..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

DYM



Noc była ciemna i prawie całkowicie już przykryła ziemię. Gdzieniegdzie można było tylko dostrzec budzące się do nocnego życia zwierzęta, widoczne jako pary błyszczących oczu. Świerszcze grały głośno, chcąc ogłuszyć wszelkie życie swoim nocnym śpiewem. Grały balladę dla księżyca, który wzniósł się na niebo - pan tych paru godzin, rzucający mleczny blask na panoszącą się ciemność. W rzeczywistości jeszcze widać było łunę po zachodzie słońca, która choć nie dawała wiele światła, to jednak siłowała się ciągle z nastającym mrokiem. Zacierały się powoli szczegóły drzew, pagórków; wszystko przemieniało się w mroczne plamy o wybujałych kształtach.
Wśród tak niegościnnego krajobrazu Belchir szedł do celu swojej podróży. Był już stary - nie kolejny młody i pełen sił bohater, który dokona wielu wspaniałych czynów podczas wieloletnich wędrówek. Ten czas już minął dla niego. Osobiście miał dosyć wędrowania, wolał grzać stare kości w popołudniowym słońcu i nadrobić stracony czas, nadrobić lenistwo, na które nigdy nie miał czasu.
A jednak znów musiał ruszyć w wędrówkę. Pozornie nikt nie dałby mu większych szans w obecnych czasach na przeżycie tylu dni w ciemnym lesie. Pozornie, bo ten ktoś nie znałby prawdziwej strony Belchira. Magicznej strony.
”Kiedy to było, och, jak dawno temu!” - pomyślał starzec, brnąc przez chaszcze. „Szkoła magii, potem dom druidów... ech, to był złoty wiek, szczególnie w pełni sił...”. Czas był najwyższy na rozłożenie małego obozu i odpoczynek na dalszą drogę. Wyjął z małego tobołka parę sucharów i krzemienie. Uśmiechnął się pod nosem i zebrawszy trochę chrustu, rozłożył w małe, ale umiejętnie rozplanowane ognisko, po czym wziął do ręki kamienie. Tylko kilka uderzeń wystarczyło, aby iskra przeskoczyła na suche gałązki i przed starcem rozbłysnął wesoły płomień. Dawał przyjemne ciepło i jednocześnie stanowił ostrzeżenie dla dzikich zwierząt; oświetlał też pomarszczoną twarz Belchira, dodając czarnym oczom starca wesołych iskierek. Niewiele potrzeba mu było, aby czuć się dobrze. Kiedyś - teraz nie był w stanie zwalczyć postępujących lat. Był silny i wytrzymały w młodości, a obecnie nie zatracił hartu ducha, mimo że siły go opuściły. Czuł, jakby jego droga miała niedługo się skończyć i tak naprawdę nie był zdziwiony. Nawet nie żałował tego, co miało nadejść - był to przecież zwiastun nowego etapu...
Poczuł, że już czas. Z małego tobołka wyciągnął parę lekko zeschłych liści, które rzucił w dogasające ognisko. Płomienie zniknęły zupełnie, a ze spalonych drewienek uniosła się strużka dymu. Dym był biało-szary i, mimo że powstał z kilku liści, niezwykle gęsty. Na początku. Opary unosiły się, a potem rozchodziły się powoli wśród drzew. Pełzały między pniami i konarami, które rozdzielały go na pasma lub pięły się w górę drzew. Nie było wiatru, jak zawsze zresztą w nocy, więc dym unosił się powoli, przemieszczając się w wybranym sobie kierunku. Omiatał i otulał wszystko wokoło mlecznobiałą na tle nocnych kształtów otoczką. Nagle wszystko dokoła Belchira nie było już czarne, ale jaśniało bielą. Ale dym nie poprzestał tylko na tym. Piął się wyżej i wyżej, a pasma między drzewami pełzały dalej, jakby chciały przeniknąć cały las. Starzec uśmiechnął się ponownie swoim dziwnym uśmiechem, wpatrując się jednocześnie z uwagą w strużkę dymu tuż przy nim. Już czas, już czas...
Wtem wąska strużka zmieniła kierunek jakby pchnięta wiatrem. Skierowała się w stronę starca i zachłannie wypełniała każdą przestrzeń wokół niego. Dzieliła się samorzutnie na wiele pasem i powoli acz stanowczo okalała Belchira. Jego uśmiech przerodził się w cichy śmiech, a dym natychmiast to wykorzystał, wciskając
się również do gardła. Spokojne spojrzenie oczu jakby powoli matowiało, jak gdyby dym postanowił opanować też czarne tęczówki jego oczu. Belchir śmiał się głośno. To nie bolało. Było to nawet przyjemne, porównując to uczucie do wielu rzeczy, których doświadczył w swoim życiu. Niejedna blizna pozostała na jego ciele a i niejedna szrama nie mogła się zagoić na jego duszy. Dym był miękki i przyjemny – jedyne, co czuł, to
powolne matowienie świata dokoła niego i zapadanie w kojący sen, tak przyjemny, bo będący odpoczynkiem od ostrości świata. Tak przyjemny...
Nic nie mąciło nienaturalnego spokoju i ciszy wokoło starca. Dym wygłuszał dźwięki z zewnątrz i nie pozwalał dostać się nikomu i niczemu do wewnątrz. Opadał białą rosą na ziemi, to unosił się znowu w przestrzeni. Starzec przy ognisku wyglądał, jakby zaraz miał zniknąć - dym nie tylko go przesłaniał, ale i wypełniał od środka. Wyglądał jak biała pochodnia w środku nocnego lasu. Belchir opadał spokojnie w niebyt. Miał jeszcze trochę czasu, a przez głowę przelatywały mu wszystkie dni chwały i porażek. Jego rodzina, dzieci, wnuki, nawet prawnuk - wiedział, że jest bardzo stary. Widział siebie młodego, potem dojrzałego, aż w końcu doszedł do teraźniejszego etapu. Przypomniał sobie wiele rzeczy, na które nie miał czasu, o których zapomniał w ferworze życia. Miał jednak świadomość, że to, co trzeba było, zostało załatwione, jakby nie było już więcej myśli do snucia. Na koniec w głowie ukazał się mu druid, którego spotkał nawet nie tak dawno temu. Rozmawiali wtedy dużo, ale najbardziej wyryła mu się w sercu jedna myśl mistrza: „Nieważne, jakie życie wiodłeś. Nieważne, ile zdobyłeś, ile przegrałeś, ile jesteś winien albo ile inni są zobowiązani tobie. Nieważne też, ile wiesz, jak wielkie są twoje zasługi, czego dokonałeś. Tak naprawdę najważniejsze jest to żeby, wiedzieć, kiedy odejść. Wiedz, że mamy dar decydowania o tej chwili tak, aby wszystko ułożyło się po naszej myśli. Najważniejsze jest abyś odszedł wtedy, kiedy świat przestanie ciebie potrzebować, kiedy skończą ci się tematy myśli, kiedy
będziesz chciał odpocząć od życia...”
Dym przeniknął do serca Belchira, czuł czuły dotyk, pieszczący go od środka. Oczy jego zmatowiały, lecz wciąż się uśmiechał, jakby na myśl, co go czeka tam’ nikt nie wie, gdzie. Opadł w mlecznobiały świat nie czując nic, odchodząc w nieznane i opuszczając dotychczasowe życie. Ostatni widok drzew rozmazał się gdzieś w niepamięci, a potem rozproszył w małych okruchach dymu...
Świat budził się z dziwnego odrętwienia. Dym opadł na ziemię i wniknął szybko do gleby, nie pozostawiając po sobie śladu. Jeszcze przez chwilę widać było biały osad w miejscu przy ognisku, a z jednego boku osad nabrał koloru brunatno-srebrnego. Nie wsiąkał on do gleby razem z dymem. Pośród drzew zawiał lekki poranny wiatr unosząc drobinki ni to popiołu, ni ziemi do góry, aby opadły potem na glebę w całym lesie.

Nimrodel.
komentarz[4] |

Komentarze do "Dym"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.023156 sek. pg: