie? To ja Imoen. Irenicus musiał mocno się na tobie wyżyć.
- Imoen... skąd się tu wzięliśmy?
- Sama nie wiem, ale jedno jest pewne musimy stąd jak najszybciej wyjść zanim wróci Irenicus.
- Racja, umiesz to otworzyć?
- Jasne, myślisz ,że jak się wydostałam – powiedziała z lekkim uśmiechem.
Imoen z wielką zręcznością zaczęła grzebać w zamku i po chwili Cain był wolny. W tym czasie doszedł do siebie i zaczął normalnie funkcjonować.
- Dzięki, a teraz trzeba znaleźć jakieś wyjście.
- Ej!
Cain odwrócił się i zobaczył dwie inne klatki w których uwięzieni byli jego towarzysze, Jaheira i Minsc ze swoim chomikiem Boo.
- Gdybyście byli tak mili i uwolnili nas to byśmy się ucieszyli.
Cain odruchowo podszedł do klatek, podniósł ręce i wyszeptał jakieś tajemnicze słowa. W jego dłoniach pojawił się błękitne światełko które strzeliło w zamki. Drzwi obu klatek otworzyły się z łoskotem.
- Dzięki, czasem jednak przydają się twoje umiejętności. – powiedział Minsc z uśmiechem.
- Mi też miło cię widzieć – uśmiechnął się Cain.
- Może byśmy ruszyli – dodała Imoen.
Cała czwórka znała się od bardzo dawna. Byli dobrymi przyjaciółmi i wspierali się nawzajem w boju. Przeżyli wiele niebezpiecznych przygód, podróżowali razem od swojego domu, twierdzy Candlekeep na wschodzie aż do najdalej wysuniętych krain zachodu.
Cain i Imoen byli rodzeństwem, wychował ich potężny mag Gorion. Był to dobry człowiek który bardzo dbał o swoje dzieci. Mnisi w zakonie nauczyli ich magii. Nigdy nic im nie brakowało. Gorion nigdy nie wyjaśnił im jak trafili do Candlekeep, ani dlaczego potrzebny był im dom tak odcięty od świata. Dopiero po jego śmierci powiedziano Cainowi prawdę o dziedzictwie jego krwi. Stało się to wtedy gdy narodził się konflikt między nim a zabójcą Goriona, innym dzieckiem Bhaala. Ten brat miał na imię Sarevok. Był dumny ze swojego plugawego pochodzenia zamierzał je wykorzystać i stać się kolejnym Panem Mordu. Zamierzał doprowadzić do masowych śmierci, do wojny pełnej ofiar która udowodniłaby jego prawa do ojcowskiego tronu. Cainowi udało się udaremnić jego plany, a w końcu on odebrał mu życie i wysłał jego nieczystą duszę do Bhaala. Po zabiciu Sarevoka ogłoszono Caina bohaterem, ale niektórzy podejrzewali, że ma on takie samo pochodzenie.
Minsc i Jaheira jako dzieci podróżowali dużo ze swoimi rodzicami a także ze sobą. Poznawali się przez lata, doskonalili w sztuce walki bronią białą oraz magią. Stali się bardzo dobrymi wojownikami i bardzo dobrymi przyjaciółmi. Po latach podróży zmęczeni ciągłym bojem zatrzymali się na jakiś czas w Candlekeep. Z czasem przyzwyczaili się do życia w mieście ale chcieli znów kiedyś wyruszyć w świat. Imoen i Cain uciekając poprosili ich aby towarzyszyli im w podróży i tak ich losy splotły się ze sobą. Od tej pory stali się nierozłączną czwórką przyjaciół którzy uzupełniali się nawzajem.
Minsc jako bard jest dumnym lecz rozważnym wojownikiem. Jest on dobrze zbudowany, ma tatuaż w kształcie koła na policzku ,a łysina jeszcze bardziej dodaje mu surowości w wyglądzie. Najczęściej chodził w samych skórzanych spodniach, grubych butach i nagolennikach. Na piersi miał tatuaż w kształcie zwiniętego smoka, było to znamię które informowało innych bardów o jego „pozycji” w hierarchii. Udzielał się w bardzo dużej ilości bitew i zasłużył sobie na szacunek jak nikt inny, ale w środku był życzliwy, miły i spokojny. W walce mało kto mu dorówna umiejętnościami, męstwem, szybkością i refleksem. Bardzo dobrze zna rasy zamieszkujące całe Amn. Świetnie włada mieczem dwuręcznym, który jest jednocześnie jego ulubioną bronią. Swój pierwszy dostał w nagrodę od kapłana Zakonu Niewidzącego Oka za uwolnienie miasta od potężnego demona Tyranastrasza.
Jaheira natomiast jako elfka i członkini Harfiarzy bardziej wolała korzystać z magii niż używać broni białej, lecz była także bardzo dobra we władaniu mieczem. Różniła się ona trochę od innych elfów a najbardziej odznaczało się to w wyglądzie. Była piękna jak wszyscy z jej rasy ale w jej spojrzeniu było coś zimnego, to odpychało i równocześnie przyciągało. Samo to było już niezwykłe. Jak każdy elf miała spiczaste uszy, długie blond włosy, ostre rysy twarzy i jeden kolczyk w uchu w kształcie harfy. Była dobrze zbudowana, miała bardzo dobry słuch, wzrok i refleks. Miała zieloną sukienkę do kolan, skórzany pas i grube buty.
Oprócz tego miała na plecach miecz. Była ona znaczącą postacią w kręgu Harfiarzy. Przyczyniła się do rozwoju i poszerzenia wpływów tejże organizacji. Cieszyła się dużym szacunkiem i zaufaniem, zlecano jej dużo poważnych misji z których świetnie się wywiązywała.
- Czy ktoś z was wie gdzie w ogóle jesteśmy? – spytał Minsc.
- W jakimś podziemnym lochu, ale gdy zmierzałam tu widziałam jakieś laboratorium po drodze.
- Więc ruszajmy, nie chcę spędzić tu ani chwili dłużej – oznajmił Cain.
Cain otrzepał swoją szatę, którą podarował mu w przeszłości Gorion. Był to strój w kolorze ciemnej zieleni z długimi rękawami i dużym podniesionym do góry kołnierzem. Ruszyli przed siebie, choć nie dokładnie wiedzieli gdzie iść. Gdy wyszli za drzwi, ukazał się przed nimi długi korytarz.
- Czekajcie, mogą tu być pułapki – powiedziała Imoen.
Podeszła kawałek, kucnęła, dotknęła podłogi szybkim ruchem i nagle ze ścian w stronę grupy wyleciały dwie potężne kule, jedna ognista, druga z lodu. Cain jedną ręką popchnął za siebie siostrę, a drugą wyprostował, kierując dłoń w stronę kul. Obie uderzyły kilka centymetrów od ręki ukazując tarczę energetyczną którą stworzył. Była w kształcie koła i mieniła się ona dużą ilością kolorów, lecz nie dotykana pozostawała niewidoczna. Kule rozproszyły się we wszystkie kierunki nie dotykając jednak stojących z tyłu. Prosta tarcza ochronna którą wytworzył Cain była jedynie cząstką możliwości które posiadał, tak banalne zaklęcia wykonywał odruchowo.
- Dzięki braciszku – powiedziała z uśmiechem Imoen .
- Cała przyjemność po mojej stronie, ale następnym razem bardziej uważaj – zaśmiał się Cain.
- Nie ma sprawy, przecież nie chcę abyś się przemęczył.
Wstała i poszła dalej badając uważnie każdy szczegół na podłodze, ścianie czy suficie. Na szczęście była to jedyna pułapka na tym korytarzu. Idąc dalej natknęli się na laboratorium o którym wspomniała wcześniej Imoen. Cain otworzył drzwi przygotowując już jakieś zaklęcie na wszelki wypadek.

Weszli do środka lecz nikogo nie było. Pomieszczenie było duże a pod ścianami stały duże inkubatory z niebiesko-zieloną cieczą w środku. W cieczy znajdowały się najprawdopodobniej obiekty eksperymentów. Nie miały one określonego kształtu, a co dopiero nazwy. Z różnych miejsc na ciele wystawały im mniejsze lub większe „kończyny”. Od podstawy inkubatorów odchodziły grube kable które łączyły się w jednym miejscu. Pośrodku laboratorium stał jeden, dwa, trzy razy większy inkubator z tą samą cieczą, ale zamiast jakiejś istoty w środku, nic tam nie było, tylko z dna wydobywały się bąbelki powietrza. Podłoga była z szaro-zielonej glazury, gdzie niegdzie popękana. Tak samo ściany tylko w trochę lepszym stanie.
- Okropne miejsce – stwierdził z obrzydzeniem Minsc.
Cain podszedł do największego pojemnika. Zbliżając się zdawało mu się, że jednak coś tam jest. Nie mylił się, była to jedna z hybryd podobnej do tych z pozostałych pojemników.
- Panie, czy to ty? Obiecałeś mi wolność...
- Nie jestem twoim panem, kim a raczej czym jesteś?
- Nie znam cię, pewnie jesteś nowym więźniem a raczej obiektem badań.
- Nie mam zamiaru być niczyim królikiem doświadczalnym. Nie wiesz jak się stąd wydostać?
- Wydostać? Chcesz uciec stąd? Nie będzie to łatwe jeżeli w ogóle jest możliwe.
- Więc wiesz czy nie?
- Nie wiem, ale mam do ciebie prośbę, odłącz mnie od pozostałych inkubatorów, pozwól mi umrzeć, wystarczy, że pociągniesz za dźwignię obok siebie, proszę!
- Chcesz umrzeć?
- Powiedz mi czy ja w ogóle żyję, czy w moim ciele rozwija się jeszcze życie i czy to czym jestem nazywasz życiem?!
Cain milczał i patrzył na istotę ze współczuciem. Zwrócił się w lewo i pociągnął za dźwignię. Bąbelki w inkubatorze przestały się pojawiać i dał się słyszeć cichy głos z zewnątrz.
- Chwała ci, nareszcie jestem wolny, nareszcie...
Hybryda opadła na dno pojemnika a Cain jeszcze przez chwilę patrzył na stworzenie. W tej chwili ogarnęło go obrzydzenie i złość, lecz nie do samej istoty, ale do człowieka który to uczynił, do Irenicusa.
- On musi być chory znęcając się nad tak słabymi istotami, zadając im tak wiele bólu i cierpienia.
Wyszli z laboratorium i zmierzali dalej korytarzami. Zaraz za zakrętem napotkali następne drzwi. Cain otworzył je ostrożnie i ujrzał stare, drewniane regały z książkami różnego rodzaju. Po środku stał stół, lampa olejna i kilka krzeseł.
- To mi przypomina biblioteki w Candlekeep, zapach starego papieru i atmosfera jaka tam panowała.
Nagle zza jednego regału wyleciało stworzenie podobne do nietoperza, ale większe. Rzuciło się na Minsca wydając przy tym bolący krzyk. Minsc wyją miecz i jednym ciosem przepołowił napastnika który opadł na ziemię i zaczął bardzo szybko się rozkładać.
- Mefity – odrzekł Minsc – łatwo je zabić ale potrafią być bardzo denerwujące, ten był jeszcze młody i niedoświadczony.
Jaheira rozglądała się po pomieszczeniu w nadziei znalezienia czegoś ciekawego, gdy już znalazła odpowiednią lekturę, wzięła ją w rękę a ta rozsypała się w drobny pył.
- Nie ma tu nic ciekawego – powiedział Cain. – zwykła biblioteka.
Ruszyli dalej, jednak po chwili Jaheira zatrzymała swoich towarzyszy. Jej elfie uszy wychwyciły jakieś rozmowy. Podążała w tym kierunku a głosy się nasilały, teraz nawet pozostali coś słyszeli. Na końcu korytarza był skręt w prawo i stamtąd dochodziły te rozmowy a także lekkie światło. Wychyliła się aby zobaczyć rozmówców. Zobaczyła niewielkie pomieszczenie zagracone różnymi torbami, bronią, zbrojami i nie wiadomo czym jeszcze. Na końcu stał stół z bronią, a przy nim rozmawiała szóstka krasnoludów lecz były one mniejsze niż jakiekolwiek które widziała. Weszła do pomieszczenia, ale rozmówcy jej nie zauważyli. Dopiero po chwili jeden z nich spostrzegł „towarzystwo”.
- Chłopaki mamy gości – powiedział jeden z nich śmiejąc się – Brać ją!
Rzucili się całą bandą na elfkę. Jaheira uśmiechnęła się, wyciągnęła rękę i cała szóstka stanęła w miejscu. Unieśli się do góry i nagle każdy odleciał w inną stronę uderzając w ścianę. Wszyscy opadli na ziemię nie dając znaku życia, ale jeden wstał, otrząsnął się i biegł z mieczem na elfkę. Powtórzyła ona swój manewr ale nie odleciał on, przyciągnęła go do siebie.
- Odpowiesz na moje pytanie a przeżyjesz – powiedziała ze złością Jaheira.
- Dobrze, zrobię co chcesz.
- Jak się stąd wydostać?
- Nie wiem.
- Kłamiesz! Mów albo cię zabiję!
- Dobrze, dobrze. Idź wzdłuż tego korytarza.
Wskazał palcem na hol przy końcu pomieszczenia.
- Jeśli kłamiesz to wrócę i cię zabiję - powiedziała ze złością Jaheira.
Opuściła krasnoluda na ziemię i podeszła do wskazanego korytarza. Na pierwszy rzut oka wyglądał normalnie. Brązowo-żółta kamienna podłoga, takie same ściany, ale Jaheira jako doświadczona wojowniczka wiedziała że w takich miejscach aż się prosi umieścić pułapkę.
Imoen podeszła do niej i zaczęła bacznie obserwować korytarz. Zrobiła kilka kroków do przodu, wyjełą z kieszeni jakiś mały przyrząd w kształcie skalpela ale zakończenie miało inne. Głowica tego rozchodziła się na trzy różne strony, każda różniła się trochę od drugiej. Wyglądało to jakby tępe ostrza ze żłobieniami. Imoen skoncentrowała się na jednym punkcie w ścianie, podeszła do niego i umieściła w nim swoje narzędzie. Przekręciła go kilka razy w różne strony a po chwili dał się słyszeć głuchy syk.
- I po sprawie – oznajmiła.
Imoen była bardzo dobrą złodziejką ale nie wykorzystywała swoich umiejętności przeciw innym, wręcz przeciwnie starała się pomagać tam gdzie jej umiejętności były potrzebne. Ta wrodzona zdolność nie raz ocaliła jej życie. Nikt nie uczył jej tego co potrafi, była ona samoukiem.
Zaczęli iść dalej korytarzem, ale już bez większych niespodzianek. Na końcu zamiast drzwi była ściana.
- Wiedziałam, że kłamie – powiedziała Jaheira.
- Czekaj, tu coś jest – wtrąciła Imoen.
Podeszła do ściany, przeciągnęła ręką po kamieniach i ściana się otworzyła. Wszyscy weszli do pomieszczenia w kształcie koła z dużą kratą na środku podłogi. Przy ścianach były jakieś skrzynie oplecione siatką. Koło skrzyń znajdowały się na wpół zniszczone schodki a na ich końcu, drzwi.
Grupa ostrożnie zaczęła podążać w stronę drzwi. Na brzegach kraty była jakaś dziwna zielona substancja. Z głębi dało się słyszeć jakieś odgłosy.
- Lepiej szybko się stąd wynośmy, nie podoba mi się tu – powiedział Cain.
Kiedy podeszli do drzwi, usłyszeli głośny ryk. Wszyscy odruchowo się odwrócili, ale nic nie ujrzeli. Minsc odwrócił się jeszcze raz. Nagle krata wyleciała w powietrze a z głębi wyszedł duży potwór. Miał galaretowate zielone ciało z żółtymi plamkami. Jego długie macki zakończone były rozszerzeniem, a pod nimi był rząd przyssawek. Z czegoś co można nazwać ustami wystawały długie, ostre jak brzytwa zęby . Nad tym mieściły się małe oczy. Mimo dużego i niezgrabnego wyglądu Ściekojady były niebezpiecznymi i bardzo szybkimi stworzeniami.
- Do broni! – krzyknął Minsc dobywając miecza. – Ściekojad!
Wszyscy odwrócili się gwałtownie. Widząc przed sobą ogromną, ryczącą bestię każdy wyjął swoją broń. Minsc pierwszy rzucił się na monstrum z okrzykiem bojowym. Skoczył na wysokość ust aby zadać bestii cios. Nie zauważył jednak, że jedna z macek już leciała w jego stronę. Minsc zorientował się za późno. Potwór uderzył go a ten odleciał i z hukiem uderzył o ścianę. Jaheira wyciągnęła z kieszeni dużo małych noży. Zaczęła rzucać nimi w bestię. Noże wbijały się w galaretowate ciało i chowały się całe. Ściekojad niezbyt odczuł ten atak, ale zwróciło to jego uwagę.
- Imoen, bierz Minsca! – krzykną Cain.
Szeptał on już jakiś zaklęcie. Wyprostował ręce, a z nich strzeliły w stronę napastnika seria różnobarwnych promieni. Bestia zaczęła głośno ryczeć i wymachiwać mackami we wszystkie strony. Z zielonego zmieniła kolor na żółty, potem na niebieski, fioletowy, czerwony i brązowy.
Imoen przeszła obok potwora, który był zbyt zajęty aby zawracać sobie nią głowę. Wzięła ona nieprzytomnego towarzysza i podążała w stronę wyjścia.
Potwór zaczął jeszcze głośniej jęczeć, a po chwili zrobił się czarny. Cain nie przestawał trzymać rąk. Napastnik zaczął się miotać ale z każdym ruchem odpadała jakaś część jego ciała. Gdy w końcu stracił wszystkie macki Jaheira podbiegła, wyjęła swój miecz i wbiła potworowi pod usta. Przed chwilą jeszcze głośno ryczał, ale teraz umilkł jakby stracił głos.
Przeciągnęła miecz w dół a z rany polała się krew. Jaheira wbiła miecz jeszcze głębiej. Bestia przestała się ruszać. Elfka odeszła do drzwi zostawiając miecz w ciele potwora, ponieważ krew Ściekojada dotykając metalu wypacza go i staje się on nie użyteczny. Bestia runęła na podłogę z hukiem a jego krew rozlała się wokół niego.
- Minsc, obudź się – powiedziała Imoen uderzając go w twarz.
- Co...gdzie... potwór! Gdzie on jest!?
- Spokojnie już po wszystkim.
- To niesprawiedliwe, jak chcę sobie powalczyć to nie mogę.
- Będziesz miał jeszcze dużo okazji przyjacielu – wtrącił Cain śmiejąc się.
Za drzwiami był następny korytarz jednak bez pułapek. Na końcu nie było drzwi lecz przejście do następnego pomieszczenia. Pokój był okrągły. Na środku stał stół a pod nim był dywan. Naprzeciwko wejścia stał oszklony regał z książkami, koło niego mały stolik z lampą olejną. Po obu stronach stołu przy ścianach stały kanapy. Wszystkie meble były ładnie rzeźbione, obicia były w kwiaty a na ścianach znajdowała się tapeta z krzewami róż. Ten pokój, pełen ciepła, uczuć nie pasował do tego zimnego i niedostępnego miejsca.
Towarzysze weszli do środka zdziwieni tak odmiennym wystrojem.
- O co tu chodzi? – spytała Imoen – z lochów wchodzimy do ekskluzywnego mieszkania?
Na lewo i prawo od wejścia były następne przejścia. Cain zaczął chodzić po pokoju, oglądając przedmioty które się tam znajdowały.
- Nie wydaje mi się żeby to był pokój Irenicusa.
Podszedł do wejścia z lewej i zobaczył mały składzik w którym znajdowały się jakieś beczki, skrzynki i półki z małymi buteleczkami. Znajdowało się tam także coś co przykuło jego uwagę. Portal, prawdopodobnie do innej części świata albo do innego świata. Była to metalowa rama w kształcie owalu wielkości rosłego człowieka. W środku znajdowała się szara substancja która przenosiła osobnika, który w nią wszedł, gdzie indziej. Cain wiedział z doświadczenia że gdyby wszedł w taki portal mógłby znaleźć się prosto nad aktywnym wulkanem lub pod nosem jakiejś bestii dlatego nie ryzykował przejścia.
- Nie ma tam nic ciekawego – oznajmił i wyszedł ze składzika.
Imoen była już w drugim przejściu. To co zobaczyła było bardziej szokujące niż piękny pokój za nią. Przed nią rozciągał się niewielki skrawek lasu z ogromnym drzewem pośrodku.
- Ej! Chodźcie zobaczyć.
Jaheira, Minsć i Cain podeszli do niej i tak samo jak ona nie mogli uwierzyć w to co widzą.
- Teraz już nic nie rozumiem – powiedziała Imoen.
- To wygląda jak lasy Tethyru – oznajmiła Jaheira – brakuje mi tamtych okolic.
Elfka jakby bardziej „oswojona” z tym widokiem podeszła do drzewa. Nagle zza niego wyszły trzy oszałamiająco piękne postacie. Pierwsza miała czerwone włosy opadające do ramion, druga zielone a trzecia niebieskie i tak samo były ubrane.
- Kim jesteście? – spytała pierwsza.
- Nimfy...ostatnio widziałem nimfę wiele lat temu. – mówił zdziwiony Minsc.
- Kim jest nimfa? – spytała Imoen.
- Nimfy to bardzo piękne istoty, jak zresztą sama widzisz. Zamieszkują Wzgórza Wichrowych Włóczni od tysięcy lat. Są bardzo miłe, delikatne i zawsze są młode. Posiadają także dużą moc, ale nie mam pojęcia co nimfy mogą tutaj robić?.
- Widzę że znasz nasz lud – powiedziała pierwsza
- Niedużo wiem na wasz temat, jak zresztą każda żyjąca istota.
- Zdziwiłabym się gdybyś wiedział więcej, ale dalej nie wiem kim jesteście?
- Irenicus nas więził, ale uwolniliśmy się i teraz chcemy uciec z tego miejsca.
- Życzę wam szczęścia, my też byśmy chciały stąd odejść.
- Chodźcie z nami.
- Nie możemy. Jeśli Irenicus zauważy, że nas nie ma, to wytropi nas swoją magią i zabije, ale mam prośbę.
- Słucham.
- Jeśli stąd wyjdziecie czy moglibyście zanieść żołędzie z naszego dębu na Wzgórza Wichrowych Włóczni?
- Dobrze, zrobimy co w naszej mocy.
- Dziękuję. Gdy już tam będziecie dajcie je naszej Królowej ona będzie wiedziała co zrobić.
Po przekazaniu żołędzi Minscowi zniknęły tak samo szybko jak się pojawiły.
Drużyna szła dalej „lasem”. Po krótkiej wędrówce las się skończył.
- Co jest? – zmieszał się Minsc – To jak stąd wyjść?
Jaheira przypatrzyła się ścianie gałęzi i liści przed nimi. Podeszła i zaczęła dotykać je.
- To jest magiczne przejście – powiedziała – Zaraz się tym zajmę.
Przystawiła rękę do gałęzi i zaczęła mówić językiem który brzmiał tak obco, że żaden z jej towarzyszy nie byłby w stanie powtórzyć choćby jednego słowa. Jej głos robił się coraz grubszy, coraz bardziej nienaturalny. Po ostatnich słowach ukazały się drzwi w tym gąszczu. Otworzyły się same jakby zapraszały do środka.
- Gotowe, idziemy.
Przyjaciele przeszli przez drzwi. Wchodzili po jakichś schodach do góry, ale nie widzieli nic więcej z powodu nieprzeniknionej ciemności.
- W takich warunkach możemy ominąć jakieś wejście. – powiedział Minsc.
- Moment – Cain wystawił rękę i wyleciała z niej mała kula, która rozświetlała drogę. – Może być?
Szli do góry przez jakiś czas aż wreszcie ujrzeli przed sobą drzwi.
- No nareszcie – powiedziała Imoen – już myślałam, że to się nigdy nie skończy.
Cain otworzywszy drzwi zobaczył pomieszczenie identyczne jak te gdzie torturował go Irenicus tyle, że zamiast klatek po środku był jeden, duży stół na którym leżała martwa postać. Ze stanu zwłok można było wywnioskować, że odbywały się na nim eksperymenty. Masa szwów na całym ciele, gdzie niegdzie otwarte rany. Ciało leżało już tu jakiś czas bo zaczęło się już rozkładać i miejscami gniło. Cain niestety wiedział kim był ów nieszczęśnik...
Jaheira stanęła obok niego i zobaczyła martwe ciało.
- Jaheiro nie patrz
- Zostaw mnie Cain! Muszę...chcę to zobaczyć.
Podeszła do stołu i drżącą ręką dotykała ciała elfa.
- Kim on jest? – spytała Imoen
- To jej mąż.
- Jaheira miała męża?
- Rozstali się dawno temu ale z innych powodów niż myślisz. Jej mąż Kaleb nie mógł usiedzieć w domu więc rozstali się z Jaheirą, ale dalej utrzymywali kontakt. A ona nie chciała zostać sama więc też wyruszyła w świat. Nigdy nie przestali się kochać.
Jaheira patrzyła jak jej mąż leżał martwy na stole. Przyglądała się pociętemu ciału elfa dotykając go delikatnie. Jaheira zaczęła płakać. Minsc podszedł do niej aby ją przytulić.
- Nie, odejdź.
- Twój mąż był wielkim wojownikiem, wiedz, że także ubolewam nad jego śmiercią, ale czy nie można go wskrzesić?
- Nie! Nie wolno wskrzeszać umarłych. Jest zbyt duże niebezpieczeństwo, że dusza jakiegoś demona wstąpi w jego ciało. Nawet jeśli bym chciała to zrobić to jest zbyt późno. Nie możemy się zatrzymywać, musimy iść dalej, nie mamy czasu do stracenia.
Wszyscy wiedzieli że Jaheira ma rację ale ruszyli się dopiero po jakimś czasie.
Przeszli przez drzwi za stołem i weszli na następny korytarz. W oddali było słychać odgłosy walki. Gdy się zbliżali głosy coraz bardziej się nasilały. Na końcu korytarza nie było wyjścia tylko duży kamień który robił za drzwi.
- Zaraz go usunę – powiedział Minsc.
Podszedł bliżej, chwycił go i przesunął na bok.


ROZDZIAŁ 2


- Głupcy, nie wiecie z kim zaczynacie – krzykną Irenicus
- Poddaj się magu, nie masz z nami szans – odpowiedziała zakapturzona postać.
- To się jeszcze okaże.
Przyjaciele wyszli z podziemi i zobaczyli, że Irenicus walczy z pięcioma zakapturzonymi postaciami. Ta piątka należała do organizacji zwalczającej działalność magii w Athkatli. Byli to Zakapturzeni Czarodzieje. Ich wpływy rozciągały się w całym mieście a nawet poza nim.
Mieli w swoich szeregach potężnych magów. Nikt nie wiedział gdzie mają swoją siedzibę, ale osoby które używały magii na terenie miasta były teleportowane do Przytułku Czarowięzy. Było to więzienie dla czarodziei, lecz nie było to zwykłe więzienie. W tym miejscu przeprowadzano eksperymenty na więźniach. Większość po jakimś czasie traciła zmysły, zapadała w depresje lub popełniała samobójstwo. Nikt kto dostał się do przytułku nie wyszedł z niego, a przynajmniej nie wyszedł normalny. Łatwo było ich rozpoznać, ubierali się w brązowe szaty, zawsze mieli kaptur na głowie. Jeśli ktoś zobaczyłby twarz któregoś z nich to tylko przed śmiercią.
Cała drużyna znalazła się w środku Promenady Waukaen. Było to bardzo ogromne miejsce z dużą ilością sklepów, tawern, domów i jednym dużym cyrkiem po środku dużego placu. Cały obszar był owalnego kształtu, kilkupiętrowy. Kamienne, stare mury tej dzielnicy były także ścianami domów mieszkańców.
- Wreszcie wyszedłeś dziecię Bhaala. – powiedział Irenicus – Więc spójrz jak ci głupcy zginą z mojej ręki.
- Bracia musimy zatrzymać tego maga! – krzyknął jeden z zakapturzonych czarodziei.
- Nic mi nie zrobicie.
Irenicus przystąpił do ataku. W stronę dwóch magów poleciał cienki wąski promień. Za późno się zorientowali i trafieni zamienili się w popiół.
Dwóch magów zaczęło atakować Irenicusa. Jeden wyprostował obie ręce, otworzył dłonie i rzucił ognistą kulę. Gdy już miała miała trafić cel, odbiła się od niego i uderzyła w rzucającego. Nieszczęśnik spłoną na miejscu, przeraźliwie krzycząc. Drugi który miał większe doświadczenie rzucił czar Spętanie. Napastnika otoczyły trzy złote pierścienie które zacisnęły się na lego ciele. Starczyło to aby na chwilę powstrzymać czarodzieja.
- To za mnie i Caina! – krzyknęła Imoen, atakując Irenicusa. Potraktowała go wiązką piorunów jednak nie zrobiło to na nim dużego wrażenia.
- Głupcy, nie jesteście w stanie mnie pokonać.
Zanim skończył zdanie uwolnił się z uścisku i zaatakował maga który go uwięził. Podzielił on los dwóch poprzednich jego braci. Nagle na polu walki pojawili się jeszcze trzej magowie.
- Jak to możliwe, że jeden czrodziej zabił aż trzech naszych. Jest bardzie j niebezpieczny niż myśleliśmy. – powiedział jeden z trójki przybyłych magów. – Musimy go powstrzymać.
- Nie mam czasu na zabawę z wami. Mogę się oddać w wasze ręce ale pod jednym warunkiem ona pójdzie ze mną – wskazał na Imoen.
- Dobrze, ale nie stawiaj więcej oporu.
- Nie, ja nie chcę iść! Ja nic nie zrobiłam!
- Cicho dziecko, niech głupcy robią co do nich należy. – powiedział Irenicus.
- Zabrać tą dwójkę do Czarowięzów – rozkazał jeden z czarodziejów.
Zanim Cain i reszta zdążyli zareagować Imoen, Irenicusa i Zakapturzonych Czarodziejów już nie było.
- Imoen! – krzyknął Cain, ale było już za późno.
- Musimy ją uratować – powiedział Minsc.
- Powiedzieli żeby zabrać ich do Czarowięzów a tam nie jest łatwo wejść a tym bardziej wyjść. – wtrąciła Jaheira. – Ale i tak musimy ją ratować.
Grupa chciała od razu zmierzać w stronę Brynnlaw, ponieważ na wyspie koło tego miasta znajdował się Przytułek.
- Niestety nie możemy od razu iść po Imoen. Jesteśmy za słabi, od razu by nas zabili albo schwytali i eksperymentowali na nas. – powiedział smutno Cain. – Na razie możemy mieć tylko nadzieję, że uda się jej jakoś przetrwać.
Przyjaciele postanowili, że zajdą do jakiejś tawerny, może zdobędą jakieś ciekawe informacje
Poszli do najbliższej gospody. Nazywała się „Pod wulgarną Małpą”.
Weszli do tawerny i ujrzeli ciemne, duże pomieszczenie oświetlane światłem świec. W całej tawernie stały okrągłe, drewniane stoły z krzesłami, większość stolików była zajęta albo w bardzo złym stanie. Oprócz marynarzy byli tu także miejscowi, którzy upajali się trunkami i zaczepiali kelnerki. Na podłodze leżały gdzie nie gdzie puste butelki i śmieci którymi nikt się za bardzo nie przejmował. Na końcu pomieszczenia była długa lada i rząd stołków przy niej. Za ladą stał gospodarz, zajęty podawaniem piwa i rozmową z gośćmi. W powietrzu unosił się zapach tytoniu.
Cain zaczął iść przez gospodę. Zatrzymał się przy ladzie i usiadł na stołku.
- Co podać? – spytał barman.
- Nic do picia, ale może mógłbyś odpowiedzieć mi na kilka pytań?
- Jeśli będę coś wiedział, to powiem.
- Wiesz coś o Zakapturzonych Czarodziejach?
Gdy Cain wypowiedział to zdanie cała tawerna ucichła. Wszyscy patrzyli na niego jak na samobójcę albo wariata. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chce wiedzieć ani mieć nic wspólnego z tą organizacją.
- Czemu pytasz się o nich? Życie ci nie miłe? – spytał zdziwiony barman
- Porwali moją przyjaciółkę i chcę ją odzyskać ale nie wiem od czego zacząć. Może wiesz gospodarzu gdzie mogę znaleźć kogoś kto udzieli mi informacji. – odwrócił się do gości - Może ktoś z was wie kto posiada takie informacje?
Nikt nic nie odpowiedział. Pewnie dlatego, że wszyscy się bali, ponieważ Zakapturzeni Czarodzieje mieli swoich szpiegów nie tylko wśród ludzi. Bardzo dobrze wykorzystywali zwierzęta, były one bardziej posłuszne niż ludzie.
- Tutaj nie znajdziesz takich informacji, to porządna tawerna. – odpowiedział przestraszony barman. - Jeśli nic więcej nie chcesz to proszę opuść mój lokal.
Cain wstał i zmierzał do wyjścia. Kątem oka widział spojrzenia ludzi. Co poniektórzy szeptali między sobą jednocześnie patrząc na niego. Przyjaciele wyszli z tawerny i szliby dalej ale zatrzymał ich pewien nieznajomy.
- Słyszałem że szukasz informacji – zagadnął mężczyzna.
Ubrany był w brązową koszulę i takie same spodnie. Miał ciemne, krótkie włosy i kucyk z tyłu głowy. Wyglądał na zadbanego, kulturalnego mężczyznę. Rysy twarzy były delikatne a on sam był troszkę otyły.
- Tak. Wiesz coś o Zakapturzonych Czarodziejach?
- Ja nie, ale wiem kto. Musisz iść do Dzielnicy Doków. Tam znajdziesz duży, pomarańczowy dom. Przed drzwiami będzie stał strażnik, nie wpuści cię bez pytania, więc powiedz mu że przysłał cię Maldvin. Jak będziesz w środku to skierują cię do odpowiedniej osoby.
- Dziękuję ci, jak mogę ci się odwdzięczyć?
- Na to przyjdzie jeszcze czas, ale teraz idźcie do doków.
- Dziękuję.
Mężczyzna był dziwnie tajemniczy, ale przynajmniej powiedział że mają jeszcze szansę dowiedzieć się coś o Zakapturzonych Czarodziejach i może nawet uratować Imoen.
Dzielnica Doków była całkiem duża. Stały tam tawerny, jak zresztą w całej Athali, oraz budynki w których mieszkali ludzie. Ziemia była brukowana a ściany większości budynków były pomarańczowe. Na samym końcu dzielnicy były przystanie dla statków i łodzi. Dużo mieszkańców zajmowało się rybołówstwem. Dzielnica Doków była jedną z kilku dzielnic w całym mieście. Całe miasto podzielono na dzielnice aby było łatwiej pilnować porządku. Straż pilnowała wejścia i była także rozstawiona w głębi dzielnic. Athalia była dużym miastem więc znalezienie jakiegoś miejsca a tym bardziej budynku było bardzo trudne jeśli nie było się mieszkańcem.
Drużyna postanowiła znaleźć ów pomarańczowy dom ze strażnikiem przed wejściem. Było to trudniejsze niż się zdawało, ponieważ prawie każdy budynek był pomarańczowy i przed każdym stało dwóch czy trzech strażników. Ta dzielnica nie należała do najbogatszych ale do najlepiej strzeżonych. Mieszkali tu ludzie interesu którzy cenili swoją prywatność.
Przyjaciele rozglądali się na wszystkie strony poszukując odpowiedniego domu. Minsc spostrzegł budynek wyróżniający się z pośród innych. Nie tylko był większy ale także stał przy wejściu tylko jeden strażnik. Nie było on uzbrojony, a nawet nie wyglądał groźnie. Po prostu stał i pilnował wejścia. Był ubrany w czarną koszulę i spodnie. Na dłoniach miał skórzane rękawice i chyba tylko one sprawiały że wyglądał groźniej.
- Dobrze że już jesteście, spodziewaliśmy się was – powiedział strażnik.
- Przysłał nas Maldvin – odparł Cain
- Wiem, wiem także czego szukacie i gdzie to znajdziecie, ale nie ja to wam powiem, to nie moja rola.
- A więc kto ma nam to powiedzieć?
- Chodźcie za mną
Strażnik zawrócił się twarzą do drzwi, otworzył je kluczem i wpuścił ich do środka. Jaheira wchodząc zauważyła, że w drzwiach nie ma dziurki na klucz a nawet jakiegokolwiek zagłębienia gdzie można byłoby go wsadzić, a jednak słyszała wyraźnie zapadki otwierające drzwi przed nimi.

cdn.


Czeladnik.
komentarz[7] |

Komentarze do "Cain"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.080027 sek. pg: